Ja Tu Nie Mieszkałem

840 72 68
                                    

Chuuya Nakahara czół narastający ból, rozchodzący się po całym jego ciele. Skóra piekła go, jakby płonął żywym ogniem. Gardło wyschło, jakby zamieniło się w pustkowie i drapało, jak cholera po tych wszystkich krzykach, jakie przez nie przeszły. A w klatce piersiowej, uczucie wbijanych igieł, doprowadzało go szału, uświadamiając mu zbliżający się koniec czasu. I to wszystko było tak cholernie wykańczające, a on tak cholernie chciał już odpocząć. Miał dość. Dlaczego to nie dobiega końca? Gdzie ta błoga sekunda wyzwolenia? Ten delikatny dotyk, który sprawia, że to wszystko znika, jakby ktoś zdjął z niego przeraźliwą klątwę?

Do rudowłosego parę minut temu zdążyło to dotrzeć. Pomimo tego całego chaosu, jaki go rozrywał od środka i mącił w głowie. Wiedział, że spierdolił.

Ale było już za późno i teraz pozostał strach. Przerażenie i brak kontroli.

Bo nie ostał się już żaden fragment opuszczonej galerii, który przypominałby cokolwiek poza gruzem. I nie ostał się ani jeden przeciwnik. Trudno byłoby powiedzieć w tym całym bagnie krwi, wręcz przemielonego mięsa i fragmentów betonu, gdzie któryś z nich się zaczyna, a kolejny kończy.

A Nakahara wciąż ciskał na lewo i prawo antygrawitacyjnymi kulami. I nie potrafił przestać, mimo że czuł, jakby za chwilę miał stracić przytomność, wpierw wypluwając wszelkie swoje wnętrzności. Zaczęło mu się mienić przed oczyma i kręcić w głowie. I wiedział, że jest już na skraju, że zbliża się do punktu bez powrotu.

Kaszlnął krwią, słaniając się w pół. Kąciki jego ust już nie unosiły się z ekscytacją ku górze. Czuł, jak w środku jest go coraz mniej... Jak traci w tym wszystkim siebie, grunt pod stopami.

I wtedy, kiedy czuł, że upada już na ziemię, że nawet grawitacja staje przeciwko niemu, ktoś złapał go w pasie i oplótł ramionami mocno. I mimo, że jego wzrok był cholernie rozmazany, widział, jak wstęgi bladobłękitnego światła otaczają go.

I Nakahara zdążył jeszcze jedynie poczuć szybki oddech na karku i siłę włożoną w uścisk, nim stracił resztki świadomości.

***

Osamu zdążył.

Nic nadzwyczajnego, można by powiedzieć. Przecież ten cholerny ex-mafiosa zawsze zdążał.

Ale ten raz był inny. I Osamu sam nie mógł uwierzyć, że zdążył. Dla pewności sprawdził jeszcze puls rudzielca, kiedy już dotarł do niego i objął go szczelnie i mocno. Był... słaby, ledwo mógł go wyczuć, na dodatek cholernie niemiarowy... Ale był.

Wziął głęboki oddech, słysząc zbliżające się kroki. Położył egzekutora na ziemi i spojrzał na zbliżającego się Akutagawe.

- Dazai-san. - powiedział, spoglądając na byłego mentora, usilnie starając się nie dać po sobie poznać, jak zestresowany był tym całym zajściem - Nie byłem pewien, czy... - zaczął, jednak Osamu przerwał mu.

- Czy zdążę? - uniósł brew i uśmiechnął się z pewnym śmiałym błyskiem w oku - Niech cię głowa o to nie boli. Nakahara uprzedził mnie, o tym, że użyje Korupcji. Byłem w pobliżu, czekając na znak. - powiedział i wyciągnął dłoń w stronę Kundla Portówki.

- Więc to tak. - skinął głową, nie miał powodów, by wątpić w przełożonego i byłego mentora. Pamiętał, jak świetne duo tworzyli za czasów swojej współpracy, więc nic dziwnego, że i teraz Dazai w idealnym momencie wkroczył do akcji. Na dodatek rozmówca był wyraźnie opanowany, co znaczyło, że wszystko było pod kontrolą. Bez słowa oddał więc szatynowi otrzymany od egzekutora telefon i czekał na dalsze instrukcje.

"Wine & Whiskey "Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz