R3

475 36 18
                                    

Poranek 30 kwietnia zapowiadał jeden z pogodniejszych dni w Londynie. Wysoko na niebie słońce rzucało świetliste promienie na miasto. Minęły dokładnie cztery tygodnie odkąd jego matka wysłała list do hrabiego Elgin. Cztery długie tygodnie, bez choćby najmniejszej wzmianki o jej narzeczonej i jej rodzinie wśród plotkarskiego towarzystwa. Jedynie Charlotte ciągle powtarzała mu jak to ożenek z Elen Pierce poprawi ich sytuację materialną. Jakby tylko tego potrzebował. Był drugim najbogatszym księciem w kraju, i nie musiał wiązać się z kobietą dla pieniędzy. Jednak czuł, że powinien wypełnić to małżeństwo ze względu na jego ojca, a matka, choć bez pomocy słów jasno dawała mu to do zrozumienia.

Wyszedł ze swojej londyńskiej rezydencji Douglas House i skinieniem głowy nakazał służącemu przygotować konia pod wierzch. Jego młody ogier został wyprowadzony posłusznie chwilę potem. Barwa jego maści w świetle jaskrawego słońca zdawała się być granatowa. Kopyto nerwowo ocierało się o ziemię, kiedy tylko Cedric zbliżył się do niego. Pogłaskał jego połyskującą sierść i wypowiedział z łagodnie jego imię. Uszy konia zaczęły zmieniać ustawienie, a długa noga, która wcześniej niespokojnie się wierciła spoczęła ostatecznie w miejscu. Książę Queensberry zgrabnym ruchem wsiadł na zwierzę i ujął w dłonie skórzane wodzę.

Jechał galopem pośród ulicy bacznie kierując się w stronę Hyde Parku. Nie mógł pozwolić sobie na cwał wśród londyńskiej szlachetnie urodzonej śmietanki. Każda napotkana osoba z uwagą obserwowała jego ruch. Niektóre kobiety, już bliżej zielonej gęstwiny zaczęły mu machać. Cedric jednak tylko posyłał im najpiękniejszy ze swoich uśmiechów, który potrafił onieśmielić, powalić z nóg, rozgrzać do czerwoności i wszystko inne, czego nie
powinno się publicznie robić z kobietą.

Będąc w Hyde Parku lord Douglas uważnie oglądał mijanych przez siebie ludzi. Siedząc wygodnie, albo i mniej wygodnie w siodle starał się być mocno pochłonięty wypatrywaniem godnego przeciwnika, jaki zmierzyłby się z nim w wyścigu konnym. Szybko zauważył barona Hithersday'a, który dzielnie kierował się w jego stronę na gniadym rumaku.

- Książe Queensberry! Cóż to za przypadek - wypowiedział wyniośle Thomas.

- Myślałem, że tytuły oficjalne mamy już dawno za sobą - mruknął Cedric, który nigdy nie lubił wywyższać i podkreślać swojego pochodzenia.

- Ależ oczywiście - Hithersday uśmiechnął się lekko zmieszany, jednak po chwili znów na jego twarz zagościł żywy uśmiech - Piękna dziś pogoda, nieprawdaż?

- Tak, też uważam że jest doskonała. Idealna na wyścig wierzchowców - wypalił lord Douglas i wymierzył w stronę barona znaczące spojrzenie.

- Naturalnie przyjmuję wyzwanie.

- Przegrasz - syknął patrząc na pewną minę przeciwnika.

- Przekonajmy się. Dokąd się ścigamy? - Hithersday zakasłał i spojrzał w tym samym kierunku, w którym właśnie swój wzrok utkwił książe Dover.

- Do tego drzewa - Cedric wyskazał ruchem głowy na odległy kształt, znajdujący się dobre 2 kilometry od miejsca, w którym stali.

- To musimy się o coś założyć, Cedricu - wypowiedział Thomas.

- A co Hithersday, chcesz ożenić się z którąś z moich sióstr? Zapomnij. - zaśmiał się wesoło.

- Miałem na myśli ciebie i moją kuzynkę.

- Dobrze wiesz, że jestem zaręczony - chrząknął i przeniósł spojrzenie na trawę przed nimi.

- Kim jest wybranka? - baron jako jeden z nielicznych doskonale wiedział w jakich okolicznościach Cedric został przeznaczony swojej narzeczonej.

DiadaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz