2

371 42 12
                                    

Otworzyłem leniwie oczy, które zapiekły przy kontakcie z wodą. Nadal czułem lekkie otępienie, ale powoli wracałem do siebie, pomimo tego, że brak tlenu skutecznie to uniemożliwiał. Przez jakiś czas leżałem w bezeuchu, a mój wzrok przedzierał się przez czerń wody w której co jakiś czas igrało pomaranczowe światło. Dźwięki z zewnętrznego świata docierały do mnie z trudem, mocno znieksztaucone. Plecami dotykałem mulistego dna, w który zagłębiłem się na głębokość paru centymetrów pod własnym ciężarem.
Całe moje ciało było jednym wielkim zlepkiem bólu, spalona skóra piekła niemiłosiernie, podobnie jak płuca w których już od dawna nie było powietrza.  Rzuciłem myślami w przeszłość, jednak nie znalazłem zbyt dużo momentów, gdy czułem się aż tak źle.

Nie umarłem... nie wiem dlaczego miałem nadzieję, że to mogłoby nastąpić. Śmierć dla kogoś takiego jak ja była by wybawieniem. Zostało mi jeszcze parę długich stuleci mojej ziemskiej egzystencji i może gdzieś tam w przyszłości znajdzie się dla mnie wytchnienie.
Sam podpisałem na siebie ten wyrok, zachciało mi się paktu z diabłem ... i to nie jednym przez te wszystkie lata uzbierało się ich ośmiu. Osiem demonów, które zagnieździło się w moim ciele i pożerało mnie od środka przez setki lat.
Chciałem władzy, chciałem boskiej potęgi, chciałem znać odpowiedź na pytania, których ludzie boją się zadawać... chciałem.... chciałem zbyt wiele. Perspektywa prawie wiecznego życia wydawała się fajna tylko przez pierwsze 200 lat, czułem się wtedy bogiem mogącym wszystko, ale potem mineło kolejne 200 lat i kolejne, a mój organizm coraz dotkliwiej dawał mi znać, że popełniłem ogromny błąd. Nie ważne co robiłem nie mogłem umrzeć. Ludzkie ciało nie zostało stworzone by funkcjonować przez tak długi czas, czułem wszelkie niedogodniści płynące z bycia ponad 600 letnią ludzką skorupą. Często pragnąłem śmierci, ale nic nie było w stanie mi jej dać, musiałem żyć bo taka była umowa. Życie przez tysiąc lat, a potem koniec, nicość, żadnego nieba czy piekła, po prostu nicość, przestałbym istnieć. Wizja tej nicości była dla mnie otuchą, próbowałem przyśpieszyć ten proces, ale każda próba kończyła się niepowodzeniem, choćbym poćwiartował swoje ciało na milion kawałków, żyłbym nadal, dodatkowo zmagając się z potwornym bólem który sobie zadałem.

Spróbowałem wstać, woda stawiała opór, ale ostatecznie udało mi się podnieść. Powoli zacząłem sunąć ku brzegu, brodziłem stopami w mulistym dnie, mącąc i tak niezbyt czystą wodę. Pojedyńczy krok trwał bardzo długo, to tak jakby oglądać film w zwolnionym tępie, tylko, że tym razem to ja byłem aktorem i to ja czułem wszystkie niedogodności. Mineło dużo czasu zanim moja głowa znalazła się na powierzchni, z ust i nosa wylała mi się woda, ale wciąż nie mogłem oddychać, bo płuca nadal miałem szczelnie wypełnione wodą.

Ostatni kawałek dzielący mnie od brzegu pokonałem na czworaka, opadłem na ziemię  zmęczony i obolały. Ale nie było mi dane odpocząć, bo pochwili zacząłem kaszleć, mój organizm pozbywał się wody na wszelkie możliwe sposoby. Mój pierwszy oddech był jeszcze bardziej bolesny niż jego brak, ale przynajmniej zniwelował mroczki tańczące mi przed oczami.
Usiadłem i przyjrzałem się swoim dłonią, były w wielu miejscach całkowicie zwęglone, a tam gdzie pozostało choć trochę żywej skóry sączyła się krew. Przejechałem palcem wzdłuż ramienia, delikatnie zdrapując zwęglony naskórek, ale kiedy dotarłem do żywego kawałka ten też odpadł.
Patrzyłem tęsknie na płat skóry, który z plaskiem wylądował na ziemi, nie chciałem nawet myśleć o bliznach, które powstaną po tym wydarzeniu.

Podniosłem w końcu wzrok i rozejrzałem się po okolicy. Wszystko dookoła spowijał gęsty czarny dym, przez który przebijał się jedynie blask ognia. Do moich uszu dobiegł zduszony kaszel, ruszyłem jak najszybciej w tym kierunku, co nie było takie oczywiste zażywszy na moje rany.  Na brzegu leżał chłopiec, dusił się od dymu, ale i tak odetchnąłem z ulgą, nie dość, że żył to jeszcze wyglądało na to, że nie ucierpiał w pożarze za bardzo, a przynajmniej nie tak bardzo jak ja. Ocalały na nim nawet resztki ubrania, mnie okrywał jedynie płaszcz, prawie tak samo stary jak ja, poczerniał od sadzy i widać było na nim ślady przypalenia, ale i tak prezentował się lepiej od mojej skóry.

🌸Obietnica🌸 Jaśmin Cz.2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz