❀ Prolog ❀

120 13 0
                                    

Trzepoczące skrzydełka, drobnego wróbelka, wybijały ptaka w górę, gdzie słońce, wysoko świecące na niebie, niewyobrażalnie mocno grzało, tego letniego dnia. Delikatny wietrzyk zdmuchiwał ptaka z kursu, na co ten zmęczony postanowił schować się między gałęziami drzew. Z góry wypatrzył sobie idealne miejsce na odpoczynek, gdzie z niedużą prędkością poleciał, lądując na równie niedużym drzewie.

Wtedy jeszcze nie wiedział, że będzie świadkiem dość dziwnej rozmowy dwóch dziewczyn, siedzących na Hogwartdzkich błoniach.

Gałąź pod nim się ugięła, mimo że nie warzył zbyt wiele. Skulił się między liśćmi, ćwierkając pod dziobem, jakąś melodię. Prędko przykuło to uwagę dwóch Gryffonek, siedzących pod drzewem.

– Tak sobie myślałam – zaczęła jedna z nich. Ta, która leżała z założonymi rękami pod głową i wpatrywała się w błękitne niebo nad nią. – Skoro ktoś stworzył naturę – tu przewróciła oczami, nie chcąc ingerować w twórcę – to, po co ten ktoś, stworzył nas, ludzi? Tylko wszystko niszczymy – stwierdziła, wypatrując jedną chmurkę, która zdobiła czyste niebo.

– Judi, zdecydowanie za długo siedzimy na słońcu – zaśmiała się Ginny Weasley, podnosząc się z limonkowego koca, na którym dotychczas siedziała. – Zbieraj się.

– Jak zwykle nie bierzesz moich myśli na poważnie – burknęła dziewczyna, udając oburzoną. – I nigdzie się nie zbieram. Pogoda jest tak piękna, że jedyne, na co mam ochotę, to leżeć na tym kocu i słuchać tego wróbelka, co ćwierka mi nad głową.

– Jeszcze tylko kilka dni i będziesz miała całe dwa miesiące na to – oznajmiła Ginny, wiążąc swoje rude włosy w koka. – Gorąco jest – dodała, wachlując się dłonią.

– Wiesz, może jakbym została w Anglii, to cieszyłabym się wakacjami. W Szkocji nie jest tak ciepło, jak tutaj – argumentowała, nie mając zamiaru się ruszyć.

– Dobra, wstawaj albo wyrwę ci koc spod pleców – zagroziła Ginny, chwytając za róg koca, by podkreślić swoje słowa.

– Nie zrobisz tego – powiedziała podejrzliwie Judi, kręcąc głową.

W jednej chwili Ginny pociągnęła za koc, a Judi leżała na trawie, nie wiedząc, co się właśnie stało.

– Ałła! – krzyknęła, marszcząc brwi na dziewczynę. – Nie sądziłam, że mówisz poważnie.

– Śmiertelnie poważnie – zaśmiała się Ginny, składając koc w kostkę.

– Gdzie ty się tak spieszysz? – spytała Judi, która bardzo leniwie podniosła się z trawy, trzymając się za dół pleców.

– Pamiętasz Nevilla? Ten, który ze mną, z Harrym i resztą poleciał do Ministerstwa?

– No tak. Ale nadal jestem obrażona, że nie zabrałaś mnie ze mną – rzekła, zakładając ręce na sobie. – Mogłabym wam pomóc.

– Tłumaczyłam ci już, że to nie była zabawa – żachnęła się Ginny, kręcąc głową, gdy tylko przypomniała sobie, co tam się wydarzyło. – Wracając do tematu. Neville poprosił mnie, żebym popilnowała mu jego ropuchy, gdy on będzie pomagał Sprout w szklarni – wyjaśniła, wkładając złożony koc pod pachę. – Boi się, że znów ją zgubi, a szukanie jej po całym zamku jest męczące.

– A nie było zawsze tak, że wracała do niego sama? – spytała Judi, cicho wzdychając. Sprawa ropuchy, zawsze trochę ją męczyła.

– Było, ale to Neville. Czasem jest przewrażliwiony.

– Och, nie gadaj. Ty też jesteś, jak tylko wspomnę, o Harrym – zachichotała, gdy tylko zobaczyła minę Ginny.

– Judi! – krzyknęła oburzona, czerwieniąc się, co podkreśliło jej piegi. – Wiesz, że już mi przeszło. Kiedy ty wreszcie przestaniesz się ze mnie nabijać?

– Pewnie nigdy. – Wzruszyła ramionami. – Dobra, chodźmy już. Chcę spytać Nevilla, o te dodatkowe zajęcia zielarstwa, czy gdzie on tam idzie.

– Idzie po prostu pomóc Sprout w szklarni – poprawiła ją Ginny.

– A on nie chodził przypadkiem, na coś dodatkowego? – spytała, gdy coś podobnego świtało jej w głowie.

– Nie wiem, aż tak go nie dopytywałam. A co, chcesz się zapisać na coś takiego?

– Tak – oparła krótko Judi.

– Po co? Nie masz za dużo zajęć? – odparła sarkastycznie.

– Po pierwsze, może przyda mi się za rok do SUM-ów. Po drugie, lubię zielarstwo. A po trzecie, mogę poznać bliżej Nevilla. Luna dużo, o nim mówiła, ty również, a mi się jeszcze nie zdarzyło wymienić z nim więcej niż dwa zdania.

– Poważnie? To świetnie. Uwierz mi, polubisz Nevilla – powiedziała uradowana Ginny, klepiąc Judi po ramieniu.

– Skoro on lubi zielarstwo, to na pewno – zaśmiała się.

– No tak, dla ciebie każdy, kto lubi zielarstwo, jest w porządku.

– Więc ty chyba nie jesteś spoko – odparła Judi, ukrywając uśmiech, który sam nasuwał jej się na usta.

– Ej! – zawołała Ginny, tym razem uderzając ją w ramię. – Już ci tłumaczyłam, że rośliny i te sprawy, to nie moja bajka.

– Wiem, wiem, tylko się z ciebie znów nabijam. Chodźmy już, bo Neville pewnie czeka.

– Teraz to się spieszysz. – Pokręciła zirytowanie głową, Ginny.

– Oczywiście – odparła prędko, po czym zaczęła biec w stronę zamku.

– Hej! Zaczekaj! – krzyknęła za nią Ginny, próbując ją dogonić.

– Kto ostatni w zamku, ten całuje Filcha! – zawołała Judi, przyspieszając bieg.

– Chyba nie!

Obie pobiegły, a wróbelek siedzący na gałęzi drzewa, został sam, wciąż ćwierkając i przy okazji słuchając, jak śmiechy Gryffonek powoli ucichają. Wkrótce słyszał już jedynie szum wiatru i inne ptaki, ćwierkające z innych drzew.

Stokrotki ~ Neville LongbottomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz