Rozdział 8

4 3 0
                                    


       Następnego ranka para ancymonów została wywleczona z posłań przez zirytowanego strażnika.

-Oh Arnold może jednak byś nas puścił, no weź bądź kolega. -Schmeterling zrzędziła trzymana za nadgarstek żelaznym uściskiem Arnolda.

-Oj Arnuś, posłuchaj jak cię ładnie prosimy, niecodzienny widok, prawda? -Skomlał Pi.

-N i e. -Przeciągał głoski ów Arnuś.

-A powiedz mi złociutki co by było, jakby ten tu chłopaczek w przypływie pijackiej szczerości powiedział George'iemu gdzie byłeś i co robiłeś pewnego feralnego dnia? -Zaszantażowała go czarnooka.

- On wie. -Wypluł te słowa agresywnie ich oprawca.

- Ojoj, to chyba masz przesrane. -Wydukał czarnowłosy.

-Nie bardziej niż wy. -Uśmiechnął się podle.

-To nas pocieszyłeś -Dodała Schmeterling.

Nie zważając na ich protesty Arnold wepchnął ich do ciemnej sali.

-Ależ George - my byliśmy pijani. Nie możesz sądzić osoby za coś, czego nie była świadoma.

Natychmiast przeszli do defensywy, gdy spostrzegli średniego wzrostu mężczyznę o siwych włosach spiętych w kok szczerozłotą spinką. Uśmiechał się podle ukazując uszczerbek w zębach. Niepokojącego wyglądu nadawały mu zmarszczki wokół głębokich oczodołów.

-Teraz zebrało wam się na argumenty, co? O nie moja panno już przysiągłem. -Wycharczał z satysfakcją w głosie. - Wyciągnij dłoń. - Nagle spoważniał i potarł ostrzem o ostrze. - Wy młodzieży, wyraziliście chęć zawarcia paktu krwi znanego pod nazwą braterstwa krwi. Ty Schmeterling, córko nieznanego ojca i ty Pi, synu nieznanej matki zostaniecie połączeni świętym łańcuchem. Wasze dusze będą dwiema połowami jednej jedności po kres rzeczy. Pojawiając się w tej sali otoczonej świętym kręgiem krwi syreniego noworodka, przysięgliście na swe imiona pozostać rodzeństwem o więzi tak silnej, że nawet bogowie nie zdołają jej rozerwać.

-No proszę jak oficjalnie, wnioskuję za dużo przebywania z Pi -powiedziała Schmeterling gdy mężczyzna zakończył pompatyczną przemowę.

-A jak nie wykonam tegoż polecenia to co? - zapytał wyjątkowo zaczepnie chłopiec a czarnooka zdziwiła się, że nadążył za takim potokiem informacji.

-ŚMIERĆ! -Wykrzyknął wyjątkowo poważnie George -Nie po to całą noc uczyłem się tej formułki żebyś się teraz migał.

- Dobra, dobra... -Odpowiedział rozbawiony całą sytuacją

-Śmiej się, śmiej -Warknął mężczyzna, na co chłopiec znowu się roześmiał.

Kolejne protesty zaczęły się w momencie gdy Szef gangu podał im dwa lśniące sztylety.

-To skoro tak dokładnie przestudiowaliście te księgi i mnie tu łaskawie zaprosiliście to proszę się teraz nawzajem dźgnąć.

-CO!? -Krzyknęli równocześnie, tak samo zszokowani.

-A wiecie, najlepsze jest to, że wcale nie musiałbym tu być, gdyby nie wasze zaproszenie. Choć zresztą, to chyba najlepsze co mnie spotkało w tym tygodniu.

-Co? -Bardziej wyjęczała niż powiedziała Schmeterling. Następnie z rozgoryczeniem chwyciła nóż i rzuciła się na Pi'ego. Zamachnęła się, zrobiła obrót i w mniej niż sekundę była przy jego gardle. Zatrzymała ostrze tuż przy jego tętnicy i patrząc mu w oczy swoimi żarzącymi się ślepiami, uśmiechnęła się szeroko ukazując swoje ostre kły w całej okazałości. -Nie mam zamiaru obrywać za ciebie ty nieudaczny psie. -Po sekundzie, gdy adrenalina jej siadła spostrzegła, że krwawi. Pi tylko się uśmiechnął przepraszająco. Wtem ona się odsunęła i wbiła mu sztylet prosto w przedramię przebijając tkanki na wylot.

Gdy śmierć zaczyna zabawęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz