Rozdział 6

46 5 11
                                    

— Antone! — krzyczała Judi z drugiego końca pokoju wspólnego.

Była wściekła i to tak bardzo, że zrobiła się niemal tak samo czerwona, jak gobeliny wiszące na ścianach. Uczniowie przyglądali jej się ze zdziwieniem, a niektórzy nawet z przerażeniem, widząc, jak groźnie podchodzi do spokojnie siedzącego chłopaka. Judi nie wyglądała wówczas na przyjemną osobę.

— Coś ty do jasnej cholery wszystkim naopowiadał? — Praktycznie rzuciła się na niego, chwytając go za krawat i przybliżając do siebie. Łypała na niego wściekłym wzrokiem i parę osób było pewne, że chciała go udusić tym krawatem.

— Ałła, Ałła, Judi! Nie musisz tak mocno! AŁŁA! — krzyczał z bólu, gdy dziewczyna mocno go szarpała. Czuł, że był lekko podduszony. — Judi, to boli!

— Ma cię boleć, do cholery! — krzyknęła znów, mocniej szarpiąc. — Coś ty ludziom nagadał, idioto?! Wszyscy wkoło mówią, że jesteśmy razem. Czy ty jesteś normalny człowieku?! Chyba jasno się wyraziłam, że po tej naszej niby randce, chcę mieć od ciebie święty spokój. Taka była zresztą nasza umowa.

— Judi, słońce, ale ja nie mam pojęcia, o czym ty do mnie mówisz — odparł Antone, tłumiąc w sobie ból, który mu sprawiała. Czuł, że krawat powoli obciera mu skórę na szyi. — Naprawdę, nie wiem, skąd ludzie to wzięli.

Dziewczyna jakoś mu nie mogła uwierzyć. Była okropnie zła, że teraz pół szkoły myślała, że są parą i średnio obchodziły ją jego tłumaczenia.

— Każde twoje kłamstwo, to mój rosnący gniew. Lepiej mnie nie denerwuj i powiedz prawdę.

— Ale ja mówię prawdę. Nikomu nic takiego nie mówiłem, przysięgam. Jedynie Jerry'emu się chwaliłem, że w końcu z tobą poszedłem na randkę. Ale on, by nie powiedział. Za dobrze go znam.

— Nie wierzę ci! — krzyknęła, znów mocniej szarpiąc go za krawat. Antone był pewien, że przecięła mu skórę na szyi, bo zaczęła go niemiłosiernie piec.

— Judi! Judi! — wołała z drugiego końca pokoju Ginny, starając się, jak najszybciej podbiec do dziewczyny. Widząc taką sytuację, nie mogła dopuścić, by komuś stała się większa, czy też mniejsza krzywda. — Puść go! — zażądała, widząc, że chłopakowi zbierają się łzy w oczach. — On mówi prawdę. Słyszałam, o tych plotkach — wydyszała, łapiąc się za biodro, kiedy dotarła do przyjaciółki.

Gryffon odetchnął z ulgą, kiedy Judi puściła jego krawat. Nie chciał, żeby ta była na niego zła, bo gdzieś w głębi siebie nadal miał nadzieję, że przygoda z rudowłosą jeszcze się nie skończyła.

— Dowiedziałam się, kto to wszystko rozpowiedział — dodała prędko Ginny.

— No to słucham. Kto to taki? — zapytała Judi, zakładając na sobie ręce i patrząc wyczekująco w stronę Weasley.

— Lydie Trivet widziała was razem i uznała, że to będzie świetna plotka do rozpowiedzenia. Pół szkoły myśli, że jesteście razem, a druga część jest tego bardziej, niż pewna — wyjaśniła. — Mówiłam, że Ślizgoni są gorzej, niż wredni.

— Dobra, dobra, ale kim do cholery jest ta cała Lydie? Nie kojarzę jej — powiedziała Judi, próbując sobie zobrazować dziewczynę przed oczami. Niestety, nikt nie przychodził jej do głowy.

— Pamiętasz może tę dziewczynę, co zadawała się z bliźniakami? — spytała ta druga, wciąż nie do końca zadowolona z tego, z kim jej bracia się umawiali. — To jej młodsza siostra. Lydie Trivet, to siostra Jocelyne Trivet.

— Poważnie? — Zamyśliła się na moment, po którym ją, jakby olśniło. —No przecież. One są do siebie tak podobne. — Walnęła się lekko w czoło, nie mogąc uwierzyć, że nie skojarzyła nazwiska, po czym usiadła na zagłówku od fotela, na którym nadal siedział Antone. — Ale nie pamiętam, żeby Jocelyne była tak samo wredna.

Stokrotki ~ Neville LongbottomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz