XLV

59 11 4
                                    

Busan - sobota - 14:12

- Z kim tak namiętnie piszesz? - usłyszał nad sobą starszy.

- Z Yoongim. Wymyślił sobie, że trzeba to uczcić, więc jutro przyjeżdżamy wszyscy razem. Tutaj. Czyż to nie wspaniałe?

- Wyczuwam jakąś niechęć do tego pomysłu. Co jest? - zajął miejsce obok niego.

- Nie wiem. Może raczej na pewno trochę się jeszcze boję.

- Czekaj, co? Nie masz czego, naprawdę. Jeśli chodzi o niego to mogę z nim pogadać.

- Nie! Znaczy... nie trzeba. Myślę, że nadal nie jestem gotowy. - wziął łyk swojego napoju przez słomkę.

- Hyung, ja przepraszam cię za to z góry.

Jin dziwnie na niego spojrzał nie rozumiejąc o co chodzi. Po chwili jednak dało się słyszeć kroki w ich stronę. Nie miał najmniejszego zamiaru się odwracać. Od razu domyślił się, co młodszy miał na myśli. Bez jego wiedzy, zgody, czy jakiegokolwiek ostrzeżenia zaprosił tu właśnie JEGO. Czuł jak zbliża się kolejny atak paniki i to chyba największy ze wszystkich. Nawet nie musiał na niego patrzeć żeby zacząć płakać. Nie chciał tak reagować, ale to było silniejsze. Z trudem powstrzymywał się od drgania i wydania z siebie dźwięku, który powiadomiłby ich o jego stanie.

Nie chcąc zrobić nic głupiego wstał i wybiegł z lokalu. Zatrzymał się kawałek dalej za rogiem, aby móc odetchnąć świeżym powietrzem i jakoś się uspokoić. Jak Jungkook mógł mu to zrobić? I to w takim dniu.

Oparł się o zimną ścianę i zjechał po niej na dół. Wolał to przeczekać na zewnątrz. Starał się zebrać w sobie siłę i odwagę, chciał wejść tam jeszcze raz jak gdyby nigdy nic i mieć go w głębokim poważaniu.
Niestety nie potrafił. Nadal czuł wielki żal po tym co stało się niecałe dwa lata temu. Nadal myślał o nim jak o ważniejszej osobie w swoim życiu.
Był tak pogrążony w myślach, że aż nie zauważył Jeona, który stał przed nim już dobrą chwilę. Ciągle do niego mówił, ale ten nie reagował.

- Jinnie, no proszę, powiedz coś w końcu. Chodź ze mną.

- N-nigdzie z tobą n-nie idę. - jego głos zabrzmiał bardzo oschle.

Czuł się jakby ziemia się pod nim zawaliła i wypłakał się na dobre. Gdyby łzy nadal płynęły wyglądałby na roztrzęsionego, ale teraz wyglądał tak jakby co najmniej ktoś zabił mu rodzinę i chciał się zemścić.
Na ten widok młodszemu zrobiło się przykro. Jednak wiedział, że kiedyś i tak musiałoby do tego dojść. A im szybciej tym lepiej, prawda?

- Hyung, proszę cię. Wróć tam ze mną. - usiadł obok niego na betonie i go przytulił.

- Daj mi pięć minut. - patrzył się w pustą przestrzeń. Było to dość przerażające spojrzenie, zwłaszcza u niego.

- Naprawdę zamierzasz tam pójść? To świetnie. Pamiętaj, że w razie czego jestem po twojej stronie. - dał mu szybkiego całusa w policzek i powoli udał się z powrotem do środka.

Kim czuł jakby stracił całą siłę w nogach. Ledwo wstał, otrzepał się i zaczął się rozglądać. Nie zwiastowało to niczego dobrego.
Na samym początku, gdy zaczęła się u niego ta cała nerwowość, znajdywał szybko coś ostrego i ciął sobie rękę. Pozwoliło mu to zapomnieć o problemie, choć nie na długo. Z pomocą Mina przestał to robić.
Jednakże teraz był tak samo zły jak na początku. Na ziemi leżał kawałek jakiegoś metalu, więc szybko go podniósł. Nie chciał do tego wracać, wtedy jego przyjaciele znów by się o niego martwili. Nie wiele myśląc ścisnął go w dłoni, podwinął rękaw lewej ręki i w wolnym miejscu zaczął robić nowe ślady.
Pięć minut chyba dawno minęło, a on nadal tam stał. Po chwili za nim pojawił się Jeon.

- Hyung? Jednak odpuściłeś? Nie widzę innego sposobu jak zmierzenie się z tym, więc... Co ty najlepszego wyprawiasz?! - gdy podszedł bliżej zobaczył co ten sobie robił. Chciał mu to wyrwać, ale zbyt mocno to trzymał. - Daj mi to. - był naprawdę stanowczy. - Grzecznie cię proszę. Jin zostaw t-to i... - w jego oczach zaczęły pojawiać się łzy.

Dopiero w tym momencie starszy oprzytomniał i spojrzał na swojego chłopaka, a potem znowu na rękę. Przestraszył się tego tak samo jak on.

- Czy t-to p-przez to, że... go tu sprowadziłem? - mówił coraz ciszej.

- Jungkookie, ja... to nie twoja wina. Nie wiedziałeś o tym.

- A właśnie, że moja wina! Miałem ci pomóc, a tylko pogorszyłem sprawę. Trzeba ci to opatrzyć. - złapał go za rękę, z zamiarem pójścia do domu.

- Nie trzeba.

- Nawet tak nie mów. Mam nadzieję, że Jimin nie będzie miał nic przeciwko jak mu wbijemy. Mieszka najbliżej.

Kim już nic więcej nie mówił, tylko dał się prowadzić Kookowi. Po kilku minutach byli już na miejscu. Chłopak zapukał i od razu wszedł.

- O cześć wam. - uśmiechnął się Park. - Co wy tu robicie? Słyszałem dobre wieści.

- Daj szybko jakiś bandaż, apteczkę, cokolwiek.

- Ale co się... - spojrzał na starszego, który zrobił się biały jak ściana. - Jin!? Coś ty zrobił?! Już przynoszę.

Obaj się nim zajęli i już po kilkunastu minutach wszystko było lepiej. Młodsi siedzieli przed nim, uważnie na niego patrząc, gdy ten w spokoju pił herbatę.

- Czemu się tak patrzycie?

- Bo nie wiem jak można być tak głupim. Co ci strzeliło do głowy?!

- Przepraszam... nie potrafiłem się powstrzymać.

- Z tego co widziałem, to nie był twój pierwszy raz.

- Nie, ale proszę nie mówmy już o tym. - odwrócił wzrok w kierunku drzwi, które właśnie się otwierały.

Do środka weszli rodzice Parka. Najwyraźniej wrócili ze sklepu. Postawili zakupy na blacie w kuchni. Jego mama dziwnie na nich spojrzała.

- Dzień dobry Jungkook. Jimin, kto to jest?

- Dzień dobry proszę pani.

- Mamo, to jest Seokjin. Tak, ten. - musiała się chwilę zastanowić nad słowami syna.

- Własnym oczom nie wierzę. Jinnie to naprawdę ty? Ależ wyrosłeś. - podeszła do chłopaka, aby lepiej mu się przyjrzeć. - Ale jak?

- To trochę długa historia. - spojrzeli po sobie ze zrozumieniem.

- Okej, rozumiem, już wam nie przeszkadzam. - poszła do salonu po czym wychyliła się na chwilę zza ściany. - Tak się cieszę.

- Mamo.

- Już mnie nie ma.

Chłopcy zaśmiali się cicho. Jego mama od zawsze była pogodna, miła i wesoła.

- Jakbyście chcieli to macie jakieś ciastka w siatce.

- Mamo!

- Wybacz.

- Odprowadzicie mnie?

- Już chcesz wracać? - posmutnieli obaj.

- Muszę się przygotować na jutro, a jeszcze miałem się zobaczyć z Yoongim. - spojrzał na zegarek.

- A co jest jutro? - spytał Jimin.

- Jego najlepszy przyjaciel wymyślił sobie, że jutro wszyscy tu przyjadą i będziemy świętować. Ty też idziesz. - wyjaśnił Kook.

Cała trójka ubrała buty i wyszła na zewnątrz. Szli powoli ciągle rozmawiając. Pożegnali się przed wejściem na stację.
Seokjin wsiadł wesoły do pociągu, nie wiedząc co czeka go, gdy wróci do domu.







=============

Moja siostra kłóciła się przed chwilą z mamą o jakiś słoik nmg XDD

~ Armycuks

Fantastic || ᴶᶤᶰᵏᵒᵒᵏOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz