Zanim słońce wzeszło nad Parel Haven, Shmeterling poczuła na twarzy coś włochatego i ciepłego. Przez myśli przeszły jej wszystkie najgorsze scenariusze. Wtem poczuła drapnięcie pod okiem. ,,No tak''. Otworzyła oczy i ujrzała szczurzy pyszczek. Warknęła i wnet chwyciła drobne ciałko by roztrzaskać je o przeciwległą ścianę, podnosząc się do siadu.
-SZCZUROSŁAW TY SKOSTNIAŁY, NIEDOROZWINIĘTY STARY GRZYBIE! CZYŚ TY ROZUM POSTRADAŁ?! PRZYSIĘGAM NA IMIĘ MATKI JEŚLI DOSTANE JAKIEJŚ WYSYPKI TO ZEDRĘ CI SKÓRĘ Z TWARZY PAZNOKCIAMI! -Wrzasnęła na mężczyznę pod drzwiami.
-George cię oczekuję -westchnął podnosząc kwilące zwierzątko z podłogi i wyszedł. Dziewczyna otarła z twarzy krew i poszła za nim.
-To teraz po tego drugiego... -mruknął dziad.
-Pragnę uprzedzić, że Pi'ego w kwaterze nie uświadczysz. -wydukała zaspana Narcyza. -Zacznijmy od tego, kojarzysz ten zaułek za starą fabryką? Ostatnio widziałam tam miot kociąt, pięcioro ich było. A tydzień temu było ich 10. No i konsensus jest taki że ostatnio dostałam od Pi'ego te włochate rękawiczki, wiesz które. Chyba dasz rade połączyć fakty.
Sczurosław już otwierał usta by coś powiedzieć, gdy usłyszeli krzyki Efimili w akompaniamencie żałosnego zawodzenia. -Ty brudny, śmierdzący bękarcie! Do moich zwierząt się dobierać! Kto to myślał!? Czy ty masz rozum i godność człowieka?!
-Ale, ale aż tak zależy ci na tych sierściuchach? AŁA! -Zakwilił gdy swobodna dama szarpnęła go mocniej za ucho.
-Nie, właściwie to ich nie lubiłam -odparła nonszalancko -Zresztą, były za głośne.
-Na pewno nie tak głośne jak ty z Arnoldem -syknął Pi -Choć nadal nie mam pewności czy to głownie ty, czy Arnold się tak drze.
-Ta obelga ma być do mnie czy do niego? I dla twojej wiadomości -tu uśmiechnęła się zadziornie -Arnoldowi nie spodobał się knebel.
Słysząc to zgrzybiały dziad prychnął pod nosem.
-E no! Schmecia, to nie fair czemu ty masz lepszą niańkę... -Jęknął.
-Ejj! -odparli z krzykiem Efimilia i Szczurosław
Wtem drzwi się otwarły i na korytarz wyjrzał zdegustowany George.
-Ile jeszcze czasu macie zamiar pierdolić na korytarzu?
Zza jego pleców wymsknął się Arnold i podbiegł do Efi, lecz natychmiast został przez nią zawrócony.
-Nie masz już pieniędzy, nawet się nie zbliżaj.
-Ale Efuś -zaskomlał żałośnie mężczyzna.
-Abstynencja ci się przyda bo już kociej mordy dostajesz. -rzuciła Schmeterling do Arnolda marszcząc nos.
-Arnold! Wróć tam i pilnuj -zdenerwował się George
-Ale- chłop chciał się bronić lecz nie było mu dane
-Wróć i waruj! Miałeś go pilnować! -wykrzyknął przywódca
-Kogo? -zapytał z naiwnym uśmiechem Pi, lecz został zignorowany.
-Ugh, po cóż, on ma przecież oderżnięte stopy- wymamrotał kochanek Efimili i wycofał się w głąb sali.
-Zapraszam -powiedział George
W pomieszczeniu unosił się odór gnijących ran, fekaliów, potu i skrzepniętej krwi.
-Na Bogów, cóż za sztynk niewyobrażalny jakby kto kompostownikiem zalał kostnice w środku lata. -obruszyła się rudowłosa
Georgi podszedł do ściany do której przykuty był chudy mężczyzna o wieku i wyglądzie niedookreślenia ze względu na jego stan. Był tak kościsty że oczy wydawały się wręcz wypływać. Głowę miał oskalpowaną, nie miał też paznokci, stóp i lewego ucha. Cały był w zaschniętej krwi i brudzie. Schmeterling zmarszczyła nos, skrzywiła się i zwróciła się do George'iego:
-I co, to tyle? Będziemy wynosić zwłoki?
-A gdzie ty widzisz zwłoki, coś przydżumiona jesteś, nie wyspałaś się co, Cyziu?
-A żebyś wiedział -tu spojrzała wymownie na Szczurosława.
-Przyjrzyjcie się, taki wasz los jeśli znowu przyłapie was na niesubordynacji. Chodźcie, pokroimy go razem.
-Proszę cie George, muszę zająć się własnym dzieckiem, mój chłopiec został sam, miejże litość. -Efimilia złapała wspomnianego mężczyznę za rękę z nabożnością. Szef skinął jej głową od niechcenia. Między zirytowanym wzdychnięciem czarnookiej a kwiczeniem szczurów, Arnold wypluł szybko na wdechu zdanie do wychodzącej Efimili:
-Czekaj, pomogę ci, mogę przewijać albo lulać albo cokolwiek! - powiedział i pobiegł do wyjścia. Wtem Georgie złapał go za kołnierz i wciągnął z powrotem do pokoju, po czym zatrzasnął drzwi.
-On ma dwa lata -powiedział powoli załamany Szczurosław.
-Wracając, yy potrzebujemy jego oczu? Ja chętnie wykonam te prace za was. -zapytał uśmiechnięty Pi.
-A masz na stancji elfa? -prychnęła Schmeterling, co wywołało salwę śmiechu wśród obecnych. Pi zmieszał się.
- W każdym razie, potrzebujecie?
-A umiałbyś je wyjąć? -Zadrwił Szczurosław. Chłopak uznał to za przyzwolenie. Wyciągnął łyżkę z kieszeni i zwinnym ruchem wbił w czaszkę więźnia. Ów mężczyzna zakwilił cicho, nie mając siły krzyczeć. Pi nie przejmując się szamotaniem, wyszarpał organ z ciała. -Spokojnie, niedługo cie zabije. -pogłaskał go czule po oskalpowanej głowie. Mężczyźni skrzywili się z nie smakiem, a Narcyza oglądała swoje paznokcie.
-Możemy go w końcu zabić? Chce. Stąd. Wyjść. On śmierdzi. -Rzekła stanowczo dziewczyna.
-Który? -zapytał z uśmiechem Szczurosław.
-Obaj!
-W porządku, dobrze wam idzie więc dokończcie. -westchnął zrezygnowany Georgie. -Szczurosław już z nim skończył.
Schmeterling wyjęła nóż z buta, szybkim susem doskoczyła do boku Piego i jednym równym cięciem poderznęła przykutemu człowiekowi gardło. Gorąca krew ochlapała jej nocną koszule i twarz jej brata. Złapała go za łokieć, postawiła na nogi i pociągnęła do wyjścia. Ten tylko pomachał zwłokom.
-Pa Pa. -Rzucił na odchodne
-OTWIERAJ TE PIEPRZONE DRZWI ALBO JE WYWAŻĘ!- Wywarczała, odpychając łokieć Piego.
Gdy mężczyzna otworzył przejście oboje wyparowali na korytarz i usłyszeli za sobą głos krępego dziada:
-Nie zapomnijcie się umyć!
CZYTASZ
Gdy śmierć zaczyna zabawę
Fantasía-Słuchaj dziatwo, to historia bohatera.. -Nie popisuj się, bachorze! -Tak więc, bohaterskie czyny jego, w pieśniach opiewane, nie obmyły dłoni krwią zbrukanych..Ała! Schmetterling, przestań rzucać we mnie chlebem! Na czym to ja... A tak. Boskie moce...