Wysoki szatyn ubrany w czarny frak od popularnego projektanta, jechał powozem obok próbującego ukryć swoje przerażenie, blond arystokraty. Książęce, średniej długości włosy opadły mu na lekko spocone czoło. Dłonie przyozdobione miał licznymi sygnetami, a jego szata była nienaganna, zrobiona z drogiego jedwabiu i złoceń. Ubranie z bieli i złota sprawiało, że chłopak wyglądał jakby zaraz miał rozpłynąć się w smudze światła, niezbyt szerokie barki trzęsły się niczym przy szlochu, a długie nogi miał zesztywniałe. Nie wyglądał wcale na słabego fizycznie, lecz z oczu przypominał uroczego, młodego chłopca. Dodatkowo, z jego twarzy można było wyczytać obrzydzenie i przerażenie. Nie strach, a wielkie, paraliżujące przerażenie. Po tym, jak zobaczył szatyna wyłupiającego oko młodej dziewczynie, własnymi paznokciami z tym obleśnym i ohydnym uśmiechem, było to w pełni zrozumiałe. Odtwarzał tą scenę w umyśle non stop. W pętli. Powtarzał jak mantrę, każdą chwilę.
Otóż tego ranka, młodzian obudził się usłyszawszy hałas. Ściana, pod którą leżał była zimna i mokra, więc nie było mowy o beztroskim dalszym spaniu. Zresztą, choćby mógł, byłoby to niebezpieczne, zważając na to, iż jego sytuacja nie należała do komfortowych. Uchylił lekko powieki pozostając w bezruchu, gdyż na środku pomieszczenia, przy dębowym stole siedział ubrany w czerń człowiek. Spożywał pełnowartościowy posiłek, składający się z ryżu, słodkich ziemniaków, gotowanego szpiku psa oraz najdroższego składniku z importu – daktyli.
Puk
Puk
Puk
-Kto i czego?! -obruszył się człowiek. Do wynajętego pokoju weszła drobna, blada dziewuszka, której wiek był większy, niż wskazywał jej wygląd. Ubrana była skąpo, ozdoby we włosach miała przekrzywione, a pod jej jasnymi oczami widać było cienie. Jej kości zdecydowanie zbyt wystawały, by ktokolwiek – a zwłaszcza osoba o wysublimowanym guście, takim jaki posiadał szatyn -zdecydował się na jej usługi.
-Nie posyłałem po Ciebie.
-Ja w innej sprawie P -proszę Pana -powiedziała na wdechu niezwykle szybko -Przyszłam prosić o chociażby gram Szalak'u.
-A masz czym zapłacić? -zapytał poirytowany przerwaniem mu śniadania.
-Znaczy się...
-Pytam o walutę albo złoto - twoje - nie Pani Shin -Przerwał jej w pół zdania.
-N -nie...Ale zrobię wszystko! Tylko gram, proszę -podbiegła do mężczyzny, trzepocząc kręconymi włosami nad posiłkiem -Błagam!
- Odsuń się, nierządnico, nie chce twoich kłaków w żarciu -Odepchnął ją od siebie tak, że upadła na ziemię i nie odważyła się wstać. Spuściła głowę i czekała na reakcję owego człowieka -Właściwie, pokaż twarzyczkę -kurtyzana ochoczo podniosła twarz z iskrą nadziei w oczach - Rzekłaś, iż uczynisz wszystko - pokiwała głową - zatem w porządku. Dokonamy uczciwej wymiany. -Pochwycił łyżkę, z której zjadł odrobinę szpiku. Odwrócił się całym ciałem do pracownicy Pani Shin, po czym wycelował w nią owym sztućcem.
Pozostając niezauważonym, arystokrata nawet nie spodziewał się tego co jego porywacz planuje zrobić. Odwrócił wzrok zawstydzony, myśląc, iż ci ludzie mają zamiar robić coś niestosownego. Wtem rozległ się krzyk. Chłopak automatycznie odwrócił głowę w jego stronę. Zmroziło go. Z gardła prostytutki wydobył się zwierzęcy ryk. Łyżka była wbita w jej oczodół, po twarzy spływała krew, brudząc dłoń szatyna, który mocno trzymał ją za szczękę, gdy się szarpała. Elementem zastawy stołowej wyskrobał gałkę oczną, po czym swoimi paznokciami wyrwał organ, jednym, sprawnym ruchem. Sztuciec wypadł z czaszki dziewki , lądując z brzękiem na drewnianej posadzce. Królewski wnuk obserwował jak kobieta osuwa się na ziemie, łkając. Twarz miała zakrwawioną, łzy łączyły się ze śmierdzącym osoczem.
-Dziękuję za udaną transakcję -Powiedział jak gdyby nigdy nic, uśmiechając się promiennie i sięgając do kuferka stojącego na stole. Rzucił niedbale woreczek z czarnym proszkiem w leżącą na ziemi kobietę, po czym z dziecięcą ciekawością począł oglądać swą zdobycz. Arystokrata podciągnął kolana pod drżącą brodę i spuścił wzrok.
-Książę -Rzekł morskooki, na co chłopak natychmiast podniósł wzrok, drżąc -Skoro już nie śpisz -powiedział nawet na niego nie patrząc – to potrzymaj.- Kilkoma długimi krokami podszedł do zbladłej ze strachu postaci i włożył mu oko w dłoń. Wziął ze stołu serwetkę, wytarł palce i otworzył drzwi.
-Szczurosław!!!
-Czego!? -odezwał się męski głos z dołu.
-Przynoś mi tu zaraz słoik z osoczem Tileu'a.
-Na cholerę ci elfie osocze? Znowu wydłubałeś komuś gałkę oczną?
-Natychmiast!
Po chwili w drzwiach pojawił się staruch ze słoikiem i patelnią przypiętą do pasa. Porywacz zabrał księciu oko, pieczołowicie je wytarł i umieścił w pojemniku.
-Ej Pi, mam ją zabrać, czy coś? - Zapytał zniesmaczony starzec patrząc na wijąca się na podłodze kurtyzanę.
-Jak najbardziej. A - i przynieś łyżkę - po chwili dodał - Albo nie. Moje śniadanie już wystygło. - wydawał się wyraźnie posmutnieć.
CZYTASZ
Gdy śmierć zaczyna zabawę
Fantasy-Słuchaj dziatwo, to historia bohatera.. -Nie popisuj się, bachorze! -Tak więc, bohaterskie czyny jego, w pieśniach opiewane, nie obmyły dłoni krwią zbrukanych..Ała! Schmetterling, przestań rzucać we mnie chlebem! Na czym to ja... A tak. Boskie moce...