- Adelaide udało ci się, nie sądziłem, że sobie poradzisz, a jednak. Zjedz czekoladę. - podał mi do rąk rządek słodyczy, po czym się do mnie uśmiechnął. - Poczujesz się dzięki niej lepiej.
- Profesorze, nie rozumiem... Czy naprawdę mi się udało? Zakończyłam moje koszmary? - nie mogłam sobie niczego przypomnieć przed utraceniem przytomności. Jedyne, co widziałam jako ostatnie to białe światło, a później ciemność.
- Można tak powiedzieć, najważniejsze że nic ci nie jest i możesz spokojnie spać. - nauczyciel pomógł mi wstać, a ja się pożegnałam i wyszłam z pomieszczenia.
Spojrzałam na zegarek. Ominęła mnie kolacja, wiec zamiast robić zamieszanie, wróciłam do pokoju wspólnego Gryfonów. Nikogo nie było w pomieszczeniu, usiadłam przy kominku na jednym z lepszych miejsc i się rozgrzewałam. Siedząc tak sama zastanawiałam się, a raczej próbowałam sobie przypomnieć, co się wydarzyło w ciągu kilku tych godzin.
- Gdzieś ty była? - za moich pleców odezwał się Harry. - Nie było cię w Wielkiej Sali, ani na zajęciach. Możesz mi to jakoś wytłumaczyć?
Zaczęła mnie strasznie irytować dociekliwość bruneta. Wiedziałam że to z troski, jednak coś w środku mnie zmuszało mnie do tego, bym się na niego wydarła.
- To nie jest istotne Potter, nie interesuj się tak. Najlepiej by było dla nas gdybyś stąd wypierzał. - co się ze mną dzieje?! Przecież nigdy bym się tak do niego nie odezwała. - Jezu przepraszam ja-
- Nie, Ross. - odezwał się tak chłodno, że przeszły mnie dreszcze. - Masz racje, nie będę się wpierdalać. - później odszedł bez żadnego słowa.
Poddałam się, możliwe że zakończyłam jeden z moich najlepszych przyjaźni. Nie wiedziałam dlaczego powiedziałam te słowa, one tak jakby 'dusiły się' we mnie. Nie chcąc już nikogo spotkać, szybko poszłam do swojego pokoju i przebrałam się w piżamę. Po krótkim czasie położyłam się do łóżka i próbowałam zasnąć.
***
Ostatni dzień przed wyjazdem na święta do domu. Moje relacje zdecydowanie się pogorszyły z Harrym, przez co Hermiona jak i Ron ograniczyli ze mną kontakt. Te dwa tygodnie to była dla mnie jakaś udręka, jedyna osoba jaka mi wierzyła i mi ufała był to Blaise. Mój najcudowniejszy wróżbita, na którym zawsze mogę polegać. W ciągu tych tygodni tylko z nim chodziłam gdzieś po szkole lub siedziałam na zajęciach. A co z Draco? Właśnie... dalej się do siebie nie odzywamy. Próbowałam wszystkiego, ale to zwykle kończyło się na kłótniach lub minięciach. Przynajmniej już jutro wyjeżdżam z tego miejsca i odpocznę od tego wszystkiego.
Od kilku dni coraz częściej chodziłam na błonie i tam spędzałam większość swojego czasu, gdy miałam wielkiego doła. Tak było właśnie i dziś.
- No dobra księżniczko, co się tym razem stało? - skąd Zabini wiedział gdzie mnie szukać? Usiadł przy drzewie obok mnie i przytulił.
- Nic Blaise, po prostu mimo, że mam wspaniały kontakt z tobą, to jednak czuje się taka obca w moim własnym domu. - szybko otarłam łzy, by czarnoskóry ich nie widział. - Wszystko zaczęło się komplikować i jest inaczej.
- Ja wiem, że jest ci teraz ciężko z tym wszystkim, ale już jutro są święta. W końcu dzień cudów, nie sądzisz? Może się stać dosłownie wszystko- poruszył moimi barkami, co mnie strasznie rozbawiło. On to jednak potrafi poprawić humor.
- Może i masz racje. - podał mi dłoń, po czym oboje wstaliśmy.
- A w ogóle co z tym listem? Spotykasz się z tym tajemniczym typem? - poruszył dwuznacznie brwiami.
CZYTASZ
Mój Ślizgon - Draco Malfoy [SKOŃCZONE ✅]
FanfictionAdelaide Ross to dziewczyna mająca niezwykle chaotycznie życie. Myśląc, że jeżeli przepisze się do nowej szkoły - jaką był Hogwart - jej życie będzie lepsze. Jednak wspomnienia z przeszłości łączą się z teraźniejszością, a konflikty z bliskimi nie u...