R5

458 32 41
                                    

Cedric jeszcze nie widział tak pięknej twarzy. Wyglądała jak anioł. Właśnie rozejrzała się na prawy bok i zdawała się przy tym kogoś szukać. Ale kiedy spojrzała prosto w oczy księcia, on czuł, że tonie. Ciężko było mu powstrzymywać się od przyciśnięcia jej drobnego ciała do swojego torsu. Jej talia w ściśniętym gorsecie musiała mieć 30 centymetrów. Roztargniony wyraz porcelanowej twarzy jeszcze bardziej mieszał mu w głowie. A jej usta, kiedy mówiła różne dwuznaczne słowa robiły coś takiego z jego psychiką, że ta zakręcała kilka niepotrzebnych kół, które zawracały, by przycisnąć myśli jeszcze mocniej do jego głowy. A jego myśli uwierzcie, nie były wcale takie czyste.

Gdy Cedric Douglas patrzył w jej orzechowe oczy mógł przysiąc, że czas stanął w miejscu. Liczyła się tylko ona, kobieta w złotej sukni. Jej dłonie osłonięte koronkową rękawiczką, którą tak bardzo książe chciał z niej zedrzeć.
Spod upiętych włosów wystawały niesforne kosmyki, których barwa z bliska wydawała się jasnozłota. Lord Douglas nabrał silnej ochoty, by poprawić jej fryzurę ewentualnie jeszcze bardziej ją zepsuć.

Kąciki jej ust uniosły się w szczerym uśmiechu. Przechyliła głowę (robiła tak kiedy chciała powiedzieć coś co zawsze zwalało go z nóg) i zaczęła zataczać ponownie palcami kręgi na jego dłoni.

- Ma pan czasem ochotę na coś na co za żadne skarby ochoty nie powinien Pan mieć? - wychrypiała, ale jej głos tym razem zaczął drżeć.

- Jasne, chyba każdy tak ma -  wykrztusił.

Ta dziewczyna działała na niego jak magnez. Każdy jej gest, ruch, czy słowo coraz bardziej przyciągało go do niej. Posłała mu wymowne spojrzenie zza ciemnych rzęs, trochę smutne, jednak nadal przepiękne.

- A w tej chwili? - powiedziała trochę ciszej.

Przełknął nerwowo ślinę. Jej widok zapierał dech w piersiach, szczególnie teraz, gdy mówiła z żalem słowa, które nie przystoi mówić młodej damie. Przestała zataczać kręgi na jego dłoni. Jej ręka znieruchomiała w uścisku. Cedric nawet nie wyobrażał sobie, że można tak bardzo pragnąć jakiejś kobiety, jak on pragnął kobietę, której nazwiska nawet nie znał.

W tej właśnie chwili Cedric uznał, że przestał liczyć się dla niego cały świat dookoła. Ludzie, którzy wirowali w tańcu przy akompaniamencie wysokiego dźwięku skrzypiec stali się zupełnie obojętni. Nawet Elen Pierce, która musiała podpierać którąś ze ścian w towarzystwie innych panien straciła na wartości. Każdy na tej sali mógł kłaniać się pani w złocie, jakby była samą królową. Tylko ona tkwiła w jego głowie jak obraz, którego nie da się wymazać, jak płótno, którego nie da się zniszczyć.

Cedric przestał się mieć na baczności. Nie mógł dłużej powstrzymywać się od rozbierania jej wzrokiem. W jego ramionach była taka krucha, idealnie pasująca do niego...

Muzyka wciąż grała, a książe coraz bardziej się niecierpliwił. Jego dłoń nagle złapała jej nadgarstek i pociągnęła za sobą. Nie sprzeciwiła się, patrzyła tylko w dal, jakby zupełnie odpłynęła. Cedric ponownie przeciskał się między tańczącymi parami, jednak teraz trzymał za rękę najpiękniejszą istotę na sali. Książę nachalnie kierował się w stronę tarasu, który z każdym przebytym krokiem zdawał się oddalać coraz bardziej.

Leniwi tancerze nie ułatwiali mu zadania. Gdy dostrzegł już idealną ścieżkę prowadzącą na balkon drogę zastawiła mu żona wicehrabiego Fipsley. Była już w dość sędziwym wieku, jednak jej oczy zacięcie świdrowały parę. Cedric obejrzał się za siebie, żeby przypomnieć sobie wygląd pani w złocie. Jej oczy nadal były cholernie smutne. A książe Dover nie miał pojęcia dlaczego.

- Gdzie zabierasz tę młodą pannę? - zapytała uszczypliwie pani Fipsley.

Oczywiście każdy w Londynie słyszał o jego hucznych podbojach miłosnych. Wszystkie stare mężatki, próbowały w jego obecności grać dobre ciotki, które ratują niewinne debiutantki z rąk okropnego lorda Douglasa.

DiadaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz