Rozdział 3

3.4K 307 16
                                    

Po powrocie do domu Castiel jak najszybciej zamknął się w swoim pokoju z zamiarem przespania tygodnia. Był zmęczony, wkurzony i na pewno nie miał ochoty na tłumaczenie się matce ze swojej nieobecności w nocy. Wolał nie podważać wersji Deana, która wydawała się w miarę rozsądna. Cholerny Winchester. Cas złapał się na tym, że ciągle wracał do niego myślami nie mogąc doczekać się telefonu. Uspokój się, Novak. Zachowujesz się jak podniecona trzynastolatka.
Z błogim westchnieniem opadł na łóżko, zrzucając przy tym z nóg przecierane na czerwono glany. Dostał je od Balthazara jakiś czas temu. Podobnie jak większość z całkiem pokaźniej kolekcji płyt z muzyką rockową. Z przyzwyczajenie włączył odtwarzacz i uśmiechnął się słysząc pierwsze dźwięki Girls, Girls, Girls Motley Crue. Sixx był na pierwszym miejscu jego listy gwiazd rocka do przelecenia - w innym życiu. Trochę niżej uplasowali się Axl Rose i Keith Ridchards.
Friday night, I need a fight
My motorcycle and switchblade knife
Cas śpiewał na głos wybijając rytm na niewidzialnej perkusji. Czuł się zaskakująco zrelaksowany i nie miało to nic wspólnego ze znoszoną koszulką Deana. Chociaż chyba nim pachniała. W każdym razie było czuć papierosy, a często Dean pachniał papierosami. Zresztą podobnie jak trzydzieści cztery procent społeczeństwa, ale to szczegół. Cas zaśmiał się cicho ze swoich myśli - to by było na tyle jeśli chodzi o romantyczną wizję ich nieistniejącego związku.
Girls, girls, girls
Raising Hell at the 7th Veil"
Znów wrócił myślami do Deana. Był w nim zakochany, to oczywiste. Lubili tą samą muzykę, alkohol i jego Chevroleta Impalę z '67. W zasadzie Cas najpierw zakochał się w Impali, a dopiero później w Deanie, ale to następny nieistotny detal. W każdym razie od tego momentu chciał się z nim przespać na tylnim siedzeniu.
Ale po za tym niewiele o nim wiedział i nie zamierzał pytać. On też był daleki od opowiadania ludziom o Balthazarze i całym tym zamieszaniu z nim związanym. Po za tym Dean wyjedzie pewnie tak szybko jak się pojawił. Cas po prostu miał nadzieję, że wcześniej go przeleci.
I tak nie za bardzo wierzył w romantyczny aspekt miłości, a przynajmniej chciał w to wierzyć.
I'm such a good good boy
I just need a new toy
Mimo wszystko byłby szczęśliwy, gdyby Dean jednak zadzwonił, w co nie do końca wierzył. Nawet on to robił, zbywał ludzi w ten sposób, a - umówmy się - był tą milszą częścią ich wyimaginowanego związku.
– Chodź, Lucyfer – rzucił Cas, uchylając okno i wpuścił do pokoju czarnego kota z wyrazem mordu w oczach. – Polowałeś?
Lucyfer miauknął z wyższością i zeskoczył na podłogę zupełnie ignorując Castiela. Zawsze chciał mieć kota, ale zamiast tego męczył się z tą marną imitacją uroczego zwierzaczka, który mruczałby na jego widok. Ale może wciąż był wkurzony za imię. Pasowało do niego. Pieprzona bestia była ucieleśnieniem zła, razem ze swoimi pazurami i wypadającą sierścią. A mimo to Cas go lubił, głownie dlatego, że kiedyś należał do Balthazara.
Just tell me a stroy
You know the one I mean
Castiel zamilkł gwałtownie, czując wibracje w kieszeni dżinsów. Były na niego trochę za długie, ale nie dbał o to, bo - jakież to banalne - należały do Deana. Bez zainteresowania spojrzał na wyświetlacz, na którym widniała informacja, że numer jest zastrzeżony, jednak Cas i tak wiedział, kto dzwoni.
– Więzień z... – Nie musiał słuchać dalej, żeby wiedzieć, co powie apatyczny głos po drugiej stronie. Uśmiechnął się, ściszając odtwarzacz i wcisnął "1" na ekranie telefonu.
– Balthazar! – rzucił, starając się ukryć wesołość w głosie i nie brzmieć jak stęskniony młodszy brat.
– Cześć, dzieciaku.
– Mówiłem, żebyś...
– Cię tak nie nazywał? No dalej, daj mi coś od życia. – Głos po drugiej stronie był w oczywisty sposób rozbawiony, chociaż Cas wyczuwał, że to nie do końca prawda. I tak dobrze było go słyszeć. Cholernie dobrze.
– Dawno nie dzwoniłeś – rzucił, przeczesując ręką włosy. Zaczynał mieć wrażenie, że robi to za każdym razem, kiedy się denerwuje.
– Wiem. – Balthazar zaśmiał się cicho. – Miałem trochę spraw.
– Myślałem, że akurat czasu ci nie brakuje.
– Bardzo się zdziwisz, kiedy powiem, że nie mogę o tym mówić przez telefon?
Castiel pokręcił głową zanim przypomniał sobie, że brat go nie widzi.
– Nie. I nawet nie chcę o tym słyszeć – rzucił, jednak bez złośliwości.
– Czego słuchałeś?
– Skąd wiesz, że czegoś słuchałem?
– Jesteś przewidywalny, Cassie.
– Motley Crue. – Castiel powstrzymał się od przypominania, co mówił na temat zdrabniania swojego imienia i znów pogłośnił muzykę. – Masz za czym tęsknić, skurwielu.
– Och, jesteś słodki, księżniczko. – Balthazar znów wybuchnął urywanym śmiechem, a Cas po raz setny zastanowił się, jakim cudem w ogóle może się śmiać. To było nienaturalne. Zaczynał mieć wrażenie, że wszyscy próbują go oszukiwać i udawać, że wszystko jest w porządku. – Jak się czujesz?
– Świetnie.
– Pytam poważnie, Castiel.
– Mam randkę wieczorem, więc pewnie lepiej od ciebie.
– Nie wiem kim on jest, ale złamie ci serce.
– Przynajmniej tutaj się zgadzamy.
Cas mógł wyobrazić sobie jak Balthazar kręci głową i wznosi oczy ku górze. Pamiętał jak kiedyś godzinami mogli kłócić się o to, kto znalazłby fajniejszych ludzi do zaliczenia. Jim Morrison zawsze wygrywał. Poważnie, kto nie chciałby przelecieć Jima Morrisona? Balthazar musiał zadowolić się jego duchową przyjaciółką.
– Będę kończył.
Castiel odruchowo skinął głową.
– Uważaj na siebie, okej?
– Jesteś drugą osobą, która mi to dzisiaj mówi.
– Okej?
Westchnął z rezygnacją, słysząc zniecierpliwienie w głosie Balthazara i mruknął mało przekonujące „okej" zanim się rozłączył. Chwilę siedział w bezruchu na łóżku, wpatrując się w Lucyfera, który z uniesionym ogonem przechadzał się po pokoju, żeby w końcu wskoczyć na łóżko. Cas lekko pogłaskał go po grzbiecie.
– To idiotyczne, nie ty mała paskudo? – spytał, wpatrując się w zielone ślepia kota. – Dlaczego ja mam na siebie uważać, skoro on nie mógł?
W odpowiedzi Lucyfer miauknął ze znudzeniem. 

Rebel King [destiel] {zakończone}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz