Rozdział 4

62 6 2
                                    

Spacerowali między alejkami sklepów, mijając uczniów, którzy powoli wracali do zamku. Judi przyglądała im się ze smutkiem i zazdrością w oczach, łudząc się cicho w duchu, że koszmar, w którym tkwi, wkrótce się zakończy. Przez głowę wędrowała jej myśl ucieczki od chłopaka, ale niestety ten jej cały czas pilnował, co najgorsze, wypytując o jej życie, te prywatne i te mniej. Gryffonka płakała w duchu, że to wszystko tak niemożliwie długo się ciągło.

– Dobra, zapytam, bo zawsze mnie to ciekawiło – powiedział, kiedy mijali herbaciarnię. – Którego ze swoich braci lubisz najbardziej? Erica, Gary'ego, czy może Reginalda? – spytał, dumny, że wymyślił coś takiego. Zaciekawiony jej odpowiedzią, przyglądał się jej kątem oka, doskonale wiedząc, że Judi wybierze jednego z nich. – Obstawiałbym Reginalda. Wydaje się spoko.

– Co to za pytanie w ogóle? I niby skąd ty możesz go znać? Już dawno nie chodzi do tej szkoły, tak samo, jak Eric – mówiła zniesmaczona, kolejnym dziwnym pytaniem z jego strony. – Mogę się jedynie zgodzić, że znasz Gary'ego.

– Z widzenia go kojarzę. To ten taki rudy Puchon, prawda?

– Tak – odparła krótko, nie chcąc rozwijać odpowiedzi. Jak ona nie znosiła tych jego głupich pytań i dociekliwości.

– Czyli tylko on jest Puchonem w waszej rodzinie. Szokujące.

– Tak chciał. Po za tym to nic złego.

– Oczywiście, masz rację, ale wiadomo, że Gryffindor lepszy.

Judi postanowiła nie wypowiadać się na ten temat.

– No, ale jednak ulubionego brata na pewno masz. Zawsze tak jest, gdy ma się więcej rodzeństwa – drążył dalej, koniecznie chcąc znać odpowiedź.

– Każdego lubię na swój sposób.

– Wy to się z Ginny dobrałyście – zmienił niespodziewanie temat, co w zasadzie odpowiadało Judi. – Jedyne siostry w rodzinie. Obie Gryffonki, do tego rude. Pewnie ciężko wam wśród samych braci?

– Mam ich tylko trzech, a dwoje z nich są dużo starci. Już dawno ze mną nie mieszkają. Po za tym to tylko parę rzeczy, które mam z nią wspólne. Zacznę od tego, że nie jestem do końca ruda, a skończę na tym, że Ginny ma dużo większą rodzinę od mojej i wszyscy są czystokrwiści.

– Wesleyowie chyba właśnie z tego słyną – odparł, zastanawiając się przy okazji nad następnym pytaniem. Z niewiadomych przyczyn chciał wiedzieć o niej jak najwięcej. – A to jaką ty masz w końcu krew? Zawsze myślałem, że jesteście czystokrwiści.

– Nie wiem, czy to takie ważne, ale jestem półkrwi. Moja babka jest mugolaczką. Ach, ale po co ja ci tyle odpowiadam... Daj już sobie spokój i chodźmy do zamku.

– Dobrze, ale mam ostatnie pytanie – rzekł, nagle stając w miejscu. – Nie wierzę... – przerwał niespodziewanie, patrząc na coś w oddali, czego Judi na razie nie dostrzegała. – No przecież to niemożliwie – dodał, mrużąc wzrok, jak wściekły pies. – To Jerry. Mój kuzyn, o którym ci mówiłem – drążył dalej, przyglądając mu się coraz to bardziej. – Jest z Pomyluną?

– O, matko. Nie uwierzę, jeśli będziesz miał do niego, o to problem. Chyba nie zepsujesz mu spotkania, swoimi jakimiś głupimi poglądami? – powiedziała Gryffonka, a z bezsilności do tego człowieka, aż opadły jej ręce. – Daj mu spokój i wracajmy do zamku.

Ale Antone, jakby jej nie słuchał. Założył na sobie ręce, jak zdenerwowany rodzic, mruknął coś pod nosem, po czym mówiąc coś do Judi, zaczął iść w ich stronę.

– Nie mogę to uwierzyć. Że się tak do niej przyczepił – burknął, kręcąc głową. – Dwa dziwaki się dobrały. No przecież to jest niedorzeczne. Idę do nich. Ktoś musi mu w końcu przemówić do rozumu.

Stokrotki ~ Neville LongbottomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz