Rozdział 5

52 5 8
                                    

Oczywiście, że Neville stresował się spotkaniem. Myślał o tym przez całą noc, zbyt poważnie traktując zwykłą rozmowę z Judi i Luną — a już szczególnie z Judi. Bo choć rozmawiali ze sobą bardzo często, to tym razem wydawało mu się, że to nie będzie ta sama rozmowa, co zawsze. Longbottom po prostu nie należał do osób, które z łatwością nawiązywały kontakty towarzyskie. I choć zawsze im zazdrościł, to też nigdy nie próbował czegoś zmienić. Wolał nie pchać się w tłum, ciągle mając z tyłu głowy, że się na to wręcz nie nadaje.

Dokładnie tak samo myślał, kiedy siedział w Wielkiej Sali, wypatrując Judi przy stole Gryffonów. Odchodził od zmysłów, że być może zmieniła zdanie, albo, co gorsza, go wystawiła. Ciągle zaglądał w stronę wyjścia, z nadzieją, że zauważy w nich te dobrze znane mu rudawe włosy. Chyba właśnie je uwielbiał najbardziej.

— Neville, coś się stało? — zapytała Hermiona z niepokojem, kiedy zauważyła nieco przygnębioną minę Gryffona.

Chłopak zerwał się z zamyślenia, wpatrując się w dziewczynę z nie małym szokiem.

— Co? Nie, nie, nic — wymamrotał, znów patrząc w stronę drzwi.

Granger nie dopytywała. Jedynie obejrzała się za nim, kiedy powolnym krokiem, ruszył w stronę wyjścia z sali. Nie chciał dłużej w niej siedzieć, wiedząc, że Judi może się nie pojawić. Było mu przykro, choć nie udawał, że się tego nie spodziewał. Po prostu wolał się nad tym rozmyślać, w mniejszym gronie ludzi.

Dotarł do drzwi, nie musząc ich otwierać, bo ktoś akurat wchodził do środka. Szedł z głową spuszczoną w dół, chcąc unikać wzroku innych uczniów. Jakoś nigdy nie czuł się na tyle komfortowo, żeby każdemu się tak przyglądać. Nie miał jednak pojęcia, że właśnie przez to, ogromnie się przestraszy, gdy ktoś pociągnie go za szatę na bok. Nie zdążył nawet mrugnąć okiem, kiedy znalazł się pod ścianą, przyparty przez... Judi?

— Neville — wszeptała, rozglądając się dookoła, jakby właśnie dokonała jakiegoś morderstwa. — Wybacz, że cię tak z zaskoczenia, ale wolałabym, żeby Antone mnie nie zauważył, rozumiesz?

Gryffon nie rozumiał.

— Coś się stało? — zapytał, czując się niezmiernie dziwnie, kiedy dziewczyna opierała się jedną ręką o ścianę, zaraz przy jego głowie.

— Ach, chodzi o wczorajszą randkę — burknęła, widocznie źle to wspominając. — Wolałabym go unikać przez kilka dni, żeby nie zaczął rozmowy na ten temat. Liczę, że zapomni. Pewnie siedzi teraz na śniadaniu, prawda?

— Tak, chyba tak — odparł, nie będąc do końca pewnym. W Wielkiej Sali skupiał się jedynie na Gryffonce, więc nie był pewien, z kim siedział przy stole.

— Dobra, odpuszczę sobie dziś śniadanie. Nic mi nie będzie, za to schudnę — zaśmiała się, ale Neville tego nie poparł. Nie uważał, żeby źle wyglądała. — Widziałeś może Lunę? W końcu to z nią musimy porozmawiać — dodała Gryffonka, widząc, że Longbottom nie zareagował na jej wcześniejsze słowa.

Całe szczęście chłopak nie musiał odpowiadać. Luna właśnie wychodziła z sali, kierując się na błonia. Judi prędko chwyciła Nevilla za rękę i pociągnęła za sobą, dezorientując chłopaka takim nagłym ruchem. Przyglądał się jej od tyłu, obserwując jak jej włosy, spięte w niedbałego koka, rozwalają się pod wpływem delikatnego powiewu.

— Szybka jest — skomentowała Judi, próbując razem z Gryffonem, dogonić Krukonkę. — Gdzie ona w ogóle tak biegnie?

Neville wzruszył ramionami, ale dziewczyna tego nie zauważyła. Zatrzymali się, dopiero gdy stali już na zewnątrz, próbując wypatrzeć blondynkę, między innymi uczniami. Judi nawet nie zauważyła, że nadal trzymała Gryffona za rękę, za to on, wręcz przeciwnie. Nie wiedział, jak ma się zachować — czy ją puścić, czy po prostu zostawić. Ostatecznie postanowił nic z tym nie robić.

Stokrotki ~ Neville LongbottomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz