Rozdział 17

1.5K 171 27
                                    

Cas wpatrywał się tępo w przestrzeń przed sobą, nie odzywając się ani słowem przez całą drogę. Od czasu do czasu nucił tylko coś pod nosem, jeżeli lecąca akurat piosenka była odpowiednio smutna i depresyjna. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek będzie się tak czuł - zmęczony, sponiewierany i bez jakiegokolwiek pomysłu na dalsze życie. Chciał, żeby to Dean był powodem. I w zasadzie w pewnym sensie był.

- Jesteś tutaj, Cas? - Drgnął, kiedy Winchester strzelił mu palcami przed twarzą.

- Hm?

- Mówiłem do ciebie.

Z rozdrażnieniem przejechał palcami po włosach, szybko mrugając.

- Przepraszam.

- Pytałem, dlaczego spałeś w moim samochodzie.

Cas westchnął, znowu wbijając wzrok w drogę przed sobą. Wczoraj wypił za dużo. O wiele za dużo. Przesadził z alkoholem do tego stopnia, że kiedy z Deanem wreszcie położyli się spać, on leżał z otwartymi oczami i myślał o zbyt wielu rzeczach. Naprawdę chciał wyciągnąć Balthazara z więzienia. Był gotów zrobić wszystko żeby tego dokonać, nawet słuchać głupich pomysłów swojego mózgu. Jednak racjonalna część jego umysłu chciała od nich uciec. Dlatego zrobił jedyną rzecz, która wydawała się logiczna.

- Musiałem trochę pojeździć - mruknął w końcu, dostrzegając białe ściany swojego domu za zakrętem. Jeszcze nigdy nie pragnął tak bardzo, żeby droga wydłużyła się w magiczny sposób, dając mu możliwość zatrzymania Deana ze sobą jeszcze na chwilę.

- Zdarza się.

- Brzmisz niepokojąco spokojnie.

- Nie chcę się z tobą kłócić - rzucił Winchester i mocniej zacisnął dłonie na kierownicy.

- Wiem - wypalił Cas, czując autentyczne przerażenie na myśl o tym, że Dean mógłby kontynuować i jeszcze bardziej urzeczywistnić tę chwilę. - To jest ten moment, kiedy ty mówisz, że jutro wyjeżdżasz, a ja przypominam, że oboje doskonale wiedzieliśmy jak to się skończy. Bo wiedzieliśmy.

Po raz kolejny w trakcie ostatnich dwudziestu czterech godzin wypowiadał słowa, w które w ogóle nie wierzył. Brzmiały tak samo nienaturalnie jak wtedy, kiedy jeździł Impalą po mieście i próbował siebie przekonać, że postępuje słusznie. Kierował nim zamroczony złością i alkoholem umysł, któremu nawet nie miał już ochoty się przeciwstawiać. Wcześniej znalazł w bagażniku wszystko, czego potrzebował. Dean kłamał; przejechał czarnego kota. Albo naprawdę nie wiedział, co właściwie trzyma w swoim samochodzie. To nawet dobrze - przynajmniej nie zorientuje się, że coś zginęło.

Rozdroże znalazł zanim wytrzeźwiał i w głębi duszy żałował, że nie szukał dłużej. Dwa razy prawie się rozmyślił, kiedy zamarznięta ziemia stawiała zacięty opór przed rozkopaniem, jednak w końcu w niewielkiej dziurze wylądowało jego zdjęcie razem z ziemią z cmentarza i kościami kota. Dorzucił nawet trochę krwawników - w swoich notatkach Dean wspomniał coś o tym, że te cholerne kwiatki używa się w rytuałach przywoływania demonów. Zaraz obok adnotacji, że tylko idiota chciałby wzywać demony.

Castiel był idiotą.

Zawsze to podejrzewał i teraz utwierdził się w tym przekonaniu.

- Wyglądasz jakbyś zaraz miał zemdleć. - Do rzeczywistości przywołał go zaniepokojony głos Deana, który pomógł mu się otrząsnąć.

- Za dużo wypiłem - wymamrotał cicho, chowając twarz w dłoniach i zaczął powoli masować skronie. Nie zauważył, że są już prawie na miejscu, dopóki Winchester nie zahamował gwałtownie.

Rebel King [destiel] {zakończone}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz