-Próbowałem zerwać z siebie skafander, aby mu go dać, ale to ustrojstwo nie chciało zejść. A on... On mnie powstrzymał i... Patrzyłem... Jak on...- Quill spuścił wzrok. Było mu wstyd, że płacze. Zupełnie jak dziecko. A przecież powinien pokazać, jak się zmienił przez te lata. Jak wydoroślał. Ma przecież dość dobrą pracę. Własny statek, o który dba. Rodzinę, w dziwniejszym wydaniu, która chwilami go pilnuje, a chwilami się z niego śmieje. Tylko teraz po prostu nie mógł, nie płakać.
-Wszystko dobrze Peter- powiedział do niego dziadek. Starszy pan siedział naprzeciwko niego po drugiej stronie stołu.
Peter odkąd spotkał dziadka, obiecał sobie, że do niego zadzwoni. Jednak potem zdołał wysłać jedynie SMS-a o treści: „Wróciłem na ziemię i żyję". Później ignorował telefony dziadków. Wolał o nich zupełnie nie myśleć. Starał się zachowywać tak jak wcześniej. To nie było takie łatwe. Dla świętego spokoju obiecał sobie, że do nich później pojedzie. A potem było zakończenie roku szkolnego i poleciał w kosmos.
Jednak wakacje minęły i zachowywanie się, jakby nigdy nic, stało się jeszcze trudniejsze. A każdy telefon dziadków jedynie pogarszał sprawę. To było takie trudne, że pierwszy tydzień trwał dla niego kilka miesięcy.
Reszta to musiała zauważyć, bo w piątek po lekcjach spakowali bez pytania niektóre jego ubrania w jakichś plecak. Potem zawiązali mu oczy i zaprowadzili go na dworzec. Tam Gamora mu wyjaśniła, że załatwili mu bilety na podróż do jego rodzinnego domu i z powrotem.
Na początku nie chciał zgodzić.
-Potrzebujesz odpoczynku- powiedziała mu zielona kosmitka.
-Przecież odpoczywam- odparł Star Lord- Tu się nic nie dzieje.
-Chodzi mi o odpoczynek od wariactw- sprecyzowała mu dziewczyna- Przynajmniej jeden weekend. Nie musisz ich odwiedzać, po prostu pojedź i zdecyduj na miejscu. Ja będę czekała.
-Posłuchaj jej, chociaż ten jeden raz młotku- odezwał się Rocket- Wykorzystaj fakt, że masz także normalną rodzinę. My nie mamy nikogo- rozejrzał się po reszcie Strażników Galaktyki- Więc trzymamy się razem. Ale ty masz coś jeszcze. Ja na twoim miejscu, bym tego pilnował.
-Jestem Groot- powiedziała roślina. Szop spojrzał wtedy na nią zdziwiony, po czym jedynie wzruszył ramionami.
Peter spojrzał wtedy na nich wszystkich. Gamora, Rocket, Groot, Mantis, jakimś sposobem Nebula i Drax, który jeszcze nawet nie odleciał. Wszyscy tam byli i czekali na jego decyzję. I czuł, że nawet jeśli się nie zgodzi, to oni i tak go wrzucą do autobusu.
-Dobra- powiedział wreszcie- Pojadę.
Gamora się do niego uśmiechnęła. I własnie ten uśmiech dodawał mu sil, aż do momentu, kiedy stanął przed drzwiami domu dziadków. Zanim zapukał, minęło dobre pięć minut, a gdy wreszcie to zrobił, od razu pragnął uciec.
Otworzyła mu babcia i na początku go nie poznała i chciała go spławić. Jednak on nie dał tak łatwo za wygraną. I się udało. Spojrzała mu prosto w oczy i się wręcz rozpłakała. A potem, niczym każda babcia na świecie, zaciągnęła go do środka i dała mu obiad.
Dziadek wrócił kilka godzin później i zadał pytanie, które rozpoczęło reakcję. A brzmiało:
-To jak tam ci minęły wakacje?
To opowiedział, pomiędzy gryzami piątej dokładki obiadu, w skrócie niektóre ich zlecenia. Prawie wszystkie przyprawiły jego babcię o atak strachu.
-A potem poznałem mojego ojca- spojrzał na pusty talerz- Mogę dokładkę?
-Jak to poznałeś ojca?- zapytał dziadek- W kosmosie?
CZYTASZ
Marvel Avengers Academy Junior Year
FanfictionRok szkolny się zaczął i wszyscy chcąc, nie chcąc, muszą wrócić do nudnego obowiązku uczniowskiego. Dotyczy to też Avengersów, którym jest szczególnie trudno się pozbierać po wakacjach spędzonych w willi Starka. Bohaterowie jednak nawet się cieszą...