rozdział 12

1.7K 91 0
                                    

Państwo Bobrowie, trójka dzieci i Córka Wielkiego Lwa zagłębiali się z każdą godziną coraz bardziej w krainę z cudownego snu. Już dawno rozstali się z płaszczami i zmęczyli się już ciągłymi okrzykami w rodzaju:

"Patrzcie! Zimorodek!"

"O! Dzwonki!"

"Co tak rozkosznie pachnie?"

"Tylko posłuchajcie tego drozda!"

Teraz szli w milczeniu, chłonąć w siebie to wszystko, przechodząc przez plamy ciepłego, słonecznego światła, a potem przez chłodne, zielone gąszcze, i znowu przez wyścielone samym mchem wysokopienne lasy, pod zielonym dachem listowia wiązów, potem przez gęste chaszcze dzikich porzeczek i głogów obsypanych kwiatami, gdzie słodki zapach odurzał jak wino.

Kiedy Ailey patrzyła na to wszystko z uśmiechem, rodzeństwo Pevensie zdumiewali się, gdy zobaczyli, że zima nagle ustępuje, a cały las przechodzi w kilka godzin to, co zwykle dzieje się od stycznia do maja. Nie wiedzieli nawet z całą pewnością ( o czym wiedziała Czarownica ), że wszystko to związane jest z przybyciem do Narnii Aslana. Wiedzieli jednak, że to jej zaklęcie dało ogniś początek nie kończącej się zimie, a stąd łatwo im było wywnioskować, że ta raptowna wiosna oznacza coś bardzo niedobrego dla niej i dla jej planów. Po jakimś czasie zdali sobie sprawę, że Czarownica nie będzie już mogła posługiwać się saniami. Nie musieli się już tak bardzo spieszyć i pozwalali sobie na częstsze i dłuższe odpoczynki. Byli już oczywiście porządnie zmęczeni, ale wciąż jeszcze mogli iść dalej. Przepełniała ich senność, ociężałość i dziwny spokój - tak jak się to dzieje, gdy nadchodzi wieczór po długim dniu spędzonym na świeżym powietrzu. Zuzannie zrobił się mały pęcherz na pięcie.

- Jak to się w ogóle stało, że jesteś lwem? - zapytała Łucja, dorównując kroku z dziewczyną. Ailey spojrzała na nią, jednak szybko wróciła wzrokiem przed siebie.

- Mój ojciec to lew, nie trzeba tego chyba wyjaśniać, prawda?

Dziewczynka już się nie odezwała, choć słowa Ailey dały jej nieco do myślenia. Jasnowłosa miała rację, nie bez powodu jest lwem, skoro jej ojciec również nim jest.

Zanim w ogóle zdążyła się skapnąć, Ailey była już dawno kilka kroków przed nią.

~*~

Od pewnego czasu nie wędrowali już z brzegiem wielkiej rzeki, ponieważ aby dojść do Kamiennego Stołu, trzeba było skręcić trochę w prawo ( czyli na południe ). I tak z resztą nie mogliby iść dalej wzdłuż rzeki, którą nagła odwilż zmieniła we wspaniały, grzmiący i ryczący żółty potok, toczący się całą szerokością doliny. Wąska ścieżka, którą uprzednio szli, była już z pewnością pod wodą.

Słońce było już nisko, jego blask poczerwieniał, cienie wydłużyły się, a kwiaty zaczynały myśleć o zamknięciu kielichów.

- Już niedaleko. - powiedział pan Bóbr, prowadząc ich w górę zbocza, po miękkim, zapadającym się głęboko mchu, sprawiającym ulgę zmęczonym nogom. Rosły tu tylko pojedyncze, bardzo wysokie drzewa. Ta wspinaczka pod koniec długiej, całodziennej wędrówki porządnie ich wymęczyła. Wszyscy dyszeli ciężko, a Łucja zastanawiała się właśnie poważnie, czy zdoła wejść na górę bez jeszcze jednego dłuższego odpoczynku, gdy nagle zorientowała się, że są już na szczycie. I oto, co tam zobaczyli.

Znajdowali się na zielonym, bezdrzewnym płaskowyżu. W dole, jak okiem sięgnąć, rozciągała się puszcza - tylko z jednej strony, na wschodzie, widać było coś innego, coś połyskliwego i ruchliwego.

- Nie do wiary! Przecież to morze! - wyszeptał Piotr do Zuzanny.

- Nigdy morza nie widziałeś? - zapytała Ailey z lekko wyczuwalnym przekąsem, stając obok nich. Ani Piotr, ani Zuzanna nawet jej nie odpowiedzieli, tępo wpatrując się w widok przed sobą.

W samym środku zielonej przestrzeni wznosił się Kamienny Stół. Była to olbrzymia płyta z szarego kamienia, wsparta na czterech głazach. Wyglądała na bardzo starą: pokrywały ją dziwne ornamenty i znaki, przywodzące na myśl litery jakiegoś nieznanego alfabetu. Z boku, na zielonej murawie, rozpięto wielki namiot. Był to wspaniały widok - zwłaszcza teraz, gdy prześwietlały go promienie zachodzącego słońca: namiot z żółtego jedwabiu, ze szkarłatnymi wiązaniami i drążkami z kości słoniowej. Nad nim, na wysokim maszcie, pobłyskiwał proporzec z czerwonym lwem wspiętym na dwu łapach, powiewający w bryzie od dalekiego morza, chłodzącej im łagodnie twarde. I kiedy tak stali, urzeczeni tym widokiem, usłyszeli muzykę dochodzącą z prawej strony, a kiedy się obrócili, zobaczyli to, co było celem ich wędrówki.

W środku półkola, utworzonego przez tłum najróżniejszych dziwnych istot, stał Aslan. Były tam nimfy leśne i nimfy wodne ( driady i najady, jak je zwą w naszym świecie ) z instrumentami przypominającymi harfy: to właśnie spod ich palców płynęła owa słodka muzyka. Były tam również cztery wielkie centaury; od pasa w dół przypominały rosłe konie używane na angielskich farmach, od pasa w górę - groźne, lecz wspaniałe olbrzymy. Był tam również jednorożec, był z głową mężczyzny, i pelikan, i orzeł, i wielki pies. Tuż obok Aslana stały dwa leopardy; jeden trzymał koronę, drugi sztandar.

Jeżeli chodzi o samego Aslana, to ani dzieci, ani bobry nie wiedziały, co zrobić lub co powiedzieć, kiedy go zobaczyły. Ailey natomiast uśmiechnęła się szeroko, widząc pierwszy raz od dawna swojego ojca. Zaśmiała się także w duchu, kiedy zobaczyła miny swoich towarzyszy.

Temu, kto nigdy nie był w Narnii, trudno pojąć, że coś może być jednocześnie i dobre, i groźne. A jeśli dzieci nigdy by w to nie uwierzyły, to teraz były wyleczone ze swej niewiary. Kiedy spojrzały na twarz Aslana, dostrzegły tylko błysk złotej grzywy i jego wielkie, królewskie, poważne i przenikliwe oczy. Takie same - choć ciut inne - posiadała także lwica stojąca obok nich. Trwało to krótko, bo każde z nich zdało sobie sprawę z tego, że nie może patrzyć w te oczy. Ogarnął je dziwny lęk.

- No, dalej. - szepnął pan Bóbr do blondyna, popychając go lekko do przodu.

- Nie. - szepnął w odpowiedzi Piotr. - Pan najpierw.

- Nie, Synowie Adama przed zwierzętami. - wyszeptał znowu pan Bóbr, upierając się przy swoim.

- Zuzanno. - Piotr zwrócił się po cichu do siostry, która stała koło niego. - Może ty? Panie mają pierwszeństwo.

- Nie, ty jesteś starszy. - odpowiedziała brunetka.

- W takim razie, to ja pójdę jako pierwsza. - powiedziała nagle Ailey i, nie czekając na resztę, zaczęła iść przed siebie.

Opowieści z Narnii: Córka Wielkiego LwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz