rozdział 19

1.3K 70 2
                                    

Jedyne, co brzęczało w uszach Ailey to odgłosy krzyków i uderzania metalem o metal.

Ailey, Piotr, Edmund i cała reszta armii Aslana walczyła zaciekle z hordami strasznych istot, które Łucja i Zuzanna widziały ubiegłej nocy. Stworzenia wyglądały złowrogo; Łucji wydawało się też, że było ich jeszcze więcej. W porównaniu z tym tłumem armia Piotra i Ailey - ustawiona do Łucji plecami - sprawiała wrażenie żałośnie słabej. Pole bitwy usiane było kamiennymi posągami, co dowodziło, że Czarownica z powodzeniem używa swojej różdżki. Ale teraz posługiwała się inną bronią - swoim krzemiennym nożem - a jej przeciwnikiem był Piotr. Walczyli tak zaciekle, że Łucja z trudem mogła się zorientować w przebiegu pojedynku; widziała tylko błyski kling krzemiennego noża Czarownicy i stalowego miecza Piotra, wznoszących się i opadających tak szybko, jakby to były trzy noże i trzy miecze. Ta para walczyła w samym środku, a wokół niej rozciągała się linia starcia obu armii. Gdziekolwiek spojrzała, działo się rzeczy straszne.

- Złaźcie na ziemię, dzieciaki! - zawołał Aslan, a siostry zsunęły się z jego grzbietu. Z rykiem, który wstrząsnął całą Narnią, od Latarni na zachodzie do brzegu morza na wschodzie, olbrzymie zwierzę skoczyło na Białą Czarownicę. W ułamku sekundy Łucja zobaczyła tylko jej twarz, na której grymas zamarł zdumienia i przerażenia, potem znalazła się na ziemi, a Lew był już nad nią, a jednocześnie cała wojownicza hurma stworzeń, wyprowadzonych przez Aslana z zamku, zaatakowała wściekle linię wroga: krasnale swoimi toporami, psy kłami, olbrzymy maczugami ( i stopami, które miażdżyły tuziny przeciwników ), jednorożce swoimi rogami, centaury mieczami i kopytami. Wyczerpana walką armia Piotra i Ailey wydała okrzyk radości, nowo przybyli ryknęli dziko, a szeregi wroga zaszwargotały i zawyły w odpowiedzi, aż echo tego niespodziewanego ataku odbiło się gromko od ściany lasu.

Nie minęło nawet kilka minut, a było już po bitwie. Większość wrogów zginęła w wyniku pierwszej szarży Aslana i jego towarzyszy, a kiedy ci, którzy pozostali przy życiu, zobaczyli śmierć Czarownicy, poddali się albo rzucili do ucieczki. Łucja zobaczyła Piotra i Aslana ściskających sobie ręce. Dziwnie było widzieć Piotra takim, jakim był teraz: jakby postarzały, z twarzą pobladłą i srogą.

- To wszystko zasługa Edmunda, Aslanie. - mówił Piotr, stojąc przez Lwem. - Gdyby nie on, byłoby po nas. Czarownica zamieniała nasze szeregi w kamień, gdzie tylko skierowała swą różdżkę. Ale jego nic nie zdołało powstrzymać. Pokonując trzech ogrów, przebił się do niej, gdy właśnie zmieniła w posąg jednego z twoich leopardów. Gdyby próbował ugodzić mieczem w nią samą, z pewnością byłby już zimnym głazem: ten błąd popełniło przed nim wielu innych. Był na tyle mądry, że uderzył mieczem w jej różdżkę. Kiedy się rozsypała, pojawiła się przed nami jakaś szansa. Gdybyśmy tylko nie stracili przedtem tylu wojowników. Ale i on został ciężko ranny. Musimy iść i zobaczyć, co się z nim dzieje.

Ruszyli na poszukiwania Edmunda, którego znaleźli opodal linii walki, pod opieką pani Bobrowej. Cały był we krwi, usta miał otwarte, a jego twarz nabrała niedobrego, zielonego koloru.

- Łucjo, prędko! - powiedział Aslan.

Dziewczynka, chyba po raz pierwszy, przypomniała sobie o drogocennym napoju, który dostała od Świętego Mikołaja. Ręce tak jej drżały, że przez chwilę nie mogła sobie poradzić z otworzeniem flaszeczki. W końcu zdołała wlać kilka kropel w usta brata.

- Są jeszcze inni ranni. - powiedział Aslan, gdy wpatrywała się wciąż z napięciem w bladą twarz Edmunda, niepewna, czy lek wogóle podziała.

- Tak, wiem o tym. - odpowiedziała ze złością. - Poczekaj trochę.

- Córko Ewy. - odezwał się znów Aslan bardziej poważnym głosem. - Inni też są o krok od śmierci. Czy wielu jeszcze ma za niego umrzeć?

- Och, wybacz mi, Aslanie. - powiedziała Łucja, podnosząc się i idąc za nim.

- A gdzie jest Ailey? Przecież ona też chyba uczestniczyła w tej bitwie. - powiedziała Zuzanna, przypominając sobie o nastolatce. Nigdzie jej nie widziała, ale była pewna, że gdzieś tam jest.

- Ailey... Ona była... - zaczął Piotr, rozglądając się wokoło, jednak nigdzie jej nie dostrzegł. - Cały czas była koło mnie, później już jej nie widziałem.

- Musimy ją znaleźć! Mogło się jej coś stać!

Ostatecznie Zuzanna została przy bracie, a Piotr ruszył na poszukiwania nastolatki, która zrobiła dla nich już naprawdę wiele. Miał tylko nadzieję, że nic poważnego jej się nie stało i że wogóle żyje.

Córka Wielkiego Lwa natomiast leżała na trawie, cała we krwi. Koło niej leżał zakrwawiony nóż, który wcześniej znajdował się w jej ciele. Dziewczyna już ledwo co kontaktowała ze światem, powstrzymując krwawienie, które wytworzyło się od ukłucia nożem w brzuch. Zaatakował ją... Już sama nie wiedziała kto. Pamiętała tylko, że była pod postacią lwa, aczkolwiek teraz była człowiekiem. Oczy same jej już ciążyły, a wszelakie głosy dochodziły do niej z pewnym opóźnieniem. Musiała przyznać, nie było z nią najlepiej.

I to wtedy - zakrwawioną i ledwo kontaktującą - znalazł ją Piotr. Nie patrzył na nic innego. Podbiegł do niej czym prędzej i kucnął obok, tak naprawdę nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Był zły na samego siebie, że pozwolił jej uczestniczyć w tej bitwie, ale też niezmiernie wdzięczny, że mu pomogła z tym wszystkim.

- Ailey... Hej, Ailey. Żyjesz? Co się stało?

Głos jego drżał, a ręce trzęsły się, jak nigdy. Dziewczyna spojrzała na niego i uśmiechnęła się delikatnie, lecz szybko uśmiech zastąpił grymas bólu.

- Nie zasypiaj, Ailey. Już jest po bitwie. Aslan żyje, pomógł nam. Słyszysz? Musisz jeszcze wytrzymać choć trochę.

- Dziękuję, Piotrze. Za wszystko. - powiedziała jasnowłosa, posyłając do chłopaka kolejny delikatny uśmiech. Jej słowa brzmiały, jak pewnego rodzaju pożegnanie. Ale Piotr nie chciał wierzyć, że mogło by jej teraz zabraknąć. Nie po tym, co się wydarzyło i czego się dowiedział.

- Podziękujesz mi innym razem, ale nie teraz. To ja powinienem dziękować tobie, a nie ty mnie. - powiedział, ściskając lekko dłoń nastolatki. Jej zimną dłoń. - Łucjo! Prędko, Łucjo!

Łucja - która aktualnie pomagała jednemu z centaurów - odwróciła głowę w stronę swojego brata i wtedy zrozumiała, koło kogo się znajdował. Szybko zostawiła centaura samego - któremu już oczywiście pomogła - i pobiegła do Piotra. Przeraziła się nieco stanem Ailey, ale czym prędzej wlała kilka kropel do jej ust, w nadziei, że tyle pomoże. Później znów ruszyła pomagać innym.

~*~

Przez następne pół godziny oboje mieli pełne ręce roboty - Łucja przy rannych, Aslan przywracając do życia tych, którzy zostali zamienieni w posągi.

Kiedy wreszcie mogła wrócić do Edmunda, zastała go już na nogach, nie tylko wyleczonego z ran, ale wyglądającego lepiej niż kiedykolwiek, przynajmniej od czasu, gdy po raz pierwszy poszedł do tej okropnej szkoły, gdzie zaczęto się z nim dziać coś złego. Teraz znowu był prawdziwym sobą i patrzył innym prosto w oczy. I w tym miejscu, na polu bitwy, Aslan pasował go na rycerza.

Piotr, który podtrzymywał w talii Ailey, podszedł do swojego rodzeństwa, szczęśliwy z wygranej bitwy oraz z polepszonego stanu dziewczyny, która wciąż lekko osłabiona, przynajmniej trzymała się na nogach. Uściskali się wszyscy, niesamowicie szczęśliwi.

Opowieści z Narnii: Córka Wielkiego LwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz