Kiedy Bucky wrócił i wszelki ból, w szczególności palców u stóp, był, jakich otępiały. Miał pewne przeczucie, że dzisiaj po prostu tego było za dużo na raz i dopiero następnego dnia odczuje to całą mocą. I jednocześnie czekał na to, tylko po to, aby już to przeżyć, ale także się tego bał. To było po takie uczucie, jak wtedy, kiedy budzi się minutę przed budzikiem. Po prostu koszmar.
Chciał już mieć to za sobą. Chciał już to odchorować i iść dalej. Wiedział, że będzie bolało, ale pop tym poczuje się lepiej i wróci do gry z nowym doświadczeniem. Oczywiście nie miał zamiaru rezygnować, ale na razie został po prostu zastopowany i musiał przeczekać. Przy tym oczywiście da jej o wiele więcej przestrzeni, niż robił to aktualnie. Jasne cofnie się przez to o kilka dobrych tygodni, może nawet miesiące, ale ciągle nie zszedł ze sceny. Nie on. I przy tym nie chciał wyjść na gościa, który nie potrafi zrozumieć słowa „nie". Po prostu chciał się upewnić, bo coś... Coś nie pasowało.
Przy tym bał się tego bólu. Nie pierwszy raz, kiedy dostał kosza. Tylko wtedy dziewczyny obwiniały o nieudany związek ciągłą obecność Steve'a. Ale Bucky nie mógł zostawić Rogersa samego, ten od razu wpadłby w jakieś tarapaty. Tak się działo za każdym cholernym razem.
A Natasza nie obarczyła winą obecność Steve'a, który aktualnie też kochał się wpakowywać w kłopoty. Teraz winny był on. A to było czymś zupełnie innym. To była jego wina.
Do tego jeszcze wiedział, że będzie musiał to ukrywać przed resztą. W szczególności przed Steve'em. Chłopak od razu zacząłby panikować i starać się go pocieszać, przy tym, jak na najlepszego przyjaciela przystało, będzie chciał za wszelką pokazać, że staje po jego stronie. Do tego od razu zacząłby się przejmować o zdrowie psychiczne i stałby się nie do zniesienia. A to najpewniej zauważyłby Sam, który najpewniej wyciągnąłby od Rogersa, co się wydarzyło, to skończyłoby się pogrzebem.
Umył się, przyłożył lodowy okład do palców i dosłownie rzucił się na łóżko. Przy tym raz zerknął, czy Loki ciągle gapi się na sufit i czy będzie musiał spać na boku twarzą w stronę ściany, bo po prostu to było w środku nocy straszne. Na szczęście ten już spał. Bucky odetchnął i zatopił twarz w poduszce, pozwalając odpłynąć w sny, gdzie będzie odbywał dzisiejszy taniec i rozmowę z Nataszą, aż do obudzenia się.
Przez pewien czas w pokoju słychać było tylko spokojne oddechy dwójki śpiących chłopaków. Było cicho i spokojnie, tak jak powinno być w środku nocy. Potem jednak Loki zaczął oddychać z trudem, zaciskać szczękę, a w całym pomieszczeniu temperatura spadła o kilka stopni. Aż wreszcie Laufeyson się obudził.
Nie zdołał nawet uspokoić oddechu, a zaczął czegoś szukać. Sprawdził szafkę nocną, zajrzał pod poduszką i za łóżkiem. Już chciał zwisnąć głową w dół, żeby sprawdzić pod łóżkiem, kiedy sobie uświadomił, że berła już nie miał.
„Nie potrzebujesz go" pomyślał, powoli się uspokajając. Za wszelką cenę chciał uwierzyć w to. Naprawdę chciał. Tylko bez tego berła czuł się... pusto. Jakby to, co trzymało go w całości, odkąd puścił i spadł w kosmiczną dziurę, zniknęło. „Niczego nie potrzebujesz".
Rozejrzał się po pokoju. Raz Bucky nie spał, kiedy Loki obudził się po koszmarze. Od tamtej pory, uważniej mu się przyglądał i częściej zabierał mu wszystko, co uważał za potencjalnie niebezpieczne. Przez tydzień nawet musiał się golić w obecności żołnierza. Bucky twierdził, że w podobnych sytuacjach wpadają do głowy głupie myśli. A pomimo że w regulaminie jest wyraźnie zapisane, że ten, kogo współlokator umarł, został zabity, popełnił samobójstwo itd., w skrócie nie żyje, ma zapewnione dostanie się do kolejnej klasy, Zimowy Żołnierz stwierdził, że nie chce być wdzięczny Lokiemu za zdanie i woli to osiągnąć sam, bez niczyjej pomocy.
CZYTASZ
Marvel Avengers Academy Junior Year
FanfictionRok szkolny się zaczął i wszyscy chcąc, nie chcąc, muszą wrócić do nudnego obowiązku uczniowskiego. Dotyczy to też Avengersów, którym jest szczególnie trudno się pozbierać po wakacjach spędzonych w willi Starka. Bohaterowie jednak nawet się cieszą...