6

199 17 15
                                    

-Narrator POV-

-Celuj w nich!- zawołał do Georga Quackity. Ten tak jak mu kazał wyciągnął łuk i zaczął strzelać w stornę uciekających. Pierwsze dwa strzały oddał niecelnie, jednak za trzecim razem udało mu się trafić w nogę Wilbura.

-Will! - usłyszeli tylko głos Niki, a nastepnie krzyk bruneta aby dziewczyna nie podchodziła. W tym samym czasie Quackity i George podeszli do leżącego na ziemi Wilbura, a George uderzył go w tył głowy aby stracił przytomność. Chcieli kontynuować pościg, ale Tommy szybko odciął im droge ogniem przez co reszcie udało się uciec.

-Kurwa! - wrzasnął Quackity - Uciekli nam! Co teraz powiemy Eretowi lub co gorsza Schla-

-Zamknij się - powiedział lekko zirytowany jego zachowaniem George

-Nie jest źle. Mamy ich przywódcę - mówiąc to wziął na plecy nieprzytomnego chłopaka,który swoją drogą był zadziwiająco lekki i zaczęli iść w stronę Manburgu. Pod drodze doszedł do nich Eret widocznie zadowolony z ich "łupu". Idac do ich kraju nie rozmawiali ze sobą. Nikt nie wiedział czy może coś powiedzieć czy nie. Cała droga minęła im w ciszy.

Kiedy byli już w Manburgu George poszedł zanieść Wilbura do celi, a Quackity razem z Eretem poszli do gabinetu Schlatta aby mu powiedzieć o częściowym powodzeniu misji.

Gdy Schlatt został powiadomiony o obecności Wilbura stwierdził, że uda się do niego zobaczyć w jakim stanie jest. W celi zastał jedynie nieprzytomnego, wykrwawiającego się bruneta, który dalej miał wbitą, dość głęboko strzałę.

Schlatt jedynie na to westchnął i chciał wyjść lecz coś kazało mu opatrzyć starszego chłopaka. Czuł, że to coś nie da mu spokoju jak tego nie zrobi dlatego już po chwili kucał przy chłopaku i wziął apteczke leżącą pod łóżkiem.  Z niej wyciągnął wodę utleniania i bandaże (na potrzeby książki tego typu rzeczy są w minecraftcie) aby po chwili pozbyć się strzały z nogi Wilbura i oczyścić ranę jaką strzała zostawiła. Kiedy skończył wiązać bandaż zaśmiał się, ponieważ zawiązał go dokładnie tak jak go nauczył właśnie Will w dzieciństwie. Na chwilę rozmyślił się, przypominając sobie powoli wszystko co się wydarzyło jeszcze kilkanaście lat temu jednak tak samo szybko wrócił do rzeczywistości, a uśmiech zamienił na wieczny grymas. Wstał i jeszcze raz spojrzał na dawnego przyjaciela po czym wyszedł z pomieszczenia kierując się do swojego gabinetu.

-Wilbur POV-

Obudziłem się w jakimś ciemnym pomieszczeniu na łóżku. Rozejrzałem się po nim. Nie było tu nic nadzwyczajnego. Zwykła cela więzienna. Zastanawiało mnie jedynie jakim cudem jeszcze żyje, skoro najprawdopodobniej jestem w Manburgu. Spróbowałem wstać, jednak ból jaki generowała zraniona noga mi to skutecznie uniemożliwił. Nagle usłyszałem otwieranie drzwi do mojej celi, przez które wszedł Quackity.

-Wstawaj, idziemy do Schlatta

-Bardzo bym chciał jednak coś mi to uniemożliwia- powiedziałem i pokazałem na moją, od połowy owiniętą bandażem nogę. Domyśliłem się, że to Fundy mi ją owijał. Bandaż był zawiazany na sposób, który znają tylko 2 osoby, nie wliczając w to mnie, czyli właśnie mój syn i Schlatt. Jednak to, że ten drugi miałby cokolwiek robić ze mną w celu "uratowania mnie" jest tak niskie jak jego myślenie po zostaniu prezydentem, czyli niskie.

Quackity tylko wywrócił oczami i podszedł do mnie aby pomóc mi wstać i dojść do gabinetu tego kozła. Zanim weszliśmy do pomieszczenia Quackity zapukał do drzwi. Po chwili usłyszeliśmy głośne zaproszenie do środka. W gabinecie było ciemno i panowała bardzo napięta atmosfera. Quackity popłynął mnie tak abym klęcał przed biurkiem kozła, co mi się średnio podobało, a on sam stanął przy drzwiach z kuszą w ręku wycelowaną w moją stronę. Zaśmiałem się.

-Od zawsze wiedziałem, że nie umiesz się bronić w walce z innymi ale naprawdę boisz się, że coś ci zrobię bez żadnej broni, dlatego on stoi z wycelowaną kuszą na mnie? Żałosne- powiedziałem i spojrzałem na JSchlatta.  Ten tylko wywrócił oczami i nic na to nie odpowiedział co dało mi pewną satysfakcję.

-Czy wiesz dlaczego jeszcze cię nie zabiłem Wilbur?- zapytał mnie Schlatt i wstał od biurka, idąc wolnym krokiem w moją stronę. Nic nie odpowiedziałem. Nie miałem pojęcia dlaczego mnie jeszcze nie zabił mimo iż miał pełno okazji na to.

- Nie? No dobrze powiem Ci- powiedział  stając przede mną - Słyszałem rożne plotki na twój temat, a patrząc na twój aktualny stan myśle, że są prawdziwe- patrzyłem na niego pytającym wzrokiem. Jakie plotki? Jakim cudem Schlatt coś o mnie wie skoro nie miałem kontaktu z nikim z jego strony?

-Czego ode mnie chcesz? Nie możesz mnie poprostu zabić?- powiedziałem wkońcu

-Oj Wilbur naprawdę myślisz, że Cię zabije kiedy możesz być bardzo pożyteczną osobą mojej grze? Przydasz mi się i wykorzystam to, niezależnie od tego czy chcesz czy nie - mówiąc to przykucnął obok mnie i położył rękę na moim policzku, którą szybko zabrałem.

-Gardzę Tobą Schlatt. Nienawidzę ciebie i wszystkiego co stworzyłeś

-Naprawdę? Nie powiedziałbym - Doskonale wiedziałem o co mu chodzi. Poczułem delikatne pieczenie na policzkach, przez które byłem zły na siebie i tego durnego kozła - Wkońcu przeszłość pozostawia za sobą ślady prawda? - powiedział uśmiechając się wrednie.

- Nie. Nie jesteś już Schlattem, którego znałem w dzieciństwie. Nie jesteś tym samym Schlattem, który jest wrażliwy na krzywdę innych i pomoże przyjacielowi w potrzebie. Zmieniłeś się. Nie jesteś już moim przyjacielem ani osobą, z którą mógłbym spędzić swój cały czas. Nienawidzę ciebie i zapamiętaj to - mówiąc to, z wielkim trudem wstałem i kulejąc udałem się do drzwi wyjściowych.

Zanim wyszedłem spojrzałem ostatni raz na kozo-mana. Mimo iż starał się to ukryć potrafiłem idealnie odczytać każdą z jego emocji. Panował w nim smutek, zmieszanie, zaskoczenie i duma, którą chciał zakryć inne odczucia. Po wyjściu z gabinetu Quackity zaprowadził mnie do mojej celi. Jednak zamiast wyjść stanął przy drzwiach i na mnie spojrzał.

-Jaki on był? - zapytał

-Jaki kto był?

-Schlatt w przeszłości. Jaki był? Jak się zachowywał, co się stało, że się zmienił? - zdziwiło mnie to. Dlaczego on chce to wiedzieć?

-A po co Ci ta wiedza?

-Po prostu jestem ciekawy, zwłaszcza po tym co powiedziałeś w jego biurze

-Cóż chyba mogę ci powiedzieć bo i tak nie mam nic do stracenia- wzruszyłem ramionami- Kiedyś był całkowicie inny. Byłem jego jedynym przyjacielem, tak samo jak on moim. Z niego się śmiali przez jego rogi, a ze mnie przez moją rodzinę. Nie przeszkadzało mi to. Dla mnie było ważne, że miałem przyjaciela, na którego zawsze mogłem liczyć. Spędzaliśmy zawsze bardzo dużo czasu, czasem nawet całe dnie.  Zawsze chętnie pomagał innym w jego otoczeniu niezależnie od tego kim była osoba w potrzebie. Jednak pewnego dnia zniknął. Nie wiedziałem tego i spędziłem dobre trzy dni na szukanie go. Po kilku latach powrócił, ale nie był już tą samą osobą. Zmienił się na gorsze. Tak jak tamtego Schlatta potrafiłem pokochać, tak tym gardzę i gdybym mógł to bym go zabił. - kiedy skończyłem opowiadać spojrzałem na Quackityego. Wydawało mi się, że nad czymś się zastanawia. Po chwili powiedział tylko szybkie dzięki i wyszedł z mojej celi zostawiając mnie samego.

‐----------------------------------------

WITAM WITAM KTO SIĘ STĘSKNIŁ ZA ROZDZIAŁAMI???

Przepraszam, że przez miesiąc nie było żadnych rozdziałów ale musiałam się skupić na paru innych rzeczach związanych z życiem prywatnym :^

Jednak wynagrodze wam to i stwierdziłam, że od przyszłego tygodnia (czyli od jutra) robię mini maraton A rozdziały będą pojawiać się co 2 dni ^^

Słowa: 1174

No Mercy for You | Dream SMP| zawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz