Leniwie przesuwająca się po tarczy zegara wskazówka była jedynym źródłem dźwięku jaki można było usłyszeć w domu Justina. Nikt nie odważył się odezwać, nikt nie szeptał między sobą ani nie pokazywał palcem w żadnym kierunku. Cisza, która zapadła trwała już którąś godzinę z rzędu i nie chodziło tylko o to, że na czarnym niebie obsypanym świecącymi punkcikami wisiał samotny księżyc świadcząc o później godzinie i porze, by pójść spać. Jak zwykle chodziło o nią.
Justin czuł, że drętwieją mu już nogi, więc przesunął się i poruszał nimi nie spuszczając wzroku z Arleen. W blasku małej, nocnej lampki wyglądała na dużo spokojniejszą. Jej włosy były rozsypane po całej poduszce, a jeden z policzków był przyciśnięty do materiału. Miał wrażenie, że minęły długie lata nim dziewczyna się uspokoiła. Jej płacz był tak głośny, tak bolesny, że wciąż dzwoniło mu w uszach. Trzymał jej małą, drobną dłoń i głaskał opuszkami palców miękką skórę.
- Justin?
Chłopak dźwignął głowę. Drzwi do jego pokoju były uchylone, a w progu stał Ryan zerkając to na niego, to na śpiącą Arleen.
- Co? - zapytał szeptem i ponownie odwrócił się w stronę szatynki.
Nie chciał nigdzie wychodzić, ani z nikim rozmawiać. Myślał tylko o niej. Bolało go serce na samą myśl o tym jak bardzo Arleen cierpi i ile już przeszła. Nie był pewien jak długo jeszcze da radę to wytrzymać. Zaciskał usta w prostą linię czując, że naprawdę jest już na granicy i nie brakuje mu dużo, by pęknąć i wyznać jej każdy sekret.
- Martwię się - oznajmił szeptem Ryan. Zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie przyglądając się swojemu przyjacielowi.
- Co mówiłeś? - zapytał Justin mówiąc na tyle cicho, by Arleen się nie obudziła. Wyciągnął lewą dłoń w jej kierunku i strącił palcem wskazującym niesforny kosmyk włosów z czoła.
- Powiedziałem, że się martwię. Prawdę mówiąc wszyscy się martwią Justin. - Schował dłonie do kieszeni spodni i zacisnął jedną na pudełku papierosów. - To aż do niej niepodobne. Widziałeś kiedyś kogoś, kto miałby taki atak paniki? To wyglądało tak jakby cały świat nagle runął jej na głowę - powiedział. Obraz klęczącej na podłodze Arleen, trzęsącej się ze strachu i z wielkimi, słonymi łzami skapującymi z jej twarzy nie dawała mu spokoju. - Aż tak boi się tego, że Jett ją znajdzie.
- To nie to - przerwał mu Justin nieco głośniej. Zastygł jednak w miejscu, kiedy Arleen przesunęła się nieco w stronę krawędzi łóżka. Dopiero kiedy się upewnił, że wciąż śpi znowu się odezwał. - Znam ją. Znam Pieguskę bardzo dobrze - powiedział z nieśmiałym uśmiechem. - Nigdy nie boi się ryzykować. Nawet jeśli czuje strach wystarczy jej pięć sekund na podjęcie decyzji. Pamiętasz jak nam mówiła o tym, że wjechała pod pędzący pociąg? - zapytał przypominając Ryanowi jak wysłuchiwali jej historii siedząc przy jednym stole. - Rozbiła słoik na głowie Willa, bo chciała nas uratować. Jest odważna mimo tego jak bardzo się boi. Arleen nie martwi się o siebie tylko o nas. Nie chce żeby to nam coś się stało.
Ryan otworzył usta wypuszczając ze świstem oddech.
- Rozumiem, że to poruszające, wielkoduszne i w ogóle, ale Justin my naprawdę musimy coś zrobić z Jettem. Myślę tylko o tym, że jest tak cholernie blisko.
- Musimy go spłacić - powiedział Justin mocniej ściskając dłoń Arleen. - Tylko wszyscy jesteśmy totalnie spłukani, a Jett nie będzie chciał odzyskać tylko połowy. On chce wszystko z nadwyżką.
- Niedługo będzie jeszcze gorzej.
Justin zacisnął oczy spuszczając głowę.
- I co zrobimy z Arleen? - kontynuował Ryan. - Nie możemy jej ciągle pilnować.
CZYTASZ
DIABELSKA DUSZA
FanfictionArleen miała tylko piętnaście lat, gdy przydarzyło się jej coś strasznego i mimo tego, że później starała się pozbierać i uciekała od starego życia - nic nie było takie jak dawniej. Kto ją tak zranił? Dlaczego ktoś pomógł jej uciec z piekła? Co napr...