W kuchni, było tyle Puchonów, że ktoś mógłby pomyśleć, że mają tu pokój wspólny. Mimo, że obie Krukonki były już w środku (a w dodatku obie siedziały przy kominku) nie rozebrały się z miliona warstw swetrów Cadence i skarpetek Jovie. Nie brakowało tam też ludzi z innych domów, choć to członkowie Hufflepuff przejmowali inicjatywę, więc sprawnie wtopiły się w tłum. Skrzaty biegały od jednego ucznia do drugiego, a Cadence z dziwną satysfakcją stwierdziła, że nie wyrabiają. Po chwili przybiegł do nich zdyszany skrzat.
- Wybaczą szanowne panienki opóźnienie, ale widzą szanowne panienki, jaki mamy tutaj zabieg.- skłonił się nisko - Co by panienki sobie życzyły?- Jovie wyglądała na szczerze zakłopotaną, że, według jej opinii, sprawia tyle kłopotu. Brunetka należała do stowarzyszenia W.E.S.Z. Natomiast Cadence, ku zdziwieniu jej przyjaciółki, była w świetnym nastroju.
- Hmm, poprosiłybyśmy o lukrecję.- skrzat jeszcze raz skłonił się nisko i popędził by przynieść im słodycze.- Wyobrażasz ile oni mają roboty... Tak im współczuję...- Jovie użalała się nad życiem skrzatów domowych.
- Posłuchaj mnie uważnie. One. To. Lubią. Naprawdę. Jak zrobisz im mniej obowiązków, to wtedy będzie jeszcze gorzej i będą mniej szczęśliwe, albo jeszcze jeszcze gorzej, przestaną nam gotować!- Cadence próbowała przemówić przyjaciółce do rozumu, a ona tylko cicho kiwała głową. Po minucie już miały w rękach lukrecję. - Teraz powiedz, o co Ci chodziło w dormitorium.- Naprawdę tego chcesz?- zapytała Jovie, a Cadence tylko potrząsnęła twierdząco głową.- No bo przecież, w Wielkiej Sali na początku roku, miałaś wyzwanie wzroku z George'm.- Cadence uśmiechnęła się na to wspomnienie, co nie uszło uwadze przyjaciółki.- Coś masz z tym ciekawe wspomnienia.- zaśmiała się.- W każdym razie, na Balu Bożonarodz...- nie dokończyła, gdyż dwie rude czupryny wpadły na nie.
- Przepraszamy najmocniej.- powiedzieli razem i już zniknęli im z oczu. Jovie uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Szom szi?- zapytała Cadence, co utrudniała jej buzia wypchana lukrecją.
- Słucham?- zapytała rozbawiona Jovie, nie rozumiejąc ani słowa. Cadence przełknęła lukrecję i ponownie zapytała.
- Co Ci?
- No bo wiesz, oni mają związek z moją opowieścią. Wracając.- zaczęła.- Na Balu Bożonarodzeniowym byłaś kompletnie upita, nie wiem jakim cudem, ale byłaś.- Cadence wymruczała w odpowiedzi coś co najwyraźniej miało brzmieć "Co ty nie powiesz...?" ale przez wypchane usta brzmiało "Wo fu me lowies?". Jovie znowu dostała napadu śmiechu, na co blondynka wywróciła oczami.- A więc. I byłaś kompletnie pijana, chyba, nie wiem, ale chyba tak, ja tańczyłam z - tutaj przełknęła z trudem ślinę, na wspomnienie Ślizgonki. - Z Meredith i on przyszedł do Ciebie.
- On?- zaciekawiła się Cadence.
- Jeden z bliźniaków. I zapytał Cię chyba czy z nim zatańczysz, bo po chwili bawiliście się na parkiecie.- blada twarz Cadence zabłysnęła rumieńcem. Jovie była wyraźnie na skraju nie-parsknięcia ponownie śmiechem, co trochę zirytowało Posmire. - I ta jemioła, która latała nad uczniami...
- O, nie. Chyba nie...- przerwała jej Cadence.
- Nie przerywaj mi. I ta jemioła, która latała nad głowami uczniów zatrzymała się nad wami.- Cadence zakrztusiła się lukrecją. Przyjaciółka musiała ją poklepać parę razy w plecy, żeby w ogóle mogła zacząć kasłać. Zakrztusiła się tak głośno, że paręnaście osób zwróciło na nie uwagę. W końcu kiedy Cadence przestała się dusić, wykrztusiła;
- Ale chyba nie...
- Tak.- Jovie szczerzyła się, jak "głupia do sera".
- Nie.
CZYTASZ
Sok z porzeczki i rodzynki. {ᵍᵉᵒʳᵍᵉ ʷᵉᵃˢˡᵉʸ}ZAWIESZONE
FanfictionZAWIESZONE NA CZAS NIEOKREŚLONY (nie z własnej woli) Cadence Posmire-Wood to tylko uczennica Ravenclaw, na swoim przedostatnim roku w Hogwarcie. Ostatni rok jej kuzyna, który uczęszczał do Gryffindoru, już przeminął i została w szkole sama. Jednak T...