Rozdział 2

540 45 6
                                    

      Pod prysznicem Kendra mogła po prostu wyłączyć myśli i chociaż raz w tygodniu się zrelaksować.

 Oczywiście w miarę możliwości, bo przecież dalej była więźniem w tym obcym, dziwnym miejscu. Pozwalała letniej wodzie spływać po swoim nagim ciele kaskadą i niemal czuła jak wszelkie smutne i gorzkie myśli z niej ulatują. Niestety wiedziała, że to tylko chwilowe. Za kilka minut będzie musiała wyjść spod prysznica, a razem z ciepłą wodą, zniknie również odprężenie i błogość jaką zdołała zyskać podczas tych pięciu minut. Gdy weszła do łazienki, pierwszą rzeczą jaką zrobiła, było ściągnięcie ubrań z siebie i upranie ich w umywalce ciepłą wodą z mydłem. Kiedy odłożyła je na grzejnik żeby wyschły, wyłożyła czyste ubrania (wzięła je na misję, żeby się przebrać po drodze, ale nie zdążyła) na półkę, poskładane, żeby ułatwić ich włożenie po kąpieli. Gdy musiała wejść na zimne kafelki, pogratulowała sobie w myślach za tę czynność. Jak dobrze było mieć na sobie czyste ubrania..... Zazwyczaj tylko przemywała plamy. Jej włosy nadal były mokre, a suszarki nie było.

- No brawo, jesteś więźniem Kendro, czego się spodziewałaś, może jeszcze lokówki?  Pomijając już fakt że jesteś setki metrów pod ziemią...-

Słysząc to w swojej głowie, Kendra naprawdę się przeraziła. Czuła że już oszalała, przecież słyszała glosy! A to musiały być omamy albo coś. Może jej coś do owsianki wsypali... Nie, przecież nic nie czuła w smaku... no ale Ronodin mógł równie dobrze użyć czegoś bezwonnego. To raczej nie było w jego stylu, ale jak wszyscy wiedzą, wyjątki się zdarzają... 

- Dobra, koniec tego rozmyślania! - pomyślała, tym razem świadomie, i zaczęła dokładnie suszyć się szorstkim białym ręcznikiem.

· § · § · § · § ·

      Ronodin siedział przy biurku w swoim pokoju i z niechęcią wdychał zapach wilgoci, panującą w jego komnacie.

 Próbował już różnych sposobów aby zneutralizować ten zapach, począwszy od magicznych sposobów, kończąc na zwyczajnych, na przykład kwiaty w wazonie, czy pomarańczach z wbitymi goździkami. Żaden z tych sposobów nie przyniósł rezultatów, więc mroczny jednorożec stwierdził, że musi się przyzwyczaić. 

Znaczy kwiaty, one może by pomogły... Próbował już postawić je na swoim biurku, ale nie mógł ścierpieć więcej niż dwóch dni z nimi w jednym pomieszczeniu. Odpowiedzialne za to były dwie rzeczy. Jeden, nie mógł się skupić patrząc na te drażniące kolory, a dwa, pachniały tak ohydnie, że aż mu się żyć odechciewało. 

Nie mógł zrozumieć co w głowie miała (i nadal ma) Królowa Wróżek, gdy projektowała to, co miało się znaleźć w Królestwie Wróżek. Porzucił beznadziejne myśli i kaprysy, wracając do papierów, które musiał podpisać do godziny dwunastej. 

Musiał to teraz zrobić, bo wczoraj do późna siedział w tajnej części biblioteki szukając informacji o potencjalnie pomocnych magicznych artefaktach. Okazało się, że tylko marnował swój czas, ponieważ znalazł tylko kilka wzmianek o kluczach do więzienia demonów i czarkamieniu. Postanowił tam wrócić dzisiaj po zmroku. 

Ronodin był z siebie bardzo dumny, że w ciągu tak niewielkiego czasu, jakim były trzy lata, zdołał zebrać całą armię i masę podanych, w tym kilka smoków, mrocznych astrydów i ciemnych wróżek, a niedługo miał się przenieść do swojej siedziby na stałym lądzie, zabezpieczoną mnóstwem zaklęć obronnych i dekoncentrujących, podobnych do tych w magicznych rezerwatach, tylko silniejszych, bardziej stabilnych. Euforię przerwało mu pukanie w drzwi.

- Wejść! - zawołał podniesionym głosem.

Przez drzwi wszedł zbuntowany astryda - Nikos, jeden z najwierniejszych i najbardziej okrutnych sług Ronodina. Nikos był wysoki i odznaczał się grecką urodą, miał ciemnooliwkową skórę, zielone oczy, w których czaiła się nutka szaleństwa i wydatne kości policzkowe. Był szczupły ale wysportowany, i byłby prawie wymarzonym poddanym takiej osoby jak Ronodin, gdyby nie okazywał takiej wielkiej pychy i narcyzmu.

 Całkiem dobrze umiał udawać, i w razie czego pozyskać zaufanie jakiejś panny, chociaż na codzień utrzymywał maskę obojętności i lodowatości, którą ronodin już przejrzał dawno temu.

- Panie, Quintus już powiadomił więźnia o twojej woli - powiedział chyląc pokornie głowę. - Jednak twój plan chyba nie zadziałał.

- Jak to? - Zapytał Ronodin - Przecież musiała już się załamać! Minęły już prawie cztery miesiące! 

- Tak, do niedawna była przybita, ale kilka dni temu jakby wstąpiły w nią nowe siły - oznajmił astryda ponurym tonem.

Jednorożec analizował pozyskane wiadomości przez kilka sekund i mruknął do siebie 

- Ciekawe... - Zorientowawszy się że Nikos nadal stoi przed nim z wyczekującą miną, odprawił go ruchem ręki. Kiedy tylko astryda zamknął za sobą drzwi, Ronodin wsiąkł głębiej w fotel na którym siedział pogrążając się w myślach...

· § · § · § · § ·

Kendra szła korytarzem za zielonym hobgoblinem o żabich rysach. Zwykle odprowadzał ją astryda Quintus, ale był teraz na zebraniu ze wszystkimi sługami Ronodina. Hobgoblin powiedział jej to poprzez nieuwagę, nie wiedząc że może to się na nim zemścić. 

Niestety goblin nie był aż takim głupcem żeby zdradzić jej miejsce spotkania, szkoda, bardzo by jej się to przydało w zaplanowanej wcześniej ucieczce...

Nadszedł czas działania. Nareszcie. Kendra czekała na to od tygodnia. Nie miała to być pełna ucieczka, bo wiedziała że bez łodzi by nie odpłynęła, lecz bardziej misja rozpaznawcza. Tym łatwiej było, że nie miała swojego zwykłego strażnika, a niedoświadczonego sługusa. Tak naprawdę, to tylko czekała na okazję, tylko nie było żadnego dogodnego momentu. Po zwiedzeniu kilku najbliższych korytarzy, miała wrócić i udawać przerażoną nastolatkę. Nagle Hobgoblin poślizgnął się, nie mogąc się utrzymać na swoich płetwiastych stopach. Runął na ziemię jak długi.

Wróżkokrewna, nie dowierzając, jak łatwo jej pójdzie szybko wyciągnęła swój ręcznik, i zaczęła podduszać hobgoblina od tyłu, tak, żeby nie zobaczył że ona to robi, ale żeby myślał że chodzi o coś innego. Uważała na to, żeby nie uśmiercić goblina, wtedy plan poszedłby na marne, a ona nie chciała mieć krwi na rękach, mimo że nie była już w pełni "jasna". 

Po prostu źle by się z tym czuła, a na tę chwilę, wyrzuty sumienia były niepożądane. Jeszcze raz kontrolnie zerknęła na stwora na ziemi. Aż się wzdrygnęła. 

Dalej nie mogła się przyzwyczaić do jego wyglądu. Odruchowo rozglądnęła się na prawo i lewo.

- Przecież wiesz, że gdyby ktoś tu był, już dawno siedziałabyś w celi - stwierdził natrętny głos w jej głowie.

Cholera. Tylko nie on! Nie teraz! Postanowiła zignorować irytujący głos i szybko się odwróciła na pięcie. 

Wyruszyła żwawym, cichym krokiem, uważając na to aby nie wydać ani jednego odgłosu, które echo panujące w tym miejscu natychmiast by wykorzystało, aby narobić hałasu i ją wydać. Zastanawiała się czy zrobiono to celowo, czy może jest to efekt uboczny budowy wielkiej wydrążonej jaskini wiele tysięcy metrów pod poziomem morza. W korytarzu było kilka odnóg, ale dziewczyna postanowiła w miarę możliwości nie skręcać, a jeśli już to w prawo, tak, by łatwiej znaleźć drogę powrotną. 

Tych skrętów w prawo naliczyła już trzy, co było dość niewielką liczbą, zważając na ilość możliwych korytarzy. Gdzieniegdzie widziała jakieś drzwi, raz przeszła koło niedbale wydrążonego w skale przejścia, które, jak zauważyła, nie wchodząc do środka, prowadziło do dużej jaskini, o nieznanym jej przeznaczeniu. 

Było jej zimno i była prawie pewna, że za kilka dni dostanie przeziębienia, bo włosy nadal miała nieco wilgotne.

 Uznała, że warto zapłacić taką niewielką cenę za zwiedzenie miejsca, z którego za niedługo miała uciec, przynajmniej według swoich planów. Nagle, za sobą usłyszała równe, stanowcze kroki. Były jeszcze ciche, ale Kendra nie chciała ryzykować. Cicho otworzyła najbliższe drzwi i wślizgnęła się do środka, natrafiając na rozbawione spojrzenie pary ciemnobrązowych oczu.

- A kogo my tu mamy? - zapytał Ronodin.


· § · § · § · § ·

"Dążenie do jednego, jedynego celu daje wielką siłę."

Sfinks~


Czarna Róża - BaśniobórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz