Rozdział 3

36 13 0
                                    

   Pi wygrzebał z kieszeni fraka potrzebne mu przedmioty, czyli kilka drucików, magnesików, śrubokrętów oraz kilka innych niezidentyfikowanych przedmiotów i zaczął rozbrajać kłódkę celi, gdyż nikt go nie pilnował. -Naprawdę, tak bardzo mnie lekceważą, że nawet strażnika mi nie dali. - pomyślał. Kłódka upadła na podłogę ze zwykłego, brudnego betonu z głośnym trzaskiem. - Czuję się urażony, nie raczyli mnie także przeszukać - mruknął.

-Co się pan dziwisz, szósty raz w tym miesiącu się tu spotykamy. - wybełkotał starzec z celi obok.

-Ósmy, ósmy - odburknął wychodząc po cichu.

   Więzień zakaszlał, natomiast chłopak w poszukiwaniu pewnej niesfornej osoby zaczął rozglądać się po lochach. Wziął ze ściany pochodnię, która mieniła się delikatnym hipnotyzującym blaskiem. Oglądał spokojnie każdą celę - a było w nich pełno brudnych, chudych, chorych, pijanych i niespełna rozumu ludzi. Minął starego mężczyznę o samych kościach oraz chorą na tyfus kobietę z martwym dzieckiem na rękach, która nuciła kołysankę.

- czerwona gwiazda, co na niebie ją widzisz.

Idź za nią, nim życiem się zdziwisz.

Hej, śpij, śpij i śnij piękne sny, zesłane prosto z gwiazd,

gdy mnie zabraknie

Hej, śpij, śpij i śnij piękne sny, zesłane prosto z gwiazd.

W ciepłym jej światle,

Znajdziesz schronienie swe,

Co Ci wymodliłam je.

Hej, śpij, śpij i śnij piękne sny, zesłane prosto z gwiazd.

Ta melodia wzbudziła w szatynie pewną nostalgię. Po chwili kobieta spojrzała na niego tak pustym wzrokiem, że aż się wzdrygnął. Szybko odszedł nie słuchając reszty. Dalej ujrzał też dwóch chłopców, którzy patrzyli gdzieś w przestrzeń i mamrotali niezrozumiałe słowa. Prawdopodobnie to byli ci sami, którzy odpowiadali za kanibalistyczne morderstwa kilkuletnich dzieci. W mieście było o tym głośno. Im bardziej się zagłębiał, tym groźniejszych ludzi widział. Morderców z listów gończych, gangsterów przyjaźniących się kiedyś z George'im i wielu innych zakapiorów czekających na karę za najgorsze zbrodnie. Wśród nich była zapewne osoba, której szukał. Śmiertelnie niebezpieczna i winna wielu żyć. Niski sufit stał się jeszcze niższy i zaczęła kapać z niego woda. Gdy w końcu ją znalazł napotkał jej wredne spojrzenie - Spóźniłeś się dwie minuty - powiedziała z przekąsem dziewczyna o czarnych jak noc oczach i płomiennych, rudych włosach, które teraz, gdy siedziała, zbierały kurz z podłogi, a jej kiełki błysnęły groźnie, gdy podnosząc bladą, porcelanową twarz na szatyna, uśmiechnęła się szyderczo.

-Skąd ta pewność siostrzyczko? - Zapytał sarkastycznie.

-Spójrz na ścianę, tylko ślepy nie dostrzegł by tego wielkiego zegara. 

Gdy śmierć zaczyna zabawęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz