Więc przypomnij sobie swoje grzechy.
Niezmienne, marne i pozbawione radości życie Mackenzie Margott codziennie przypomina jej o wszystkich problemach, z którymi musi się mierzyć już od najmłodszych lat.
Kiedy w jej pozornie poukładany świat, wdziera...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Reid zatrzymał się tuż przed moim blokiem. Nonszalancko trzymał ręce na kierownicy, kiedy ja tylko się mu przyglądałam. Reszta naszych znajomych pewnie już była w domach, lecz my jechaliśmy bardzo powoli. Miałam wrażenie, że chłopak był na tyle zmęczony, iż w żadnym wypadku nie chciał poruszać się choć odrobinę szybciej. To spotkanie musiało go wyczerpać. Prawie przez cały czas jedynie milczał i krzywo się uśmiechał, kiedy ja szczerze próbowałam przynajmniej raz skupić się na kimś innym niż on. Nie udawało mi się, a dodatkowo, dzięki Bogu, nikt na mnie nie naciskał. Wszyscy musieli widzieć, jak całowałam się z Reidem, ale tego nie komentowali. Cholera, nie potrafiłam wyrazić swojej wdzięczności żadnymi słowami.
- Słuchaj, ja nie chciałem cię przy nich pocałować, okej? - Chłopak spojrzał mi w oczy. Przepraszał mnie? Żałował? Nie wiedziałam, jak mam go rozumieć. - Bo nie chcesz, żeby o nas wiedzieli, prawda?
Mimo chłodu wczesnej nocy zrobiło mi się gorąco. Miałam zupełny mętlik w głowie i nie miałam pojęcia, co powinnam odpowiedzieć, żeby nie przesadzić, ale też nie zostawić Reida z jakimkolwiek niedopowiedzeniem. Wszelkie wątpliwości nie były nam już potrzebne i w zasadzie powinniśmy mieć ich dosyć, ale ciągle było nam mało. Chcieliśmy się rozumieć, ale jednocześnie kręciła nas ta chora niewiedza i nieświadomość.
- Reid, oni wiedzą - odparłam, wzdychając. Gavin zacisnął szczękę. - Wiedzą, ale dzisiaj tego nie wykorzystali.
Chłopak ściągnął dłonie z kierownicy i położył je na swoich kolanach. Patrzył przez szybę na moje osiedle, a ja coraz bardziej się pociłam i denerwowałam. Mimowolnie zaczęłam z nerwów bawić się własnymi palcami. Gavin od samego początku naszej znajomości sprawiał, że właśnie tak się czułam. Brakowało mi przy nim słów, oddechów, myśli, wspomnień, koordynacji ruchowej, moralności, a nawet zwyczajnej trzeźwości umysłu. Z Reidem ani trochę nie byłam sobą, ale zdecydowanie byłam kimś, kim od zawsze podświadomie chciałam być.
- Idzie burza - mruknął Reid, a po chwili na potwierdzenie jego słów gdzieś w dali zabłysło światło i usłyszeliśmy głośny dźwięk grzmotu.
- Lubisz taką pogodę? - zapytałam, tak naprawdę będąc w zupełnie innym świecie i robiąc to zupełnie nieświadomie.
- Czasami - przyznał, a kiedy ja już nic mu na to nie odpowiedziałam, on również tego nie zrobił.
Cisza i odgłosy burzy były do siebie tak paradoksalnie podobnie, że aż nie mogłam w to uwierzyć. Zaczął padać deszcz. Boże, dlaczego częściej nie słuchałam tego stukotu? Był hipnotyzujący, upający i w każdej mierze idealny w swoich wszystkich nieidealnych standardach. Przypominał mi Reida. Odwzorowywał jego osobowość, rysy twarzy i budowę sylwetki, jego słowa, myśli i najgorsze doświadczenia. Wszystko to, co aż nazbyt dokładnie go wyrażało.