I znowu.
Ta sama brudna i zimna cela, ta sama cotygodniowa rutyna. Już się nudziła, a siedziała tu mniej niż dwie godziny. Czego ona się spodziewała? Że Ronodin od razu przyjmie ją w swoje szeregi jako jego prawa ręka? Na chwilę obecną musiała uzbroić się w cierpliwość i poczekać.
· § · § · § · § ·
W najciemniejszej i największej sali w domenie Podkróla trwało właśnie spotkanie.
I to bardzo ważne spotkanie. Wszyscy szpiedzy i agenci Ronodina z najodleglejszych zakątków świata zjechali się dzisiaj, żeby powymieniać się informacjami i plotkami ze swoich części świata. Robili tak mniej więcej raz na rok, a każde spotkanie było starannie zaplanowane już kilka miesięcy wcześniej. Była to organizacja, podobna do Stowarzyszenia Gwiazdy Wieczornej, albo Rycerzy Świtu, ale bardziej zorganizowana i większa. W przeciwieństwie do Sfinksa i Agada, Ronodin był ostrożny i nie powiedział jeszcze nikomu o swoich poddanych. Nie miał dla nich jeszcze stosownej nazwy, mimo że istnieli od kilku tysiącleci. Nie było w niej praktycznie śmiertelników, tylko kilka, ale ze specjalnymi mocami. Niegdyś Sfinks do niej należał, ale wolał pójść swoja ścieżką i wypuścić demony. A raczej spróbować to zrobić, bo nie za bardzo mu się to udało i ledwo zdołał się uratować od kary śmierci. Na szczęście zawsze miał dobry i chłodny umysł, więc zdążył wymyślić wyjście z sytuacji, która jeszcze go zakonserwowała, pozwoliwszy mu żyć wiecznie.
Tak, dobrze usłyszeliście - "na szczęście", bo kiedyś, Sfinks i Ronodin byli najlepszymi przyjaciółmi. Do pamiętnej kłótni. Sfinks chciał uwolnić demony, a on z kolei smoki. Obaj byli uparci, a żaden z nich nie umiał przekonać tego drugiego do swojej wersji, więc ich drogi się rozeszły.
Aż do teraz. Niedawno zaklinacz cieni wysłał do niego list, z prośbą o dołączenie z powrotem w jego kręgi. Mimo urazy, wysłał do niego zgodę, ale uprzedził w niej, że Sfinks nie zajmie wysokiej pozycji w stowarzyszeniu. Wracając, Ronodin był jeszcze bardziej ostrożny niż Sfinks i na razie działał w całkowitej tajemnicy, a członkowie grupy byli zmuszeni do milczenia specjalną przysięgą, której nie mogli złamać, chyba że chcieli umrzeć. I to w bardzo bolesny sposób.
Wszyscy, którzy mieli dotąd styczność z Ronodinem, byli przekonani, że działa on sam, a nie, z wielką masą istot magicznych rozsypanych po szerokim świecie. Mroczny jednorożec uśmiechnął się do siebie i rozejrzał po sali. Około dwie trzecie krzeseł było zapełnionych. Zobaczył między innymi; trzech zbuntowanych astrydów, kilka dużych ciemnych wróżek, ukradzionych z Baśnioboru podczas plagi cieni, około siedmiu dużych diablików (siedziały daleko od wróżek), kilku tauranów, w tym Amulona, władcę z Gadziej Opoki, kilkadziesiąt innych magicznych stworów, i, oczywiście Luna, mroczny jednorożec - jego siostra.
Wyglądała jakby miała około piętnastu lat, ale tak naprawdę miała o mniej więcej pięćset lat mniej niż on. Jak na jednorożca była młoda, a mrocznym stała się w tym samym czasie co Ronodin. Gdy uciekał z domu, Królestwa Wróżek, przyłapała go, i nalegała na to, żeby wziął ją ze sobą, mimo że ostrzegał, że będzie niebezpiecznie.
Tylko że to ją jeszcze bardziej nakręciło. Tym bardziej nie chciała słyszeć o odmowie i praktycznie władowała mu się do torby. Cieszył się że jest z nim - czasami, gdy był zaślepiony złością, tylko ona umiała go wybudzić z transu torturowania niewinnych osób. Była jego skarbem, chronił ją jak tylko mógł, czasem zachowując się jak nadopiekuńczy rodzic. Luna siedziała po jego lewej strony, jako jedna z najważniejszych osób w całej sali, zabezpieczona kilkoma zaklęciami, z czego jedno z nich działało jak lustro, odbijało magię oraz fizyczne przedmioty atakującego, sprawiając, że to co chciał zrobić lunie, działo się jemu samemu.
CZYTASZ
Czarna Róża - Baśniobór
FanfictionSzukasz opowieści, w której Kendra stoi po stronie światła i szerzy moc przyjaźni? Jeśli tak, to równie dobrze możesz tego nie czytać. Tutaj w Kendrze budzą się mroczne moce i zdradliwe myśli, a ona sama dąży do upadku i klęski jasnej strony oraz w...