Rozdział 9

3 3 0
                                    


     Zanim słońce wzeszło nad Parel Haven, Shmeterling poczuła na twarzy coś włochatego i ciepłego. Przez myśli przeszły jej wszystkie najgorsze scenariusze. Wtem poczuła drapnięcie pod okiem. ,,No tak''. Otworzyła oczy i ujrzała szczurzy pyszczek. Warknęła i wnet chwyciła drobne ciałko by roztrzaskać je o przeciwległą ścianę, podnosząc się do siadu.

-SZCZUROSŁAW TY SKOSTNIAŁY, NIEDOROZWINIĘTY STARY GRZYBIE! CZYŚ TY ROZUM POSTRADAŁ?! PRZYSIĘGAM NA IMIĘ MATKI JEŚLI DOSTANE JAKIEJŚ WYSYPKI TO ZEDRĘ CI SKÓRĘ Z TWARZY PAZNOKCIAMI! -Wrzasnęła na mężczyznę pod drzwiami.

-George cię oczekuję -westchnął podnosząc kwilące zwierzątko z podłogi i wyszedł. Dziewczyna otarła z twarzy krew i poszła za nim.

-To teraz po tego drugiego... -mruknął dziad.

-Pragnę uprzedzić, że Pi'ego w kwaterze nie uświadczysz. -wydukała zaspana Narcyza. -Zacznijmy od tego, kojarzysz ten zaułek za starą fabryką? Ostatnio widziałam tam miot kociąt, pięcioro ich było. A tydzień temu było ich 10. No i konsensus jest taki że ostatnio dostałam od Pi'ego te włochate rękawiczki, wiesz które. Chyba dasz rade połączyć fakty.

Sczurosław już otwierał usta by coś powiedzieć, gdy usłyszeli krzyki Efimili w akompaniamencie żałosnego zawodzenia. -Ty brudny, śmierdzący bękarcie! Do moich zwierząt się dobierać! Kto to myślał!? Czy ty masz rozum i godność człowieka?!

-Ale, ale aż tak zależy ci na tych sierściuchach? AŁA! -Zakwilił gdy swobodna dama szarpnęła go mocniej za ucho.

-Nie, właściwie to ich nie lubiłam -odparła nonszalancko -Zresztą, były za głośne.

-Na pewno nie tak głośne jak ty z Arnoldem -syknął Pi -Choć nadal nie mam pewności czy to głownie ty, czy Arnold się tak drze.

-Ta obelga ma być do mnie czy do niego? I dla twojej wiadomości -tu uśmiechnęła się zadziornie -Arnoldowi nie spodobał się knebel.

Słysząc to zgrzybiały dziad prychnął pod nosem.

-E no! Schmecia, to nie fair czemu ty masz lepszą niańkę... -Jęknął.

-Ejj! -odparli z krzykiem Efimilia i Szczurosław

Wtem drzwi się otwarły i na korytarz wyjrzał zdegustowany George.

-Ile jeszcze czasu macie zamiar pierdolić na korytarzu?

Zza jego pleców wymsknął się Arnold i podbiegł do Efi, lecz natychmiast został przez nią zawrócony.

-Nie masz już pieniędzy, nawet się nie zbliżaj.

-Ale Efuś -zaskomlał żałośnie mężczyzna.

-Abstynencja ci się przyda bo już kociej mordy dostajesz. -rzuciła Schmeterling do Arnolda marszcząc nos.

-Arnold! Wróć tam i pilnuj -zdenerwował się George

-Ale- chłop chciał się bronić lecz nie było mu dane

-Wróć i waruj! Miałeś go pilnować! -wykrzyknął przywódca

-Kogo? -zapytał z naiwnym uśmiechem Pi, lecz został zignorowany.

-Ugh, po cóż, on ma przecież oderżnięte stopy- wymamrotał kochanek Efimili i wycofał się w głąb sali.

-Zapraszam -powiedział George

W pomieszczeniu unosił się odór gnijących ran, fekaliów, potu i skrzepniętej krwi.

-Na Bogów, cóż za sztynk niewyobrażalny jakby kto kompostownikiem zalał kostnice w środku lata. -obruszyła się rudowłosa

Georgi podszedł do ściany do której przykuty był chudy mężczyzna o wieku i wyglądzie niedookreślenia ze względu na jego stan. Był tak kościsty że oczy wydawały się wręcz wypływać. Głowę miał oskalpowaną, nie miał też paznokci, stóp i lewego ucha. Cały był w zaschniętej krwi i brudzie. Schmeterling zmarszczyła nos, skrzywiła się i zwróciła się do George'iego:

-I co, to tyle? Będziemy wynosić zwłoki?

-A gdzie ty widzisz zwłoki, coś przydżumiona jesteś, nie wyspałaś się co, Cyziu?

-A żebyś wiedział -tu spojrzała wymownie na Szczurosława.

-Przyjrzyjcie się, taki wasz los jeśli znowu przyłapie was na niesubordynacji. Chodźcie, pokroimy go razem.

-Proszę cie George, muszę zająć się własnym dzieckiem, mój chłopiec został sam, miejże litość. -Efimilia złapała wspomnianego mężczyznę za rękę z nabożnością. Szef skinął jej głową od niechcenia. Między zirytowanym wzdychnięciem czarnookiej a kwiczeniem szczurów, Arnold wypluł szybko na wdechu zdanie do wychodzącej Efimili:

-Czekaj, pomogę ci, mogę przewijać albo lulać albo cokolwiek! - powiedział i pobiegł do wyjścia. Wtem Georgie złapał go za kołnierz i wciągnął z powrotem do pokoju, po czym zatrzasnął drzwi.

-On ma dwa lata -powiedział powoli załamany Szczurosław.

-Wracając, yy potrzebujemy jego oczu? Ja chętnie wykonam te prace za was. -zapytał uśmiechnięty Pi.

-A masz na stancji elfa? -prychnęła Schmeterling, co wywołało salwę śmiechu wśród obecnych. Pi zmieszał się.

- W każdym razie, potrzebujecie?

-A umiałbyś je wyjąć? -Zadrwił Szczurosław. Chłopak uznał to za przyzwolenie. Wyciągnął łyżkę z kieszeni i zwinnym ruchem wbił w czaszkę więźnia. Ów mężczyzna zakwilił cicho, nie mając siły krzyczeć. Pi nie przejmując się szamotaniem, wyszarpał organ z ciała. -Spokojnie, niedługo cie zabije. -pogłaskał go czule po oskalpowanej głowie. Mężczyźni skrzywili się z nie smakiem, a Narcyza oglądała swoje paznokcie.

-Możemy go w końcu zabić? Chce. Stąd. Wyjść. On śmierdzi. -Rzekła stanowczo dziewczyna.

-Który? -zapytał z uśmiechem Szczurosław.

-Obaj!

-W porządku, dobrze wam idzie więc dokończcie. -westchnął zrezygnowany Georgie. -Szczurosław już z nim skończył.

Schmeterling wyjęła nóż z buta, szybkim susem doskoczyła do boku Piego i jednym równym cięciem poderznęła przykutemu człowiekowi gardło. Gorąca krew ochlapała jej nocną koszule i twarz jej brata. Złapała go za łokieć, postawiła na nogi i pociągnęła do wyjścia. Ten tylko pomachał zwłokom.

-Pa Pa. -Rzucił na odchodne

-OTWIERAJ TE PIEPRZONE DRZWI ALBO JE WYWAŻĘ!- Wywarczała, odpychając łokieć Piego.

Gdy mężczyzna otworzył przejście oboje wyparowali na korytarz i usłyszeli za sobą głos krępego dziada:

-Nie zapomnijcie się umyć!

Gdy śmierć zaczyna zabawęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz