🌹Przypadek🌹

107 11 13
                                    

To spotkanie zdecydowanie nie było planowane. No może troszkę... Ale przecież Antonio nie mógł mieć dokładnej pewności, że spotka tam Włocha. To była tylko hipoteza wystawiona na bazie domysłów i miłej rozmowy z cudowna staruszką, która mimo tego, że zdecydowanie nie robiła za osiedlowy monitoring, znała Lovino dość dobrze i postanowiła podzielić się tą wiedzą z malarzem.

Tak więc po zdobyciu kilku dość praktycznych i niezaprzeczalnie cennych informacji, Antonio postanowił wybrać się do Gran Teatre del Liceu. Tuż przed zarezerwowaniem biletów zorientował się jednak, że zapomniał spytać, w którym spektaklu wystąpi jego obiekt westchnień. Nie był nawet pewien, czy powinien wybrać operę, koncert, czy może jednak recital taneczny. Naprawdę nie miał pojęcia, czym mógł się zajmować młody Włoch. Przeklinał się w duszy za niezapytanie o to starszej kobiety. Pewnie odpowiedziałaby mu na to jeszcze jedno, drobne pytanie, skoro tak wiele już powiedziała. W końcu jednak zdecydował się na operę. Don Giovanni, bo taka akurat jest wystawiana, a jeśli tam go nie spotka... cóż. Będzie musiał częściej chodzić do teatru. 

Trafił. Zdołał podrzucić piękną Ingrid Bergman wraz z listem do garderoby Lovino. Kolejną zaletą był fakt, że mógł bezkarnie wpatrywać się we Włocha przez prawie trzy godziny. Po skończonym spektaklu operowym malarz udał się do wyjścia. Nie poszedł jednak prosto do domu, zamiast tego stanął przy bocznym wejściu, którego używały osoby pracujące w obiekcie i oparty o ścianę, zapalił papierosa. Stał tak, sam nie wiedział jak długo, z przymkniętymi oczami, co jakiś czas powolnie unosząc szluga do ust i się nim zaciągając.

— Palenie szkodzi zdrowiu. — Usłyszał obok siebie znajomy głos, na którego dźwięk jego konciki ust nieznacznie uniosły się w górę. — To znowu ty?

— Oh... to "znowu" zabrzmiało trochę pretensjonalnie... — Hiszpan zgasił niedopałek o podeszwę buta.

— Jeszcze trochę i pomyślę, że mnie stalkujesz... — Westchnął młodszy. Jego lewa dłoń delikatnie rozmasowywała gardło, co zapewne niewiele dawało jego strunom głosowym. — Ostatnimi czasy mam wrażenie, że gdziekolwiek nie pójdę tam ciebie spotykam... Aż myślałem czy nie zabarykadować się w mieszkaniu. — Ostatnie zdanie było wypowiedziane trochę zgryźliwym tonem, z lekko wrednym uśmiechem. Oczywiście konsekwencją tego było nagłe przyśpieszenie bicia serca u zielonookiego o jakieś kolejne dziesięć uderzeń na sekundę.

— Och, fakt. — Odpowiedział z dziecięcą wręcz radością Antonio. — Myślisz, że to przeznaczenie?

Po zadaniu tego pytania nastała chwila ciszy, w której to oboje niemo, ale zgodnie podjęli decyzję o ruszeniu w stronę La Rambla. Po tej sekundzie Włoch odpowiedział:

— Raczej jakiś głupi przypadek. — Wzruszył ramionami i popatrzył na mimowolnie obracaną w dłoniach rózę z lekkim zamyśleniem. Malarz nie mógł powstrzymać uśmiechu na widok tego gestu. Czuł wewnętrzną satysfakcję, że Lovino wziął tę różę.

— Ja nie wierzę w przypadki. — Weszli na zatłoczoną ulicę.

— To dziwne, bo mam wrażenie, że twoje istnienie to jeden wielki przypadek... — Na to stwierdzenie Antonio zwyczajnie się zaśmiał.

— Wiesz... To bardzo możliwe. — Zerknął na Lovino łapiąc z nim na ułamek sekundy kontakt wzrokowy. Wyłapał w nim rozbawienie. Naprawdę nie miał pojęcia, co doprowadziło do takiego humoru u Włocha, ale zdecydowanie nie narzekał. Raczej postanowił wykorzystać jego dobry humor. — Więc... może pójdziemy na kawę? Skoro już tędy idziemy... Kawałek w tę stronę — machnął niedbale ręką w bliżej nieokreślonym kierunku. — jest bardzo dobra cafetería.

Lovino pokiwał dość energicznie głową.

— ARTiSA. — Powiedział tę nazwę takim tonem jakby mówił "tak, jasne, czemu nie". Tak więc pogrążeni w dalszej dyskusji na błahe tematy i bez udzielonej jasnej odpowiedzi, udali się w kierunku kawiarni.

Sto róż [SPAMANO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz