Rozdział 6

26 0 0
                                    


Od tamtej pory żyłam jak marionetka. Głodzili nas albo dawali niejadalne posiłki. Zamykali nas w izolatkach bez możliwości wyjścia na spacer po korytarzu. Nie mieliśmy zegarków, kalendarzy, totalnie straciłam rachubę czasu. Dlatego nie wiem, ile razy dziennie pan Artur mnie odwiedzał i się ze mną zabawiał... W końcu przestałam sobie dawać radę psychicznie. Znowu postanowiłam wpadać w trans, tak jak w tym pierwszym szpitalu... Przebywałam w amoku niemal bez przerwy. Nic nie mówiłam, byłam bezwładna... Jedyne, co czułam, to dotyk tego przebrzydłego lekarza na moich miejscach intymnych i skrzypienie łóżka... Czułam to coraz częściej... Nie miałam siły się bronić... Myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy...

Pewnego dnia usłyszałam, jak ktoś bardzo głośno krzyczy moje imię. To mnie wyrwało z amoku. Podniosłam głowę i zobaczyłam lekarza, ale to nie był pan Artur ani ten, co zabił Anetę. Przestraszyłam się, myślałam, że jest jeszcze bardziej niebezpieczny. Zaczął podchodzić coraz bliżej a ja zerwałam się z łóżka, pobiegłam pod samą ścianę, tą pod oknem, i krzyczałam, żeby mnie zostawił, żeby nie robił mi krzywdy, ale on... próbował mnie uspokoić. Wsłuchałam się w jego głos... Na początku nie mogłam uwierzyć, ale potem podniosłam głowę i wszystko stało się jasne. To był Michał! Tak, Michał, mój chłopak! Ale co on robił w stroju lekarza, w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym? Nic już nie rozumiałam, postanowiłam to jak najszybciej wyjaśnić:

- Co ty tu robisz? Jak się tu znalazłeś? Skąd ten strój? - nie wiedziałam, o co pytać najpierw.

- Przyszedłem, żeby cię stąd zabrać.

- Ale... jak to? Przecież sam chciałeś, żebym tu była, też się ode mnie odwróciłeś, zrobiłeś ze mnie wariatkę, a teraz chcesz mnie stąd wyciągać?! - byłam zła, nie panowałam nad emocjami.

- Ciszej! - Michał krzyknął przerażonym głosem. - Nigdy się od ciebie nie odwróciłem, rozumiesz? Odkąd tu trafiłaś, każdego dnia podjeżdżałem pod ten budynek z nadzieją, że cię zobaczę. Niestety, nie udało mi się to, za to zobaczyłem coś o wiele straszniejszego... Miałaś całkowitą rację...

We wzroku Michała wyczułam ogromny strach. Zaczęłam domyślać się, o co chodzi:

- Powiedz mi, czy ty mówisz o cieniu? Michał, skarbie, czy ty go widziałeś?!

- Tak... On kręcił się wkoło budynku, miał neseser i nóż... Te żółte oczy... Widok nie do zniesienia...

- Kiedy ty go widziałeś?

- Wczoraj, ale to już nieważne. Kochanie, musimy stąd uciekać i to natychmiast! - Michał jeszcze nigdy nie był tak roztrzęsiony.

- Ale jak ja stąd wyjdę, to on mnie zabije!

- Nie myśl o tym, jakoś sobie poradzimy z tym cieniem.

- Ale tu nie o to chodzi...

- A o co?... Czy tu działo się coś złego?... Ania, mów do mnie, o co w tym wszystkim chodzi!

Długo milczałam, ale postanowiłam, że muszę powiedzieć o tym koszmarze:

- Pan Artur, mój lekarz, przebrzydły cham...

- Co on ci zrobił?! - czułam jego wzburzenie.

- On... on mnie bił... i gwałcił...

- Co?! Nie no, zabiję gnoja! - on wyglądał tak, jakby naprawdę był w stanie to zrobić.

- Uspokój się! - nie mogłam dopuścić do żadnego przestępstwa. - Ten cały szpital od siedmiu boleści to jedna wielka ustawka. Wszyscy są w spisku, dyrektorka kryje każde przestępstwo, ręka rękę myje. Głodzą nas, zamykają jak w klatce, na własne oczy widziałam, jak jeden z lekarzy zabił pacjentkę, taką Anetę. Wynosili jej ciało, ja nie chcę, żebyśmy skończyli tak samo.

- O Boże... - Michał nie był w stanie wydusić nic więcej. Wiem, że to był dla niego cios... - Przepraszam. Naprawdę cię przepraszam, nie wiem, jak mogłem ci nie wierzyć, jak mogłem pozwolić ci tu trafić. Już nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić, obiecuję, już nikt cię nie dotknie, ja już o to zadbam.

- Michał, to nie twoja wina. Uspokój się, proszę cię! - widziałam, że on cierpiał, miał ogromne poczucie winy, które próbowałam z niego wyrzucić, niestety, bezskutecznie. Milczał jeszcze przez chwilę, próbując ukryć łzy, po czym rzekł:

- Tym bardziej musimy stąd jak najszybciej uciec.

- Ale jak my to zrobimy?

- Jakoś tu wszedłem, więc wyjść też nam się uda.

- No ale masz jakiś plan? - nic nie było dla mnie pewne, tak skołowana jeszcze nigdy nie byłam.

- Tak. Powinien wypalić. Będę musiał cię tylko trochę poszarpać. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz.

- Nie... ale dlaczego? O czym myślisz?

- Będę udawał lekarza, a ty moją pacjentkę. Musisz trochę pokrzyczeć i rzucać się, żeby wyglądało, jakbyś naprawdę była chora psychicznie. Ja cię niby będę obezwładniać, wiesz, no jakoś trzeba trochę poudawać, żeby nie wzbudzać podejrzeń.

- No ale nie sądzisz, że krzykami możemy wzbudzić zainteresowanie i zebrać niepotrzebny tłum?

- A kto tu się czymkolwiek przejmuje? Przecież dla nich takie zachowanie jest normalne – w sumie Michał miał rację, lekarze mieli wszystko gdzieś. – To jak, jesteś gotowa?

- Jak nigdy.

Po tych słowach zaczęliśmy realizować nasz plan. Dosłownie nikt nie zwrócił na nas uwagi. W ekspresowym tempie wydostaliśmy się ze szpitala i uciekliśmy prosto do samochodu Michała. Zamknęliśmy drzwi i oddychaliśmy głęboko. Oboje czuliśmy niesamowity poziom adrenaliny. Po jakiejś minucie otrząsnęliśmy się. Michał już miał odpalać samochód, ale wtedy uświadomiłam sobie, w jakiej rzeczywistości się znalazłam. Powstrzymałam go, a on zapytał:

- Co ty robisz? Musimy uciekać!

- Wiem, ale gdzie? Przecież nie mogę jechać do domu. Jak rodzice się dowiedzą o tej ucieczce, to będą kazali mi wrócić. Oni mi nie wierzą, nie zrozumieją... - byłam naprawdę przerażona, ale Michał jakby się tym nie przejmował. Nie wiedziałam, co o tym myśleć.

- Spokojnie, skarbie, miałem całą noc na przemyślenia. To oczywiste, że cię nie zawiozę do domu. Twoi rodzice nie mogą się o niczym dowiedzieć.

- No ale w takim razie co chcesz zrobić?

- Mój kuzyn, Kamil, mieszka trzydzieści kilometrów stąd. Ma własny dom. Zgodził się nas przetrzymać, dopóki sytuacja się nie unormuje.

- Ale czy to na pewno bezpieczne? On nie jest w nic zamieszany?

- A mogłabyś mi w końcu zaufać? Ja wiem, że ty bardzo dużo przeszłaś i wszystko wydaje ci się podejrzane, ale ja nie chcę ci zrobić krzywdy. Przecież cię kocham. - wyczułam w głosie Michała zrezygnowanie i żal. Chyba było mu bardzo przykro, że nie potrafię iść za nim w ciemno, tak jak kiedyś. Sama wtedy posmutniałam, nie chciałam doprowadzić do jakiejś kłótni... Niemal natychmiast odpowiedziałam:

- Ja tez cię kocham, i to bardzo. Przepraszam, powinnam ci wierzyć, a ja zachowuję się naprawdę jak wariatka... Mam nadzieję, że mi to wybaczysz... - łzy cisnęły mi się do oczu.

- Nie płacz, proszę. To nie jest twoja wina, to normalne. Po prostu sam muszę się oswoić z sytuacją. Jakoś to przejdziemy...

Wtedy poczułam wielką ulgę. Naprawdę nie wiem, jakim cudem Michał miał w sobie tyle cierpliwości do mnie. Zrozumiałam, że on chce mi pomóc i że nie mogę go stracić. Milczałam, a w głowie miałam tysiące myśli. Usłyszałam ryk silnika. Ruszyliśmy w drogę z myślą, że teraz wszystko się ułoży, że czeka nas lepsze życie...

(Nie)zrównoważonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz