Otworzyłem tylne drzwi auta, wielki pies obudzony powstałym przy tym dźwiękiem podniósł głowę i ziewnął przeciągle ukazując długi zwinięty jęzor i szereg ostrych kłów.W chwilę potem zeskoczył z siedzenia, które wygniotło się pod jego ciężarem na ziemię i rozciągnął się wyciągając przed siebie masywne przednie łapy i ponownie ziewając. Wyciągnąłem w jego stronę rękę by pogłaskać go na zgodę, ale on tylko jęknął, warknął cicho i mnasnął szczęką parę razy okazując, że nie chce odemnie przyjmować pieszczot.
Westchnąłem tylko i spojrzałem w głąb siedzenia, gdzie leżał zwinięty w kulkę Noa.
Spał spokojnie, jedynie od czasu do czasu drżąc lekko i wydając ciche westchnięcia. Pochyliłem się próbując podnieść go jak najdelikatniej, nie obudził się, ale z jego ust wydobyło się ciche, niezadowolone mruknięcie. Wyciągnąłem go z samochodu i zamknąłem drzwi stopą.
Pomimo późnej godziny było ciepło i jasno, światło księżyca oświetlało wszystko wokół, nie licząc otaczającego dom z dwóch stron gęstego, starego lasu, z którego wręcz wylewał się mrok. Zewsząd dobiegał odgłos grających świerszczy, raz głośniejszy, gdy rozbrzmiewał gdzieś blisko, a innym razem cichy, gdy odzywała się grupa insektów ukryta gdzieś dalej. Od strony ogrodu wturował im głośny bełkot samotnej żaby, która zadomowiła się w niewielkiej błotnej kałuży powstałej po ostatnich ulewnych deszczach. Trawa szumiała cicho targana nadal ciepłym letnim wiatrem, w którym jednak coraz częściej dało się wyczuć oznaki zbliżającej się nieubłaganie jesieni. Jeden z takich chłodniejszych podmuchów, w pewnym momencie dotarł do mnie, powodując gęsią skórkę i uświadamiając mi, że stoję na zewnątrz obwinięty jedynie w skrawki materiału mające imitować bandaż i starą na wpół spaloną wełnianą tunikę.Od domu dzielił mnie ogród, przez który nie byłem w stanie przejechać autem. Pomimo pogłębiającego się mroku wyraźnie było widać, że jest zaniedbany, sprawiał wrażenie dzikiego i nieokrzesanego i gdyby nie stara wyłożona kamiennymi płytami ścieżka, która teraz prawie zupełnie obrosła mchem i trawą oraz liczne, choć zrujnowane przez bieg czasu pergole, po których nadal usiłowały się piąć niedobitki kwiatów, to można było mylnie uznać, że nigdy nikt o niego nie dbał. Odkąd tu zamieszkałem stan ogrodu pogorszył się jeszcze bardziej, niespecjalnie się tym przejmowałem, działało to wręcz na moją korzyść. Miejsce to znajdowało się na odludziu, a widok tak zaniedbanego obejścia dodatkowo odstraszał nieproszonych gości. Jedyną osobą, która tu się z rzadka pojawiała była starsza kobiecina, sąsiadka, jeśli patrzeć na to że mieszkała najbliżej. Czas jej również nie oszczędzał, ciało odmawiało posłuszeństwa i coraz rzadziej miała siłę pokazać się w tych stronach, a i umysł jej się mieszał, miała pamięć do tego co było w dawnych latach i tylko to roztrząsała, co chwilę myląc mnie z poprzednim właścicielem posesji. Przychodziła, gdy znudzona samotnym siedzeniem przed kominkiem chciała z kimś porozmawiać, albo gdy jej ukochane kury zniosły nadprogramową liczbę jajek i chciała wręczyć mi je w prezencie.
Z niemałym trudem, walcząc z bólem rąk promieniującym mi na całe i tak obolałe ciało udało mi się otworzyć drzwi. Wtoczyłem się do środka, obijając się o ściany i rozwalając przy okazji wszystko co stanęło mi na drodze. Potknąłem się o rozrzucone na podłodze buty i zrzuciłem z komody stary wazon, który rozbił się po zetknięciu z podłogą. Domek był niewielki więc pomimo początkowych trudów szybko dotarłem do sypialni. Ramieniem przełączyłem mały prostokątny włącznik światła, ale wisząca u sufitu zakurzona lampa nawet nie wyglądała jakby chciała rozświetlić pomieszczenie. Musiała się spalić żarówka, albo znowu padł generator, przygryzłem wargę zaniepokojony, licząc w myślach na pierwszą opcję. Po omacku dotarłem do kanapy, stare sprężyny zaskrzypiały, protestując gdy uklękłem na nich chcąc położyć na łóżku Noę. Pies, któremu udało się jakimś cudem wcisnąć za mną do pomieszczenia, zaskomlał cicho i zwinął się w klębek w rogu pokoju. Zastygłem przez chwilę wpatrując się w ciemniejszą plamę malującą się na łóżku, która była ciałem śpiącego chłopaka. Wyciągnąłem dłoń chcąc pogłaskać go po plecach, jednak zanim zdążyłem go dotknąć szybką ją cofnąłem. Przetarłem palcami oczy, śmiejąc się sam z siebie i chwiejnym krokiem podreptałem do kuchni. Było tu jaśniej, bo przez nieprzysłonięte okno wpadało przytłumione światło księżyca. Wszędzie walały się śmieci i starocie, które lata świetności miały dawno za sobą, a ze zlewu unosił się nieprzyjemny zapach dawno nieumytych naczyń i pleśniejących resztek jedzenia. Gdzieś z rogu dochodziło głośne chrobotanie świadczące o obecności myszy lub szczurów. Przeklęte stworzenia, toważyszyły mi odkąd pamiętam, zwykłe przysparzały więcrj kłopotów niż szczęścia, ale zdażały się takie dni gdy wygłodniały człowiek nie był w stanie pogardzić odrobiną świeżego mięsa...
Wśród licznych gratów porozrzucanych tu i ówdzie udało mi się wygrzebać starą, ale jak najbardziej działającą lampę naftową. Otworzyłem zardzewiałą pokrywkę i dmuchnąłem do środka, a lampa rozświetliła się jasnym blaskiem, przytłumionym jednak przez szkło, które było mocno przybrudzone, składającą się przez lata sadzą . Wróciłem do pokoju, Noa dalej spał, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo gdy podszedłem bliżej łóżka otworzył smutne oczy świdrując mnie przestraszonym spojrzeniem.Wbiłem wzrok w przestrzeń nad głową chłopaka, nie chcąc dłużej utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego. Dziwnie na mnie patrzył, czułem się nieswojo, zwłaszcza, że nie nawykłem do kontaktu z ludźmi, bezpieczniej było go unikać.
Zrzuciłem nerwowym ruchem stos książek, z komody na ziemię i postawiłem w ich miejsce lampę. Sam usiadłem na skraju łóżka, tyłem do chłopaka. Materac ugiął się mocno, a sprężyny skrzypiały żałośnie, przy nawet najmniejszej próbie ruchu, więc po prostu siedziałem nieruchomo. Nie czułem się na siłach by odwrócić się w stronę Noy, przechodził mnie dziwny dreszcz na myśl, że ten znów poczęstuje mnie tym samym spojrzeniem. Zapadła niezręczna cisza, przerywana z rzadka cichym pochrapywaniem psa śpiącego przy jednej ze ścian, nawet rój świerszczy za oknem skończył swój koncert. Nie wiem jak długo siedziałem spięty, tępo wgapiając się w żółte światło lampy drgające na przeciwległej ścianie, być może gdyby ktoś mnie zobaczył w tamtym momencie mógłby uznać, że byłem pogrążony w myślach, ale moja głowa była całkowicie pusta.Kiedy się ocknąłem światło lampy prawie całkowicie zgasło. Przez cały ten czas siedziałem z szeroko otwartymi oczami, które teraz piekły mnie mocno. Zamrugałem parę razy, ale jak mogłem się spodziewać ulga była całkowicie znikoma. Otworzyłem drzwiczki lampy i palcem dogasiłem ogień. Podniosłem się z trudem, za oknem było nadal ciemno, ale na niebie malowała się jasna łuna zwiastująca rychłe nadejście poranka. Ptaki jakby przeczuwając ten moment nieśmiało rozpoczynały swe wdzięczne śpiewy. Udało mi się znaleść w domu stary koc, którym przykryłem Noę. Cieszyło mnie to, że spał, nie tylko dlatego, że dzięki temu szybciej uda mu się wyleczyć rany zarówno te fizyczne, jak i psychiczne, ale dlatego, że nie musiałem nawiązywać z nim żadnej interakcji. Tak bardzo od tego odwykłem, co prawda czasem musiałem udać się w jakieś miejsce, gdzie znajdowali się ludzie, ale to nie zmienia faktu, że za tym nie przepadałem, a teraz w moim domu znajdował się inny człowiek i to na moje własne życzenie.
Wzdrygnąłem się i postanowiłem nie myśleć o tym tak długo jak to będzie możliwe
CZYTASZ
🌸Obietnica🌸 Jaśmin Cz.2
RomanceMiał być bonus do Jaśmina zobaczymy co wyjdzie.... PRZECZYTAJ NAJPIERW PIERWSZĄ CZĘŚĆ !!!!!!!!!!