Kiedy to się skończy

1.1K 22 29
                                    

- Ula? - Marek wytrzeszczył oczy. Wiedział, że coś jest nie tak. Wiedział, że nie jest dobrze. Te łzy nie były bez powodu - Ulka, powiedz mi. Co powiedział lekarz? Masz anemię, tak? - Marek próbował dowiedzieć się czego się dowiedziała. Zaczęły mu się pocić ręce, za to ona miała lodowate.
- Muszę zrobić więcej badań, ale lekarz podejrzewa... Pytał się o inne objawy, o krwotoki, zawroty głowy, drżenie ręki... - no tak Kuba wspominał mu ,że Uli dziwnie drżą ręce - i podejrzewa- po jej twarzy nie spływały już pojedyncze łzy, tylko potoki łez - podejrzewa stwardnienie rozsiane- te dwa słowa ledwo przeszły jej przez gardło. Marka zamurowało. Nie wiedział co ma powiedzieć. Nie sądził, że diagnoza będzie taka... poważna? Nie to zbyt delikatne określenie. Zbyt tragiczna i straszna.
- Ulka będzie dobrze- nie wiedział, czy mówi to bardziej żeby pocieszyć ją czy siebie - to tylko podejrzenia. One, one n-nie muszą się sprawdzić przecież- próbował tłumaczyć i dać nadzieję im obojgu. Ula uśmiechnęła się delikatnie do niego, a on nie potrafił zrozumieć skąd ma siłę nawet na ten zwykły gest, w tej chwili będący czymś niewyobrażalnym. Wstała a on poszedł w ślad za nią. Przyciągnął ją do siebie, a z niej zeszły wszystkie emocje. Wybuchnęła płaczem, wzbudzając tym samym ogromne poruszenie w bufecie. Marek ukrył swoją twarz w jej włosach, nie chciał pokazać łez, które spływały po jego twarzy. Wszyscy będący w bufecie znali Dobrzańskich i uważali ich wzór pary i rodziny doskonałej. Niestety, tylko Dobrzańscy wiedzieli ile dramatów za nimi, ale nie wiedzieli ile jeszcze przed nimi...
...
Jechali autem w ciszy. Musieli udawać przed dziećmi, że wszystko jest dobrze, że nad ich rodziną nie zebrały się czarne chmury. Jechali do Rysiowa, musieli odebrać dzieciaki, przecież Ala i Józef musieli mieć czas też dla siebie, bo niedługo...niedługo może się okazać, że Marek będzie ich prosił o pomoc w dzień i w nocy. Nie wiedział jak to wszystko zorganizować, jeśli diagnoza zostanie potwierdzona. Dom, szpital , firma. Czy tak będą wyglądały jego dni? A Ula? Szpital, dom szpital, dom? On nie poradzi sobie bez niej. Będzie znowu czuł się jak dziecko we mgle, znowu ją zawiedzie. A dzieci? Antoś chwała Bogu jeszcze nic nie rozumie, ale przecież wyczuje, że jego mamy nie ma w pobliżu. Julcia i Kubuś, będą zrozpaczeni tak jak on sam. Tyle, że on musi być dla nich silny, dla dzieci i dla Uli.

Dojechali pod dom Cieplaków. Markowi bardzo miło kojarzyło się to miejsce. Tu zrozumiał co to jest rodzinna atmosfera. Mimo wszystko był tu zawsze mile widziany, a Ala i Józef traktowali go jak własnego syna. Beatka też traktowała go jak drugiego, starszego brata. Zapukali do drzwi. Oboje wiedzieli, że za kilka sekund będą musieli przybrać maski i udawać szczęście, szczęście, które jak widać nie było im pisane.

- Tata! - podbiegła Julka i wyściskała ojca - Cześć Mamo!
- Hej, skarbie- uśmiechnęła się Ula- A gdzie masz chłopaków? - w czasie tej rozmowy Marek odebrał od Uli płaszcz, zdjął również swój i powiesił na wieszaku.
- Kuba gra z dziadkiem i babcią, bo ja już odpadłam, a Antoś siedzi na kolanach u babci.

Dobrzańscy weszli do rysiowskiego salonu za Julką.
- Cześć- przywitała się Ula całując ojca i Alę w policzek.
- Cześć, cześć - odpowiedziała uradowana Ala.
- Witajcie- Marek uścisnął dłoń Józefa i objął Alę.
- Siadajcie, siadajcie- powiedziała Ala, w czasie, gdy rzucała kostką - ostatnia runda i kończymy. Zrobię kolację zaraz.
- To ja zrobię - powiedziała Ula - zrobię omlety.
- Ale tata robi lepsze - zaprotestował Kuba.
- To ja pomogę mamie, dobra? - zaproponował ochoczo Marek.
- Dobra, tylko pilnuj mamy, żeby wyszły takie puszyste - odpowiedział mu syn.
- Będę jej pilnował jak oka w głowie - powiedział Marek czule spoglądając na swoją żonę.

Przeszli do kuchni. Nie mogli zbyt głośno rozmawiać, ponieważ była ona połączona z salonem.
- Będzie dobrze kochanie - zwrócił się do niej i chwycił ją za ręce. Spojrzał w jej oczy, jeszcze niedawno wypełnione łzami. Zbliżyła się i do niego przylgnęła. Pocałował ją w czoło i mocno przytulił.
- O Jezuuu, tato! No weź, ile razy można się całować i przytulać - jęknął Kuba. Ula nie odwróciła się w stronę syna, bo znowu miała twarz mokrą od łez. Cały czas twarzą przylegała do Marka. Tylko on odwrócił głowę w stronę syna i powiedział:
- Zazdrosny jesteś? - spytał, żeby trochę podrażnić Kubę.
- No co Ty.
- A jednak - zaśmiał się Marek i oparł brodę o głowę Uli. Ona po chwili wyswobodziła się z jego ramion, otarła twarz i wróciła do przyrządzania kolacji. Musieli udawać, jeszcze trochę...

- No powiem Ci mamo, że z tatą o wiele lepsze wyszły Ci te omlety - pochwalił jedzenie Kuba.
- To prawda, zawsze wam wszystko lepiej wychodzi jak jesteście razem - zauważyła Julka. Józef i Ala uśmiechnięci patrzyli na Dobrzańskich. Szczególnie ta ostatnia się cieszyła, bo wiedziała co się działo przez ostatnie tygodnie w życiu Marka i Uli.
- Masz rację, razem jest lepiej - potwierdził Marek. Nakrył swoją dłonią, dłoń Uli i uśmiechnął się do niej pokazując swoje dołeczki w policzkach - Kiedy mama jest przy mnie wszystko się udaje.
- No prawie wszystko - rzuciła Ula i odwzajemniła uśmiech.
- Nie marudź, staram się być miły - odgryzł się.
- Ah tak? No dobrze, tylko mnie nie proś, żebym się z Tobą krówkami dzieliła - powiedziała i pokazała mu język. Małżeństwo Dobrzańskich na chwilę zapomniało o troskach. Marek cieszył się, że znowu kłócą się z Ulą, ale na niby i to w dodatku o błahostki.
- Jak dobrze, że znów jesteście tacy jak dawniej - powiedziała Julka i wpakowała do buzi duży kawałek omleta.

Gdy było już grubo po 22, Dobrzańscy dopiero opuścili Rysiowo. Cała trójka dzieciaków, momentalnie zasnęła, zaraz po tym jak Ula ruszyła w drogę powrotną. Uparła się, że z powrotem ona prowadzi, bo twierdziła, że Marek wygląda na zmęczonego. On nie miał siły się jej sprzeciwiać, chociaż nie chciał, żeby to ona się męczyła. Zapatrzył się w okno. Żałował, że kilka godzin w Rysiowie, bez trosk i zmartwień minęło tak szybko.
- Kiedy jedziemy do lekarza - spytał po chwili Marek.
- Jedziemy? - zapytała zdzwiona Ula.
- No chyba nie myślisz, że zostawię Ciebie samą. Będą z Tobą.
- Pojutrze mam iść do szpitala. Najpierw na kilka dni, żeby zrobić więcej badań. No...a później zobaczymy. Jak wrócimy to ustalimy co i jak, w porządku? Ugotuję kilka obiadów jutro, żebyś miał też trochę czasu dla siebie.
- Nie musisz nic gotować. Poradzę sobie, przecież wrócisz za kilka dni do domu - mówił Marek głosem pełnym nadziei.
- Nie marudź słodziaku. Ala też na pewno pomoże, powiemy jej jutro, nie chcę mówić tacie. Jeszcze tego brakuje, żeby on trafił do szpitala - Marek pokiwał głową na znak, że rozumie.
- A co powiemy dzieciom?
- Na razie, że to tylko badania... Musimy im dawkować informację. Wiem, że sobie z nimi poradzisz, po prostu boję się, że Cię wykończą - wyznała zmartwionym głosem Ula.
- Razem lepiej, co nie? - powiedział i blado się do niej uśmiechnął.

...

UpadliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz