Z rozkopanego grobu buchnęły płomienie, zmuszając Deana do cofnięcia się o parę kroków. Przez chwilę podziwiał swoje dzieło, uśmiechając się przy tym lekko, aż w końcu wysypał resztę soli na dogorywające szczątki i wrócił do Impali.
- Giń suko - rzucił, siadając za kierownicą.
Naprawdę rzadko łamał dane słowo, polując bez wsparcia, ale czasami tylko ustrzelenie czegoś mogło go uspokoić. Zaczynał niepokoić się o ojca, który nie wracał trochę zbyt długo, a od jakiegoś czasu nawet nie dzwonił. Gdyby to było jakiekolwiek inne polowanie, na pewno znosiłby to lepiej, jednak tym razem John znowu szukał Żółtookiego Demona, mimo że w oczywisty sposób było to czystym idiotyzmem. Łatwiej byłoby gdyby wiedzieli czym go zabić. Chociaż może ojciec czegoś się dowiedział, ale postanowił nikomu o tym nie mówić; to też było czystym idiotyzmem.
Drugi problem stworzył sobie, żeby nie myśleć o pierwszym. Miał nawet imię, śliczne niebieskie oczy, końcówki w tym samym kolorze i od niedawna powód, żeby trzymać się od niego z daleka. Castiel. Dean w zasadzie wolałby pić z nim teraz piwo i całować się w jakiś zapomnianych przez Boga klubach zamiast siedzieć wykańczać mściwe duchu i mocno przy tym obrywać, ale to też skutecznie odciągało myśli od wszystkiego innego.
Słysząc dzwonek telefonu, gwałtownie przechylił się na siedzenie pasażera i jęknął, kiedy zmęczone mięśnie zaprotestowały tępym bólem. Numer nieznany.
- Hm? - mruknął bez zainteresowania; w zasadzie żałował, że odebrał.
- Cześć Dean.
Przez chwilę próbował dopasować twarz do głosu, a kiedy w końcu mu się udało, uśmiechnął się lekko.
- Myślę, że to trochę niesprawiedliwe w stosunku do Castiela, Gabe.
- Masz na myśli to, że chcę się z tobą umówić zaraz po tym jak z nim zerwałeś? - Gabriel brzmiał, jakby bardzo powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem.
- Lepiej trochę zaczekać.
- Proponuję żebyś przyjechał i z nim pogadał.
Dean wyobraził sobie jak nad jego głową zapala się wielki znak zapytania jak w kreskówkach.
- Jesteś pijany?
- Potrzebuję kogoś, kto dowie się za mnie, czy ten mały skurwiel ma jakieś pojebane pomysły, o których nikt nie wie - głos Gabe'a przybrał zabójczo poważny ton, którego nikt się pewnie po nim nie spodziewał - bo z nikim nie rozmawia i wydaje mi się, że naprawdę zależy mu, żeby wyciągnąć Balthzara z więzienia.
- Czy ktoś w waszej rodzinie jest normalny? - westchnął Dean, zamierzając wytłumaczyć Gabrielowi, że jest ostatnią osobą, z którą Cas chciałby rozmawiać, ale zawahał się w ostatniej chwili. Dwa problemy. Łatwiej byłoby żyć z jednym, a drugi zniknie, kiedy przestanie tęsknić za Castielem i znowu będą się po prostu dobrze bawić. Wymyśli coś, żeby wytłumaczyć pistolet i wszystko będzie w porządku. - Dobra, uratuję twoje dobre samopoczucie - rzucił, odpalając silnik chevroleta.
***
Dean cofnął się o krok, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie i stanął w nich wyraźnie rozdrażniony Cas.
- Na litości boską, Gabriel, zajebię cię w końcu! - krzyknął, opierając się na klamce i zamrugał z niedowierzaniem, widząc osobę stojąca w progu. - Winchester?
- Cześć, Castiel - rzucił Dean, siląc się na lekki ton i bez słowa wyminął chłopaka w drzwiach. Bardzo starał się nie dostrzegać jak dobrze wygląda z rozczochranymi włosami i - co ważniejsze - bez koszulki. Dawało to Deanowi rzadką okazję, żeby podziwiać jego tatuaże, pokrywające smukłe ramiona, za których widokiem tęsknił. Dzięki temu nie musiał też patrzeć w boleśnie smutne oczy.
Cas przeczesał dłonią włosy, stojąc na środku pokoju z pytający wyrazem twarzy.
CZYTASZ
Rebel King [destiel] {zakończone}
FanfictionMiał seksowny głos. Zresztą podobnie jak Cas. Cas. Castiel. Uśmiechnął się, słysząc brzmienie tego cholernego imienia w swojej głowie. Zdecydowanie, nieprzyzwoicie seksowne. Przestań o nim myśleć, Winchester. Ale to było trudne, kiedy stał przed i...