.seitsemäs luku.

155 11 23
                                    

Jakkkk ja kocham fiński

///

W drugi dzień świąt wszyscy, nawet Puchoni, zachowywali się dość leniwie. Tak nawet Puchoni. Podobno to Gryfoni byli w tym dniu najbardziej rozleżeni, ale w pokoju wspólnym Krukonów połowa domu leżała na podłodze w pokoju wspólnym, milcząc bez słowa. Nawet książki większość w rękach nie miała tylko spała na siedząco, bądź na podłodze. Nie było wiadomo dlaczego nie spali w łóżkach w dormitoriach a leżeli na dywanie. Prefekci sami pili kawę z kuchni nie zważając na to, że są na widoku. Zdarzało się, że ktoś komuś przechodząc nadepnął na jakąś część ciała a ten tego nie zauważył. Z Cadence nie było inaczej. Razem z Jovie odsypały, a przynajmniej próbowały, noc leżąc na dywanie w dormitorium. Jakimś cudem, Patrycja miała tyle sił aby wspiąć się na łóżko. Za to Victorie rozbawiona pijaństwem współlokatorek czytała książkę.

- Jooov?- spytała Cadence koło godziny dwunastej.

- He?- odpowiedziała pytaniem na pytanie brązowowłosa.

- Jest coś takiego, jak eliksir na głowę?- zapytała blondynka bełkocząc i czując, że usta odmawiają jej posłuszeństwa. Gdy koło siódmej wytrzeźwiała głowa nie dawała jej spokoju.

- No jest, jest. Ale my go nie mammy...- ziewnęła przyjaciółka.

- Podobno bliźniacy sprzedają, schodzi jak świeże bułeczki.- wtrąciła Victorie na co Patrycja i Cadence spojrzały na nią z nadzieją. Jovie dostąpiła tego zaszczytu od tych na górze i nie zmagała się z kacem.

- Jacy bliźniacy?- spytała nieprzytomna blondynka.

- Weasley, oczywiscie. Znasz jakiś innych bliźniaków?- zapytała Victorie jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.

- Jacyś tam inni chyba tam no są...- ziewnęła Patrycja, co Victorie skwitowała głośnym chichotem.

Piąty raz, takie głośne chichotanie jest gorsze niż Fatalne Jędze!

- Torrie, pomożesz mi się podnieść?- zapytała Patrycja swojej przyjaciółki. Cadence nawet podniosła głowę ze zdziwienia.

Podnieść!? Jak Ci się uda podnieść, to może i ja spróbuję...

Victorie zręcznie podciągnęła przyjaciółkę na nogi, tak szybko, że ta się zachwiała. Patrycja się przebrała w ubrania (wcześniej tylko Victorie była godziwie ubrana) i kiedy miały już wychodzić z dormitorium coś je zatrzymało.

- Hej, gdzie oni to sprzedają?- zapytała Cadence półprzytomnym głosem łapiąc się za głowę.

- Chyba gdzieś na błoniach...- odpowiedziała Victorie i razem z Patrycją wyszły. Cadence razem z Jovie postanowiły sobie jeszcze uciąć krótką drzemkę ("Minęły trzy godziny!?") i z wielkim trudem podniosły się by wrócić do stanu przyzwoitości i pojąć do kuchni zjeść cokolwiek. W końcu był po godzinie piętnastej a one zjadły tylko po połowie czekoladowej żaby, którą znalazły w kufrze Cadence.

Były gotowe po pół godziny, ubrane ("Cadence, co ty robisz? Rozumiem, że masz gdzieś to, ale nie możesz chodzić po korytarzach Hogwartu w cyjanowej koszuli za dużej o cztery rozmiary i fioletowych dresach w gwiazdki!"), uczesane i ogarnięte, w jakimś stopniu, wyszły z dormitorium a kiedy były w Pokoju Wspólnyn obie stwierdziły, że nie wygląda lepiej niż ich dormitorium. Na podłodze leżał z tuzin uczniów piętnasto-, szesnasto-, siedemnasto- i osiemnasto-letnich. Cadence parsknęła śmiechem na ten widok, mimo, że godzinę temu wyglądała podobnie.

Gdy zeszły z wieży, przemaszerowały przez parę korytarzy, straciły kolejne pół godziny na ruchomych schodach i dotarły do obrazu misy z owocami, Jovie zachwycona tym po raz kolejny, połaskotała gruszkę.

Sok z porzeczki i rodzynki. {ᵍᵉᵒʳᵍᵉ ʷᵉᵃˢˡᵉʸ}ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz