Rozdział czwarty

10.6K 549 273
                                    

Justin z niedowierzaniem spoglądał na chłopaka, który znajdował się na przeciwko niego. Byli przyjaciółmi już od kilku lat, więc tym bardziej szatyn nie spodziewał się takiego zachowania po Ryanie. Dlaczego właśnie teraz? Dlaczego chciał mu to zrobić i dlaczego tak bardzo bolało to Justina? Chłopak odciągnął od ust wąską rurkę nie odrywając wzroku od Ryana. Jak to się stało, że wcześniej tego nie dostrzegł? Był tak bardzo pewny siebie, że zupełnie nie pomyślał o tym, że coś może pójść źle i że może przegrać. Zwłaszcza w taki sposób. Od kilku lat towarzyszyło mu przekonanie o tym, że jest najlepszy we wszystkim co robi chociaż wcale nie było to zgodne z prawdą. Dostrzegając drwiący uśmieszek na twarzy swojego najlepszego przyjaciela Justin zacisnął wolną dłoń w pięść. To było coś zupełnie nowego, bo przecież on nie popełniał błędów, a nawet jeśli to rzadko ponosił konsekwencje swoich czynów, więc dlaczego tym razem miało być inaczej? Wypuścił powietrze ze świstem, a jasne obłoczki wypełzły z jego ust i nosa unosząc się coraz wyżej i wyżej, aż w końcu całkowicie zniknęły.

- Twój ruch - powiedział Ryan.

Justin skinął głową. Był gotowy na wszystko, ale wiedział, że za żadne skarby świata nie może pozwolić, by Ryan wygrał. Chłopak machnął dłonią wypuszczając z niej dwie małe kostki, które potoczyły się po planszy. Z zaciśniętym sercem pochylił się sprawdzając ilość wyrzuconych oczek.

- Tak! - krzyknął ucieszony łapiąc za swój pionek.. - Kupuję! - dodał entuzjastycznym tonem, a następnie odliczył odpowiednią kwotę z papierkowych pieniędzy. Tym samym w jego posiadaniu znalazło się najbogatsza ulica, którą można było kupić w Monopoly.

- Jesteś chamski - skomentował Ryan, którego uśmiech zupełnie zgasł.

- Wow stary, to tylko gra.

- Aha - odparł cierpko. - Jeszcze dwie minuty temu nie zachowywałeś się tak jakby to była TYLKO gra. Dopiero co mówiłeś, że mam się nie popisywać, a teraz sam zaczynasz!

Justin wywrócił teatralnie oczami i podparł znudzony głowę na ręce obserwując ruchy swojego przyjaciela. Najpierw sprawdził czy aby na pewno Justin postawił swojego pionka w odpowiednim miejscu, a  później oburzony rzucił mu kartę własności, następnie zaczął nerwowo chuchać na kostki, aż w końcu zdecydował się nimi rzucić.

- Nienawidzę cię - powiedział naburmuszony chłopak, gdy dostrzegł o ile pól musi się przesnuąć. - Zawsze musisz wygrywać.

- Przecież raz pozwoliłem ci...

- Słucham?! - Ryan przerwał mu niemal krzykiem. - Nie pozwoliłeś! Ja to sam wtedy wygrałem! Bez twojej pomocy!

- Taaa - mruknął w odpowiedzi Justin.

Nie chciał się wykłócać, ani denerwować żałosnym zachowaniem przyjaciela. Ten jeden raz, gdy Ryan wygrał z małą pomocą szatyna musiał być ostatnim. Justin nie mógł pozwolić, by jeszcze kiedykolwiek do tego doszło. Po tamtym dniu, w którym Ryan wygrał nie zamykał swoich ust przez bite dwa miesiące. Opowiadał każdej napotkaniej osobie, że jest najlepszy, bo wygrał z samym Justinem. Natomiast sam Bieber był przekonany, że jeśli jeszcze kiedykolwiek dojdzie do takiej sytuacji skończy się to tragicznie, bo nie miał zamiaru nigdy więcej wysłuchiwać głupich i żałosnych przechwałek. Jakby wygranie (w dodatku upozorowane) było osiągnięciem na skalę światową! Cóż może dla Ryana faktycznie tak było, ale Justin był po prostu zmęczony i poirytowany jego zachowaniem. Kontynuowali grę rzucając sobie wściekłe spojrzenia, uśmiechając się z satysfakcją i kłócąc się o podbieranie pieniędzy z banku, albo pokazując środkowe palce.

Poznali się jakieś trzy lata temu, gdy w życiu Justina wszystko zostało wywrócone do góry nogami. Był wtedy bardzo zagubiony, samotny i bezradny, a przy tym przerażony. Podobnie było z Ryanem, który w tamtym momencie też nie wiedział co ze sobą zrobić. Wpadli na siebie przypadkiem, gdy potrzebowali kogoś komu mogliby się wygadać. Nie był to najlepszy dla nich czas. Nie mieli żadnego wsparcia od bliskich i nie radzili sobie z własnymi problemami. Od tamtej pory bez względu na wszystko wspierali się, gdy zachodziła taka potrzeba. Byli jak bracia, którzy kłócą się o każdą głupotę, ale też potrafią postawić siebie nawzajem do pionu i doprowadzić do porządku, gdy jest to konieczne. Koniec końców wszystko ułożyło się tak jak tego chcieli, a przynajmniej tak im się wydawało.

DIABELSKA DUSZAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz