Justin podrapał się za uchem spoglądając na twarz swojego starszego brata. Widział go kilka dni temu, ale miał wrażenie, że ten postarzał się jeszcze bardziej. Miał bladą skórę, cienie pod oczami i przesuszone usta. Stał opierając się o zimną ceglaną ścianę z zamkniętymi oczami. Szatyn posłał krótkie spojrzenie w kierunku Ryana, a następnie razem ruszyli w stronę Frosta. Mieli sobie nawzajem pomóc.
- Cześć - powiedział Justin, a jego brat otworzył oczy i uśmiechnął się pokazując swoje o dziwo białe, zadbane zęby, które nie pasowały do ubioru na bezdomnego. - Dzięki, że chcesz mi z tym pomóc.
- Od tego jest rodzina - odparł Frost swoim ochrypłym głosem, a Justin poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. Jego rodziną był Ryan i reszta chłopaków, nikt więcej. Nie mógł jednak teraz rozdrapywać starych ran. Czasami interesy były ważniejsze od tego co czuł do danej osoby. - Gdzie to macie?
- W samochodzie.
- Zabezpieczone? Nie było problemów?
- Znamy się na tym - odpowiedział Ryan. W takich momentach znowu był tym groźnym chłopakiem, który rzucał mroczne spojrzenia na lewo i prawo. - Potrafimy przejechać odcinek drogi od Stratford do Lansing.
- Dlaczego tutaj? - zapytał Justin. Uniósł pytająco brwi wsuwając dłonie do kieszeni spodni i nie wiedzieć czemu od razu przypomniał sobie, że niedawno w tej prawej znajdowała się ręka Arleen. Odchrząknął cicho, a potem oblizał usta i ponownie spojrzał na swojego brata.
- Nowy start. Tutaj nikt nie będzie mnie szukał, no i mam blisko do ciebie. To co dziewczynki? Wnosimy wszystko do mojego domu?
- Jasne.
Ryan wygrzebał kluczyki do samochodu i ruszyli z powrotem w kierunku auta. Szatyn zajął miejsce pasażera niechętnie, ale rozumiał, że po tym co się stało nie powinien jeszcze siadać za kółkiem. Jego brat usiadł z tyłu i nerwowo stukał palcami o zagłówek, o który opierał się Justin.
- Jedź prosto - zwrócił się do Ryana. - Powiecie mi teraz czemu chcecie to u mnie zostawić? Byłem zaskoczony, gdy do mnie zadzwoniłeś po tym jak spłaciłeś dług Justin. Myślałem, że to na tyle rodzinnych spotkań w tym roku.
- Niespodzianka - wycedził Justin. - Ostrzegam, że jeśli będą jakieś numery, albo coś z moich rzeczy zniknie to nie skończy się to dobrze.
Szatyn poczuł jak ręka jego brata klepie go po ramieniu.
- Nie ma problemu - powiedział. - Czemu jesteś taki spięty Bieber? - zapytał, ale nie uzyskał odpowiedzi. Minęły trzy długie minuty nim znowu się odezwał. - No dobra, panie tajemniczy, to może powiesz dlaczego chcesz zostawić to wszystko u mnie?
- Bo wiem, że Arleen może to znaleźć.
- Arleen? A kto to jest?
- Kojarzysz takiego gościa, Blade Blackwood? - zapytał.
- Jasne, że tak. To ten typek, który...
- Właśnie - skinął głową. - A to jest jego siostra - odpowiedział Justin. - Nic więcej ci nie powiem.
Frost przestał uderzać palcami o zagłówek. Otworzył usta i zamilkł analizując słowa swojego braciszka. Sięgnął dłonią do kieszeni, w której trzymał mały foliowy woreczek pełen białego proszku. Oblizał palec i wsunął go do środka, a następnie zaczął wcierać kokainę w dziąsła. Lubił czuć chwilowe otępienie, a już szczególnie po tym, gdy wszystko w jego głowie zaczynało układać się w całość.
Justin zamierzał zostawić u Frosta większość planów, trochę gotówki, która mu została i nielegalnie zdobytą broń, bo bał się, że jeśli Arleen cokolwiek takiego zobaczy od razu zwieje. Mógł sobie jedynie wyobrazić jak przerażona by była, gdyby zaczęła go postrzegać jako kryminalistę.
CZYTASZ
DIABELSKA DUSZA
FanfictionArleen miała tylko piętnaście lat, gdy przydarzyło się jej coś strasznego i mimo tego, że później starała się pozbierać i uciekała od starego życia - nic nie było takie jak dawniej. Kto ją tak zranił? Dlaczego ktoś pomógł jej uciec z piekła? Co napr...