Zacznijmy od tego, że mega mi przykro, że musieliście czekać na ten rozdział ponad TRZY lata. Wszystko się zaczęło od braku weny - jak już wcześniej opisywałam pisanie scen akcji jest bardzo trudne - a po drugie komputer ze wszystkimi zapiskami poszedł wpi....u. A to oznacza, że cały rozdział muszę napisać od samiuśkiego początku. Nie będzie to łatwe zwłaszcza, że nie mam bladego pojęcia co tam napisałam :(
Po drodze jak czytałam dla przypomnienia dotychczasowe rozdziały, to dokonałam w nich kilka zmian, które musiały się znaleźć. Mam, sporo pomysłów i część z rozdziałów musiała zostać z edytowania na potrzeby fabuły, która mi się zrodziła w głowie w przeciągu tych kilku lat. Tak samo jak ostatnio opublikowany fragment przeszedł metamorfozę.
BTW ten rozdział dedykuję Vetralh, za to, że mimo trzech lat, wciąż nagabywała w komentarzach o nowy rozdział :)
Pozdrawiam każdego, kto jeszcze o mnie nie zapomniał i zapraszam do lektury.
KnockOut stał pod wejściem, który kierował na dach wieży. Miał obawy co do pomyślności planu. Było mnóstwo czynników, które mówiły mu, że dywersja ma jakieś dziewięćdziesiąt procent szans na niepowodzenie.
Po pierwsze Garganty, czego nie raczył wspomnieć młodym Autobotom, by nie ostudzić ich zapału, bądź zwyczajnie w świecie ich nie przestraszyć, byli świetnymi myśliwymi i wojownikami. Walczyli do końca mimo ciężkich ran, czego był świadkiem nie raz w czasie walk na Velocitronie. Ich grube, łuskowate pancerze ciężko było również przebić konwencjonalną bronią. Miały jeden słaby punkt umiejscowiony na karku. Był to bardzo mały punkt, który ciężko było dostrzec jeżeli nie wiedziało się czego szuka. Był również brzuch gadzin, który jednakże był zawsze prawie osłonięty przez podłoże i prawie nigdy Garganty go nie odsłaniały, wiedząc, że to oznaczałoby ich zgubę. Po drugie KnockOut dowodził bardzo młodymi Cybertronianami, a co za tym szło, niedoświadczonymi w boju. Po prostu bot nie mógł być pewny, czy czasem, któryś pod wpływem adrenaliny nie postanowi zrobić czegoś głupiego, narażając siebie oraz innych na utratę życia. Albo, co bardziej prawdopodobne, nie uciekną na widok wroga z powrotem do wieży, pozostawiając KnockOut'a oraz tych odważniejszych na pastwę losu. A po trzecie istniała również obawa, że Ultra Magnus nie przybędzie na czas ze wsparciem, że medyk przybył na Cryselos tak naprawdę na własną zgubę.
KnockOut'owi przez procesor przeszły różne myśli.
Czy Optimus też miał takie chwile słabości. Czy również miewał wątpliwości, czy którychś z jego decyzji była słuszna? I czy jeżeli którychś z jego planów nie powiodły się, to jak dawał radę by brnąć dalej? By być dowódcą, na którym Autoboty mogły polegać?
Niestety na żadne z tych pytań prawdopodobnie nie otrzyma już odpowiedzi.
Medyk obejrzał się na młodych lotników. Za nim w wąskim przejściu tłoczyło się kilku ochotników, którzy potrafili latać w tym, oczywiście, MoonShine na przedzie. Przed głównym wejściem na dole, do której próbowały się przedrzeć Garganty, była trochę większa grupka TransFormerów, którzy posiadali formy pojazdów kołowych. KnockOut poczuł w klatce piersiowej silny puls i to nie była wyłącznie jego własna iskra, która dawała mu jasno do zrozumienia, że to nie był moment na wątpliwości.
CZYTASZ
TransFormers. Stars Saga
FanfictionHistoria dzieje się po wydarzeniach „Predacons Rising". Poznajemy od innej strony starych bohaterów, ale również zapoznamy się z kilkoma nowymi. Zagłębimy się w historię Prime'ów oraz odkryjemy parę sekretów. Całe opowiadanie to MÓJ pomysł, w którym...