3

306 32 11
                                    

Wpakowałem walizkę do bagażnika i z trzaskiem zamknąłem klapę mojego starego fiata.  Ciężko było mi się poruszać i nosić rzeczy, nie chodziło już nawet o ból po tylu latach nauczyłem się go ignorować, o ile nie był zbyt intensywny. Moje ruchy były blokowane przez szmaty i bandaże, którymi szczelnie obwinąłem ciało.
Dym nadal nie zrzedniał, ale i tak było lepiej niż gdy tkwiliśmy w lesie, w samym sercu ognistego żywiołu. Chciałem jak najszybciej opuścić to miejsce, zapomnieć o tym co się tu wydarzyło i przede wszystkim móc odetchnąć świeżym powietrzem.
Już miałem wsiadać do auta, gdy usłyszałem głośnie skomlenie, okrążyłem pojazd, by odnaleźć jego źródło. Obok tylnych drzwi stał pies. Wielki czarny wilczur dreptał niespokojnie i co jakiś czas szczekał w moim kierunku. W końcu stanął na tylnych nogach i zaczął łapami uderzać w karoserię, dając mi do zrozumienia, że chce wejść do środka. Pazury przejechały po metalu z charakterystycznym dźwiękiem zdzierając i tak łuszczący się gdzieniegdzie, żółty lakier. Jęknąłem cicho.

- Moje autko...

Podszedłem bliżej i pomachałem rękami. Pewnie wyglądało to komicznie, ale musiałem spróbować gi odpędzić. Jednak pies nie zareagował w taki sposób jakbym tego po nim oczekiwał. Popatrzył na mnie i szczeknął parę razy groźnie w moim kierunku, po czym jak gdyby nigdy nic kontynuował niszczenie mojego pojazu.

- No dalej nie chcemy cię tutaj! - krzyknąłem  zirytowany

Na przekór moim słowom drzwi otworzyły się i pies natychmiast wskoczył na tylne siedzenie, gdzie już od jakiegoś czasu czekał na mnie Noa.

No tak, bo po co ktokolwiek miałby mnie słuchać.

Wróciłem na miejsce kierowcy, i przekręciłek kluczyk w stacyjce. Silnik zaburczał niechętnie i odpalił dopiero za trzecim razem. Ruszyliśmy, światła reflektorów ginęły gdzieś wśród dymu.
Moje auto miało dobre 30 lat na karku, ale jeździło, więc  nie mogłem narzekać. W mojej sytuacji i tak miałem bardzo niewielką szansę na zdobycie czegokolwiek lepszego, a nie mogłem zbyt często pozwolić sobie na kradzież, bo to mogłoby przynieść tylko kolejne kłopoty, których w tym momencie i tak miałem za dużo.

Ktoś mógłby sobie wyobrażać, że skoro żyję od tak dawna to pewnie jestem bogaty, należę do elity i mogę sobie na wszystko pozwolić, ale świat tak nie działa, nie obecny świat...
Bywały epoki, kiedy nie mogłem narzekać na brak wygód... ludzie byli inni, łatwowierni, prościej było na nich zarobić i prościej było się ulotnić, gdy coś poszło nie tak. Ale czasy się zmieniły teraz niczego nie osiągniesz jeśli nie masz tożsamości, a ja nie mam. Aby pójść do pracy, mieć kartę kredytową, kupić dom musisz mieć dokumenty. Dowodu osobistego nie dostaniesz, gdy ot tak pójdziesz do urzędu i powiesz, że go potrzebujesz. Musisz im pokazać inne dokumenty, które pozwolą go wyrobić. Nie mam tych dokumentów, więc nie mam tożsamości; nie należę do tego świata.

Kiedyś miałem, na początku XX w wydawano pierwsze dowody, ale cóz... łatwiej było je podrobić. Parę razy podszywałem się pod kogoś dwa razy udawałem człowieka z amnezją, ktoś mnie znajdował, potem trafiłem do różnych placówek, zwykle dla psychicznie chorych. Ludzie nadawali mi imię i dawali dokumenty, które jednak nie służyły mi zbyt długo. Dokumenty wydane pięćdziesiąt lat temu mówiące , że urodziłem się w około 1950r. nie są zbyt wiarygodne bo nie wyglądam jak 70- latek. Moje ciało nie starzeje się, a przynajmniej nie w ludzkim tego słowa znaczeniu. Wyglądam prawie tak samo jak sześćset lat temu. Nawet dokumenty, które udałoby mi się uzyskać dzisiaj nie mogłyby mi służyć zbyt długo. Tracą ważność po paru latach, a ja przecież będę musiał żyć o wiele dłużej.
Nienawidzę teraźniejszości, ale wiem, że przyszłość będzie jeszcze gorsza.

Jechaliśmy  bardzo długo,  już dawno zostawiliśmy spalony las za sobą. Zapadł zmrok, ale nie było widać gwiazd, niebo spowijała posępna zasłona z chmur. Pesymistycznie...
Spojrzałem w lusterko zawieszone nad glową, w srebrnej tafli odbijała się moja twarz, a dokładniej coś co o wiele bardziej przypominało żywą mumię. Nie chciałem tego widzieć, chciałem po prostu dowiedzieć się co dzieje się na tylnym siedzeniu, ale oczywiście ten obraz musiał nawiedzać mnie w kazdym możliwym momencie i zatruwać mi życie.

Noa spał skulony, a jego ciało podobnie jak moje obwiązane było szczelnie bandarzem. Obok niego leżał pies.

Głupi kundel.

Wciągnąlem i wypuściłem powietrze na  myśl, że będę musiał się z nim urzerać. To nie tak, że nie lubiłem psów, po prostu ledwie byłem w stanie wykarmić siebie, a właśnie wiozłem ze sobą kolejnie dwie istoty.

Jestem idiotą.





***
Ok nie chce mi się już dzisiaj więcej

XD

🌸Obietnica🌸 Jaśmin Cz.2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz