XIV

988 67 30
                                    


Na następny dzień większość uczniów z incydentu na lekcji, opuściła skrzydło szpitalne, a osoby, które miały silniejsze skutki uboczne zostały na obserwację. Venus nosiło ze szczęścia, gdy usłyszała, że jest wolna, ponieważ jej gorączka zmalała i nie dawała po sobie znaku.

Pierwsze co zrobiła po wyjściu z pomieszczenia to opuszczenie zamku i wybranie się nad rzekę, która delikatnie się mieniła przez promienie słoneczne, odbijające się od zamarzniętego jeziora.

Uwielbiała ten widok. Słońce delikatnie wychylało się znad chmur, tworząc śnieg mieniącym. Płatki śniegu spadające na szalik, bądź kurtkę, ukazywały swoje piękne i odmienne kształty. Mogłaby stać godzinami tylko po to, żeby móc popatrzeć na setki różnych wzorów.

Rozgrzała swoje ręce, pocierając nimi o siebie w nadziei, że to pomoże jej w jakimś stopniu otrzymać ciepło. Nad jeziorem stała niecałe dziesięć minut, a jej policzki i nos pokryły się różem, który zauważył Cedrik idąc w tę samą stronę.

Początkowo chciał zawrócić widząc Venus, jednak uznał, że to najwyższy czas żeby porozmawiać z ślizgonką na poważnie, gdyż po ich mini kłótni, a właściwie suchej wymianie zdań o incydencie z Cho, nie zamienili ani słowa.

- Cześć Venus.

Zdziwiona obecnością drugiej osoby, odwróciła się szybko i otworzyła szerzej oczy. Jednak jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił w ciągu sekundy, wkradając na twarz zadziorny uśmieszek, widząc osobę przed sobą.

- Proszę, proszę... Czyżbyś mnie śledził, Diggory?

- Pomyślmy - zbliżył się do niej i kładąc kosmyk włosów za jej ucho, szepnął do niego. - Może tak, a może nie?

- Nie zapędzaj się tak mój drogi - złapała jego nadgarstek i odsunęła go od siebie. - Nie wydaję mi się, żebyśmy byli już na tym etapie.

Cedrik zaśmiał się pod nosem i posłał ślizgonce szeroki uśmiech, który lekko odwzajemniła. Dokładnie to samo powiedziała mu, gdy chciał ją objąć po raz pierwszy.

- Naprawdę nadal pamiętasz to, co mówiłaś kilka lat temu? To niedorzeczne, Venus.

- Może tak, może nie?

- Droczysz się? - puchon uniósł w zdziwieniu brwi. - Venus Parkinson się ze mną droczy? Niesamowite, chyba zapiszę to w kalendarzu.

W odpowiedzi dostał z pięści w ramię.

- Pytałam poważnie. Co tu robisz? - zapytała przysuwając się bliżej chłopaka, próbując ogrzać się jego szalikiem.

- Chciałem wyjść, spędziłem w skrzydle naprawdę dużo czasu bez wychodzenia i...

- Spacerki z Chang to nie były wyjścia? - mruknęła.

Cedrik westchnął i stanął przed Venus, posyłając jej ostrzegawcze spojrzenie.

- Nie mów już o Cho.

- Ciężko o niej nie mówić, wiesz? - przewróciła oczami. - Wcale nie spałam, Diggory. Słuch też mam dobry.

- Zgaduję, że słyszałaś...

- Owszem - przerwała mu, twardo patrząc w jego oczy. - Nie cierpię jej, Cedrik. Na Salazara nikt mnie tak nie irytował jak ona - oparła głowę o klatkę piersiową puchona. - Skąd ona się w ogóle wzięła? Nie przypominam sobie, żeby była zainteresowana tobą wcześniej...

- Ty nie widziałaś, ale to ciągnie się od dłuższego czasu - zaśmiał się nerwowo. - Nie chciałem jej urazić, nie lubię tego robić.

- Tak wiem. Nie ciężko to zauważyć, Cedrik.

A Cup Of Yellow Tea ⇴ Cedrik Diggory.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz