[Ten sam rok, 6 miesięcy później]
-Zobacz co mam! -zakrzyknął uradowany Pi. W jednej ręce miał do połowy pustą butelkę wódki a w drugiej szary woreczek pełen czarnego proszku.
-Którą tym razem okradłeś? - Powiedziała ostrząc nóż.
-Czy ty musisz zawsze zakładać o mnie najgorsze? Patrz.
-To wcale nie było założenie, po prostu martwię się, że to kolejny kot. - Odparła Andromeda odkładając kawałek granitu. - Pokaż.
Chłopak postawił przed nią alkohol i niezidentyfikowany proszek.
- Najlepszej jakości. - Rzekł z dumą.
-I dlatego połowę już wypiłeś? I co, twierdzisz, że ja to teraz z tobą wezmę? -Pi pokiwał głową -No i masz rację. -Powiedziała chwytając butelkę. Wypiła ze trzy hausty.
-Ejj! Reszta dla mnie, to ja to ukradłem ryzykując życie! -oburzył się morskooki.
-Ty już wychlałeś swoją część. -Powiedziała - po czym wypiła resztę duszkiem. - A tamto, to jak się bierze? Nosem? -Zapytała odrzucając butelkę na ziemię, lecz zamiast uzyskać odpowiedź ujrzała jak jej koleżka rzuca się za naczyniem by upewnić się, czy aby na pewno nic nie zostało. Po chwili czarnowłosy wstał i agresywnie położył łyżkę na stole. -Tym to wpierdalasz. -Powiedział z dumą.
Po kilku minutach oboje byli otumanieni szczypiącym proszkiem, który osiadł im na językach.
-Wiesz co? -zapytała rozmarzona Shmecia.
-Co? -odparł nie kontaktujący już Pi.
-Przeszłabym się. Spacerek? -Zapytała i wstała podpierając się o chłopaczka.
-Spacerek. - Pociągnął ją za rękę próbując wstać, wskutek czego oboje runęli na ziemię śmiejąc się do rozpuku.
Szli trzymając się ściany. Będąc w świetnych humorach drwili z widzianej przed chwilą sytuacji. Otóż minutę temu widzieli Efimilię i pilnującego ich zazwyczaj mężczyznę, nagich, wybiegających z gabinetu George'ego wprost do jednego ze schowków.
-A twoja latorośl? -wychrypiał między pocałunkami chłop.
-Moim skarbem się nie przejmuj - jest ze Szczurosławem, zresztą ja się teraz tobą zajmuję. -Rzekła zatrzaskując drzwi i znikając z oczu naćpanych małolatów.
-No to nas przypilnował...To już wiem czemu tak łatwo było ukraść wódkę Szczurosławowi -Zaśmiał się.
-Kurwa komu? -Powiedziała agresywnie. Wydawała się wręcz wytrzeźwieć, lecz po chwili jej wzrok padł na dębowe drzwi przed nimi
- Otwarte?- zdziwiła się.
-Sprawdźmy, co kryje się w środku - Odparł i skierowali się do tajemniczego pomieszczenia. Gdy weszli przezornie zamykając za sobą drzwi, Pi spostrzegł księgę na komodzie, a otumaniona Schmeterling podążyła za błyskiem ostrzy dobywającym się z otwartej skrzyni.
Na widok makabrycznych rycin chłopak zapowietrzył się -Kwi! Hehe... On ma wyprute flaki. Kwi! Ooo gałka oczna! -Dostał czkawki. Rudowłosa schowała dwa noże za pazuchę i podeszła do chłopca.
-Co tam masz? Uuu jakaś księga. -Zaczęła wertować strony -Chcę to zrobić. -Wskazała palcem na stronę.
-Cokolwiek zechcesz... ale potrzeba nam kogoś trzeciego. Patrz obrazek.
-Okej, idziemy na łowy?
-Idziemy!
Powędrowali w głąb kwatery. Wtem zobaczyli jedynego w swoim rodzaju George'ego. Jakiż inny pomysł mógł im przyjść do głów - jak nie uznanie swojego szefa za idealnego kolaboranta.
-George! Potrzebny jesteś! -Wybełkotał Pi machając księgą przed twarzą mężczyzny.
-Chcemy zawrzeć pakt! Z księgi, fajny taki. Trzeba przeciąć tkanki skóry i przelać krew i ...no nieważne potrzebujemy twojej pomocy. Proszeee... -Uwiesiła mu się na ramieniu odsuwając kawałek rękawa. -Ooo ty też to zrobiłeś, to nie muszę nic tłumaczyć! -Uradowała się jeszcze bardziej młoda kobieta. George głośno wciągnął powietrze i krzyknął:
-ARNOLD! -Wtedy ze schowka na szczotki wybiegł ów Arnold w krzywo zapiętej koszuli i bez jednego buta. Zza jego pleców wychyliła się Efimilia.
-Yy ja już ich zabieram, ja tam tylko na chwilkę po szczotkę poszedłem yy a ona już tam była i yyy podała mi szczotkę. No Efi co tam robiłaś?
-Pracowałam. -I wtedy nastała krępująca cisza. - No, po to była mi szczotka.
-Najpierw ty, idź się ubierz, ty, wracaj do roboty. Nie TEJ roboty - idź posprzątaj salon północny. A wy... wam bachory obiecuję, że się wami zajmę osobiście.
CZYTASZ
Gdy śmierć zaczyna zabawę
Fantasy-Słuchaj dziatwo, to historia bohatera.. -Nie popisuj się, bachorze! -Tak więc, bohaterskie czyny jego, w pieśniach opiewane, nie obmyły dłoni krwią zbrukanych..Ała! Schmetterling, przestań rzucać we mnie chlebem! Na czym to ja... A tak. Boskie moce...