32

54 6 1
                                    

James Rhodey był w trakcie taktycznego odwrotu, przemierzając korytarze akademika. Chciał wyjść z budynku, zanim Barnes i Wilson ogarną, że on w ogóle tam wrócił po lekcjach. Może nawet lepiej będzie, jeśli nagle zniknie z terenu szkoły, jak Avengers.

Wyszedł z budynku i na chwilę się zatrzymał, rozmyślając nad tym pomysłem. Z chwilą, kiedy znowu usłyszał, pomimo ścian budynku, krzyki dwóch żołnierzy, podjął decyzję.

„Jebać oceny, jebać edukację... Biorę fortunę Starka i wyjeżdżam do Las Vegas. Resztę życia spędzę w jakimś mieszkaniu, a jak coś to zostanę hazardzistą".

Bucky i Sam robili wszystko, by wkurzyć siebie nawzajem, odkąd tylko Steve wyjechał, nie wiadomo, gdzie. Jak jeden powiedział, że nie znosi czerwonego, drugi zjawiał się cały ubrany na czerwono już na kolejnej lekcji. Kiedy drugi poprosił o podanie soli, pierwszy rzucał ją w niego. Nie wspominając o klasycznym podstawianiu sobie nogi lub przeszkadzaniu sobie w zwyczajnych czynnościach. A to wszystko w chwilach miarowego pokoju. Najgorsze były wszelkie ćwiczenia i w-fy. Wtedy, kiedy tylko dostawali, chociaż najmniejszą okazję, rzucali się na siebie. Reszta widocznie to ogarnęła i specjalnie wybierali ich do przeciwnych drużyn, kiedy mieli grać w cokolwiek.

Sam próbował już wszystkiego. Sądy, rozdzielanie ich w realu, rozdzielanie ich w internecie, czy nawet zamykanie ich w pokojach. Pomimo tego, ich zachowanie się jedynie pogarszało. A co gorsza Rose (sędzina i znajoma Petera), Michelle (członkini rady przysięgłych i kolejna znajoma Petera), Luna (naczelny kat do wymierzania kar i następna znajoma Petera) i Loki (obrońca Barnesa) widocznie znajdowali we wszystkim przyjemność i niektórzy z nich (szczególności Laufeyson) nawet ich podjudzali.

Kiedy był tu Steve, wszystko wyglądało inaczej. Zimowy Żołnierz i Falcon nie przepadali zbytnio za sobą, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło się, że jakichś wrzucił drugiego do śmietnika, a potem pierwszy sam został do niego wciągnięty. Do tego, kiedy wreszcie mieli wyjść ze śmietnika, Bucky oberwał balonem z farbą, w kolorze, w którym Sam mu wcześniej pomalował rękę, co rozpoczęło na nowo bójkę. Rhodey podejrzewał, że osobą odpowiedzialną za balona jest Loki, jednak on miał solidne alibi. Sprawa pozostała więc do końca niewyjaśniona.

Rogers miał umiejętności i doświadczenie, jeśli chodzi o ogarnianie Sama i Bucky'ego, czyli dokładnie to, czego James nie posiadał. A wiedział, że jeśli z nimi zostanie, nie nabierze niczego, co posiadał Kapitan, a jedynie doprowadzi się do szaleństwa. Czym, przy okazji, wkurzyłby Tony'ego, ponieważ miliarder już wiele lat temu zaklepał sobie, prawo do tego.

Dlatego musiał się od nich wyrwać.

Zajęty planowaniem swojej przyszłości w ukryciu, Rhodey zauważył, idącą naprzeciwko niego Marię Hill, dopiero wtedy, kiedy na nią wpadł.

-Sorry, nie zauważy...- zaczął mówić, ale ona mu przerwała.

-Nie ważne.- Podniosła się i zawahała się, zanim podała mu dłoń, żeby też mógł wstać. Rhodey zauważył, że widocznie się spieszyła.

-Coś się dzieje?- Rozejrzał się ostrożnie, kiedy wstawał. Nie wyglądało na to, by ktokolwiek ich obserwował, bądź zbliżał się do nich, aby ich zaatakować.

-Nic takiego, tylko mam do zrobienia projekt i...- Uważnie mu się przyjrzała.- Uciekasz przed czymś?

-Bucky i Sam znowu zaczęli... Być sobą.- Posłał jej błagalne spojrzenie. Nie ogarnął jeszcze, jak uzyskać dostęp do kont Starka, więc Hill była dobrą alternatywą. Jeśli więc miała w planach cokolwiek, co wiązało się z opuszczeniem szkoły bez tej dwójki, miał nadzieję, że zabierze go ze sobą.

Marvel Avengers Academy Junior YearOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz