*Miły Bakugou?
Oczywistym było, że matka Izuku, przekochana Inko Midoriya, zdoła zauważyć, że jej syn wrócił do domu ubrany w nie swoją bluzę. Zeskanowała ją wzrokiem co najmniej sześć razy, co jednak nie naprowadziło jej na żaden trop. Ot, zwykła, czarna bluza z nadrukiem wybuchu.
Mogła należeć do kogokolwiek i Inko naprawdę zastanawiała się jakim cudem Izuku wyszedł z domu jedynie w koszulce, a gdy pokazał się w nim ponownie, jego ciało okryte było odrobinę za dużym materiałem. I to nie tak, że zamierzała robić o to jakąś aferę - to po prostu było dziwne. Nie wiedziała co prawda czy z kimś się nie spotkał, ale nie wnikała w to przecież gdy jej syn opuszczał dom te trzy godziny wcześniej. Domyślała się, że zielonowłosy musiał zmarznąć. Jedyną zagadką było to, kto był na tyle uprzejmy by pożyczyć mu swoją bluzę.
Izuku widząc, jak przy kolacji jego mama co rusz patrzy na bluzę, którą miał na sobie, żałował że nie zdjął jej zaraz po przekroczeniu progu mieszkania i nie ukrył jej w swoim pokoju. Jak miałby teraz powiedzieć jej kto użyczył mu ciepłego materiału? Zdziwienie i szok niewątpliwie pojawiłyby się na twarzy kobiety po usłyszeniu tego charakterystycznego nazwiska.
— Mamo, widzę jak się na nią patrzysz — mruknął, nie patrząc na rodzicielkę. Ta nawet nie kryła się ze swoją ciekawością, wlepiając w syna pytające spojrzenie.
— Czyja jest? — zapytała z delikatnym uśmiechem. Nie chciała się wtrącać, była po prostu ciekawa. Właściwie Izuku to nie przeszkadzało, miał ze swoją mamą naprawdę dobre relacje i normalnie nie miałby przeciwwskazań, by powiedzieć jej prawdę. Teraz jednak przez chwilę się wahał.
Po niespełna minucie toczenia tej, chyba niepotrzebnej, walki ze sobą, rzucił w końcu:— K-Kacchana.
Okej. Tego Inko się nie spodziewała.
— Masz na myśli Bakugou? Tego Bakugou? — dopytała, wciąż nie wierząc w taki akt dobroci ze strony blondyna. Boże jakie to się wydawało nierealne.
Po otrzymaniu w odpowiedzi skinięcia głową przez chłopaka i ujrzeniu zakłopotania na jego twarzy, postanowiła już nie pytać. Jednak to nastolatek postanowił kontynuować.
— Sam nie wiem co w niego wstąpiło. To nie tak, że się nie cieszę, ale... Zachował się jak nie on.
Oboje o tym wiedzieli. Katsuki nie był osobą zbyt dobroduszną, był wyraźnym przeciwieństwem zielonowłosego, który chętnie wszystkim pomagał. Izuku stwierdził jednak, że nadmierna analiza jego zachowania niczego nie zmieni. Bardzo możliwe, że było to jednorazowe okazanie litości, nic więcej.
W końcu, na co niby Deku mógł liczyć.
💥💣💥
O ile był w stanie zrozumieć, dlaczego w ogóle polazł na ten cholerny plac zabaw, o tyle największą zagadką było dla niego to, czemu dał nerdowi swoją bluzę. Do cholery, jeżeli był na tyle głupi by wyjść w samej koszulce to powinien ponieść tego konsekwencje. Dla Bakugou mógł on tam nawet zamarznąć, co go to obchodziło.
A jednak zdjął z siebie materiał, ciskając nim w chłopaka. Pomógł mu.
Pomógł? Kurwa, będzie sobie pluł w brodę do końca życia!
Katsuki Bakugou nikomu nie pomagał. A już zwłaszcza nie bezużytecznemu nerdowi.
Uderzył pięścią w ścianę, nie przejmując się znikomym bólem, jaki poczuł. Wyklnął pod nosem, zsuwając z nóg czarne buty, po czym pokierował się w stronę kuchni. Mijając salon, dostrzegł swoją matkę, oglądającą telewizję. Ta słysząc kroki odwróciła się, skanując syna wzrokiem. Moment kurwa.
CZYTASZ
𝑫𝒐𝒏'𝒕 𝒚𝒐𝒖 𝒇𝒖𝒄𝒌𝒊𝒏𝒈 𝒅𝒂𝒓𝒆, 𝑫𝒆𝒌𝒖 ᴮᵃᵏᵘᵈᵉᵏᵘ
FanficBakugou rzadko jest w stanie opanować swoją wściekłość widząc Izuku, zwłaszcza po teście rozumienia daru, kiedy przekonał się na własne oczy, że zielonowłosy również posiada moc. Darzy go coraz większą nienawiścią, poniżając przy każdej możliwej oka...