R10

364 24 3
                                    

3 maja był dniem wyjątkowo ciepłym jak na klimat Anglii. Po dość długiej obecności gruntownych opadów i zadziwiająco intensywnych burz przyszedł wkońcu czas na słońce. Bóg musiał wysłuchać modlitw wiernych i zlitować się nad biednymi grzesznikami, których domy podmyły lekkie powodzie. Niestety dla wyższych warstw społecznych pogoda znaczyła tyle co przeniesienie wszelakich imprez na świeże powietrze.

Poranek zwiastował idealną przejażdżkę konną wraz z Coltonem Islessem. Mężczyzną silnym i barczystym okalonym czystą aryjską rasą. Z oddali jego sylwetke można było zrównać ze skandynawskim wojownikiem, który najeżdżał Anglię w pierwszych latach chrystianizacji. Colton nie posiadał jednak brody - i chyba to odróżniało go od rdzennego wikinga.

Wracając do naszej drogiej panny Pierce włożyła ona na siebie najcieńszą suknię jaką miała. Od dłuższego czasu planowała założyć delikatny i lekki haftowany materiał, który ostatnimi czasy zarastał w szafie kurzem.

Oczekiwała w skupieniu na pojawienie się lorda Islessa. Siedziała w pokoju gościnnym przeglądając codzienną prase. Wszędzie tylko skandale, intrygi, plotki. Inne (chyba najciekawsze) prowadziły rubryki kawalerskie. Na samym czele "najlepszych partii" stał książe Queensberry, a zaraz po nim Colton Isless. Późniejsze miejsca zajął książe Ashbone wraz z gromadką siostrzeńców z tytułem hrabiowskim, a miejsce siódme - "niezwykle uroczy i nieśmiały" Edmund Douglas.

Pod rubryką widniał dość obszerny komentarz, który oczywiście nie umknął uwadze Elen.

"Kochane czytelniczki mam dla Was okropne wieści dotyczące czołówki naszych najlepszych kandydatów na męża. Otóż conajmniej dwoje z nich jest zauroczone wdziękiem panny Pierce. Nie mam pojęcia skąd ta dziewczyna zna wszelkie sztuczki w okiełznaniu najsmaczniejszych wypieków dzisiejszej socjety, jednak jej działania przynoszą pożądany efekt. Wczorajszej nocy niemal nie doszło do rękoczynów między lordem Cedriciem Douglasem, a Coltonem Islessem. A przyczyną sporu jest oczywiście Panna Pierce. Jej popularność rośnie jeszcze bardziej po niegrzecznej wolcie wykonanej w towarzystwie Numeru Dwa. Miejmy nadzieję, że nasza droga idealna Elen Pierce, weźmie pod uwagę, że nie jest sama w towarzystwie i zdecyduje się na któregoś ze swoich adoratorów."

- Czytasz te głupoty? - odezwał się głęboki męski głos.

Elen aż podskoczyła przestraszona.

- Jak ty tu wszedłeś? Lokaj nie poinformował mnie o pojawieniu się gościa - powiedziała niepewnie, bojąc się że nieziemski Cedric Douglas znów rzuci się na nią i nie pozwoli jej wyruszyć na przejażdżkę z Islessem.

- Skoro będę twoim mężem, chyba nie muszę zapowiadać lokajowi, aby powiadomił Cię o moim przybyciu.

Pochylił się nad nią i wyjął jej z ręki czasopismo. Jego oczy szybko przeanalizowały treść tekstu, a następnie powróciły do sylwetki Elen.

- Stałaś się celebrytką - zaśmiał się kpiąco i usiadł tuż przy dziewczynie - to jak, którego wybierzesz?

- Przestań.

- Zapomniałem - Nie masz wyboru - zaśmiał się z własnego, nieśmiesznego żartu. Elen zamiast wyrobić na swojej twarzy powściągliwą minę, oczywiście musiała zachichotać.

Właściwie nigdy nie wiedziała czemu śmieszyło ją coś co z reguły nie było śmieszne.

- Czy pani właśnie zaśmiała się w moim towarzystwie? - zapytał mrużąc oczy. Lodowate-oczywiście-oczy.

- Zapewniam pana, że to efekt uboczny porannej herbaty  z dodatkiem likieru -  znów zaczęła chichotać.

Drzwi się otworzyły i stanął w nich postawny Colton Isless. Czy cholerny kamerdyner ojca Elen nie zapowiadał nigdy uprzednio żadnych gości?

DiadaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz