Rozdział 3

1.7K 106 20
                                    

Obudziły mnie promienie słońca, które przez wielkie okno w mojej sypialni, padały na moją twarz. Spojrzałam na wyświetlacz mojej komórki. Była dopiero 7. Przez chwilę nie chciałam wstawać, ale gdy moja świadomość powróciła, szybko zebrałam się z łóżka i popędziłam do łazienki się ubrać. Zrobiłam to sprawnie i już po kilku minutach zmierzałam w kierunku kuchni na śniadanie. Przywitał mnie tam miły widok.

Moja babcia stała przy kuchence, przygotowując jajka z bekonem na śniadanie. Ich zapach roznosił się po całej kuchni. Doprowadziło to, że moje wspomnienia z dzieciństwa powróciły. Mama codziennie robiła nam śniadanie, zanim Roberto zginął. Uwielbiałam wstać trochę wcześniej i patrzeć na nią jak to robi. Nieświadomie na moją twarz wkradł się uśmiech, a uczucie bycia potrzebnym i kochanym powróciło.

-Witaj Em jak Ci się spało?-babcia nagle odwróciła się do mnie i posłała mi jeden ze swoich przepełnionych miłością uśmiechów.

-Dobrze, a Tobie? Widzę, że szykujesz pyszne śniadanie!-odwzajemniłam jej uśmiech i usiadłam przy stole, czekając, aż śniadanie będzie gotowe. Gdy skończyłam jeść, w ramach podziękowania ucałowałam babcię w policzek i włożyłam brudne naczynia do zmywarki. Poprosiłam ją również, aby przez dzisiejszy dzień zajęła się Jacobem, ponieważ chciałam iść do Lili. Oczywiście nie powiedziałam jej, co przytrafiło się mojej przyjaciółce ani o moim pomyśle z oddaniem nerki. Dowie się, gdy wszystko będzie już potwierdzone, bo jak na razie nie chcę jej martwić.

U Lili w szpitalu byłam około 10. Mój wewnętrzny strach mnie paraliżuje mnie, by tam wejść. Postanowiłam, więc usiąść na ławce przed szpitalem i poczekać aż wróci moja pewność siebie. Różne obrazy przewijały się przez moją głową. Nie wiem, co zobaczę i boję się tego. Najbardziej chyba reakcji rodziców Lili. Państwo Rawson to dobrzy ludzie, którzy bardzo kochają swoje córki. Nie zdziwię się, jak mama Lili będzie mnie winić za to wydarzenie. Zbierając myśli i siły, nieświadoma niczego wodziłam palcem po moim poranionym nadgarstku. Po dłuższej chwili podjęłam decyzję i ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych szpitala.

***

Z daleka rozpoznałam zaokrągloną z przodu sylwetkę Sydney Rawson. Siedziała na krześle. W jednej ręce trzymając wodę, a w drugiej telefon. Bałam się podejść bliżej, ponieważ lęk na nowo mnie przepełnił. Gdy już chciałam odejść, nagle mama Lili podniosła głowę do góry, doprowadzając do tego, iż nasze spojrzenia się spotkały. Wiedziałam jedno, zostałam zauważona. Nie mając innego wyjścia wolno podążyłam w jej kierunku.

-Dzień Dobry. -przysiadłam się obok Sydney i posłałam jej lekki uśmiech. Ona jedynie skinęła w moją stronę głową.

-Dla kogo dobry, dla tego dobry. Po co tu przyszłaś? -pytanie to zdziwiło mnie, a zarazem wytraciło z równowagi.

-Po co przyszłam? Co za dziwne pytanie!-moje oburzenie w głosie było bardzo widoczne. -Chyba zna pani dobrze na nie odpowiedź! Lili jest moją przyjaciółką i o mało, co nie zginęła, a pani się mnie jeszcze pyta po co tu przyszłam?!-przetarła skronie i popatrzyła na mnie zapłakanymi oczami.

-Skąd wiesz, że Lili miała wypadek?-wstała z krzesła i oparła się o ścianę. Ja również wstałam i zbliżyłam się do niej.

[Cięcie<ZAWIESZONE>]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz