Rozdział 3

529 47 2
                                    

Przeklinała w myślach swojego pecha.

 Zdążyła jeszcze zauważyć że pomieszczenie w którym siedział mroczny jednorożec jest biblioteką, zanim nie odzyskała zdrowego rozsądku i szybko się wycofała.

 Zaczęła biec na oślep przez korytarze, nie zważając już na żaden porządek, słysząc tylko swój, jeszcze nie tak szybki, oddech i tupot dwóch par stóp na posadce. 

Jeszcze kilka miesięcy temu miała bardzo dobrą formę, ale widocznie się pogorszyła poprzez siedzenie w celi przez trzy miesiące. 

Zaczynało jej się kręcić w głowie przez te wszystkie skręty i ciągły bieg. 

Za sobą nadal słyszała kroki Ronodina. Jednorożec ciągle biegł, a jedyne słyszalne oznaki zmęczenia u niego, to trochę cięższy oddech i lekkie zwolnienie.

Dalej jednak miała przewagę co najmniej stu metrów i zamierzała ją wykorzystać. Zauważyła miejsce, gdzie było pięć par drzwi pod rząd - nie było czasu do namysłu, błyskawicznie otworzyła trzecie z kolei i weszła do pomieszczenia skrywane przez nie, licząc na to, że goniący nie zauważy do których weszła i będzie musiał sprawdzać wszystkie po kolei.

· § · § · § · § ·

    Ronodin czuł już lekkie zmęczenie. No... może trochę bardziej niż lekkie. Nagle zobaczył że Kendra wpadła do któryś z pięciu drzwi, tylko nie wiedział do których.

 Przystanął i dwoma palcami ścisnął nasadę nosa, myśląc. Jego plan nie wypalił. Miał pozwolić jej zwiać, dać jej nadzieję, ale kurczę, sam nie przewidział że tak ona tak szybko biega... 

Musiał teraz sprawdzić do którego pomieszczenia weszła, bo Kendrę akurat potrzebował żywą, nie martwą. A nawet on nie wiedział co skrywają wszystkie zakamarki tego miejsca, z pięciu drzwi, wiedział tylko co znajduje się za pierwszymi, drugimi i ostatnimi. Wiedział też, że niektóre komnaty tego miejsca specjalnie zostały zaprojektowane, aby zabić czy obezwładniać intruzów... Postanowił zacząć poszukiwania od drugich drzwi, bo to były te najbardziej niebezpieczne, o ile wiedział.

· § · § · § · § ·

    Znajdowała się w przestronnej komnacie, ozdobionej wymyślnymi, złotymi zdobieniami. O dziwo były tu okna, tyle że z widokiem na wodę, a właściwie pod nią. Wróżkokrewna widziała różnokolorowe ławice ryb, rozgwiazdy, a nawet jednego delfina pływającego sobie jak gdyby nigdy nic. 

Z zachwytem wpatrywała się w kolumny, podpierające wysokie sklepienie. Dominowały tu kolory błękitu i srebra, gdzieniegdzie z pasmami różu i fioletu wplątane w nie. Doszła do wniosku, że jest to jakieś pradawne sanktuarium ku czci jakiejś ważnej magicznej osobowości. Była nim tak zaczarowana, że nie patrzyła pod stopy. Kiedy wreszcie tam spojrzała, to co ujrzała dosłownie zmiotło ją z podłoża. 

Leżąc więc jak długa, wpatrywała się jak urzeczona w miejsce gdzie powinny być jakieś płytki, ewentualnie kafelki, a zamiast tego znalazła przeźroczystą taflę szkła, przez którą widać było morze rozciągające się pod nią. Roześmiała się w głos widząc tego samego delfina, którego widziała chwilę wcześniej, ale przez okno, przykładającego pyszczek do miejsca gdzie trzymała swoją rękę. Chwiejnie podniosła się na nogi, po kilku sekundach stojąc już pewniej, z delfinem krążącym naokoło pod nią.

 - Czas pozwiedzać - szepnęła do siebie i wyruszyła w głąb komnaty.

· § · § · § · § ·

 Nie ma, nie ma i nie ma! Gdzie ona może być? 

Chociaż tak naprawdę, w głębi duszy cieszył się że za drugimi drzwiami jest przestronna komnata, a nie schowek na broń, jak w piątym pomieszczeniu. Wtedy musiałby przeszukiwać wszystkie te zakurzone nory. Aż się wzdrygnął na samą myśl o tym. Nie wszedł do drugiego pokoju, bo wiedział, że gdy tylko postawi tam stopę, pochwycą go niewidzialne liny i będzie musiał tam tkwić, aż dopóki jeden z jego poddanych by go uratował.

Czarna Róża - BaśniobórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz