- Wyjdzie z tego? - zapytał ktoś przykładając zimną, mokrą szmatkę do jego rozpalonego czoła. Justin jęknął wewnętrznie wykrzywiając usta w grymasie. Przebudził się, ale jego oczy wciąż były jakby pełne piasku, powieki piekły i zdawały się być ciężkie. Zupełnie jakby jego ciało zmuszało go do odpoczynku i nie chciało przyjąć jego protestów. Ale dlaczego był taki zmęczony i senny? Dlaczego bolały go plecy?
- Nic mu nie będzie - oświadczył rzeczowym tonem głos, który brzmiał znajomo. - Potrzebuje teraz dużo snu i spokoju. Nie pozwalajcie mu za bardzo szaleć.
To zdecydowanie był Larry, to musiał być on. Ale co tu robił? Czy zajmował się Justinem? Chłopak poruszył ustami chcąc coś powiedzieć, ale nie wydobył z siebie żadnego, nawet najmniejszego dźwięku. Wciągnął jedynie odrobinę głośniej powietrze do płuc, ale wciąż milczał.
- Spokoju?! - prychnął ktoś stojący po drugiej stronie pokoju. - Przy tej wariatce możemy mu wykopać grób! - krzyczał zbliżając się. - W garażu powinna być jakaś łopata. Mam po nią pójść?
Zapadłą cisza, ale nie ta krępująca tylko ta, w której wszyscy zgadzają się ze złośliwą uwagą, ale nie wiedzą czy powinni powiedzieć to na głos.
- Wiecie co dokładnie się stało? - zapytał Larry wzdychając ciężko. - Rozmawialiście z nią?
- Ja rozmawiałem - odpowiedział Ryan.
- Powinniśmy się jej pozbyć, najlepiej teraz dopóki Justin jest nieprzytomny. Mogę się założyć, że nie będzie pamiętał zbyt dużo. Powiemy mu, że sama odeszła. Zresztą tego teraz od niej oczekuję.
Ponownie zapadła cisza, ale głosy w głowie Justina odtwarzały się jak zacięta płyta powodując coraz silniejszy ból w skroniach. Gorączkowo próbował poskładać wszystko do kupy, dopasować głosy do twarzy ludzi, których znał i pojąć to co się dzieje. Skrawki wspomnień zaczęły stopniowo zalewać jego zmęczony umysł. Był pewien jednego - rozmawiali o jakiejś dziewczynie. Ale o której? Znał ich tyle, że sam się zdziwił, gdy przypominał sobie ich twarze. Ładne, przeciętne, piękne, wysokie, niskie, blondynki, brunetki. Było ich mnóstwo. Justin był pewien, że gdyby nie czuł się taki otumaniony na pewno nie miałby problemów z skojarzeniem tak prostych rzeczy, ale leki, które mu podano musiały wciąż działać.
- To chyba nie jest dobry pomysł - powiedział Ryan. - Też jestem na nią wściekły, jak wy wszyscy. Ale na niego też - powiedział i dotknął ramienia chłopaka.
- Wszystko zaczęło się od momentu, w którym się tu pojawiła - splunął ponownie ten sam przepełniony gniewem głos. - Mówiłem wam! Mówiłem Bieberowi, że ona oznacza same problemy! I co? Oczywiście znowu miałem rację!
Znał go, znał tą gorycz w głosie i pretensje do całego świata. Nagle go olśniło, a w jego głowie pojawiło się wspomnienie sprzed kilku dni. Siedział wieczorem w swoim pokoju myśląc o kilku sprawach, gdy nagle usłyszał wołanie dziewczyny. Przypomniał sobie jej szczupłą sylwetkę przyciśniętą do ściany, długie mokre włosy i pełne łez zielone oczy. I to okropne przerażenie na jej twarzy. Miała na imię... Arleen. Może nie pamiętał zbyt dobrze dlaczego leży na łóżku, ani dlaczego pieką go plecy, ale pamiętał ją. Wyraźnie i bardzo dobrze, niemal namacalnie. Jakby miał ją tuż obok siebie. Mimo to wciąż nie mógł się ruszyć, chciał tego. Chciał coś zrobić, ale wciąż leżał. Bolały go mięśnie, kolano, a skóra na plecach piekła coraz bardziej. Miał wrażenie, że zaczęła się topić.
- Więc co teraz?
- Ja to załatwię - powiedział Colin.
Colin! Jak mógł na początku nie rozpoznać tego głosu?! Justin poczuł falę niesamowitego gorąca, która zalała całe jego ciało i nie było to spowodowane oparzeniem. Wiedział do czego był zdolny Colin. I przeraziła go myśl, że może wypróbować swoich sztuczek na Arleen. Przecież obiecał jej, że nikt w tym domu jej nie skrzywdzi! Celowo pozbył się Colina chcąc, by ten ochłonął. Chciał go odsunąć, załatwić wszystko po swojemu. A teraz, gdy nie może nic zrobić oni wszyscy byli do niej nastawieni w negatywny sposób bez żadnego konkretnego powodu. Ludzie, którym bezgranicznie ufał planują się jej pozbyć myśląc, że on ich nie słyszy. Chcą to zrobić za jego plecami. Nie mógł na to pozwolić! Może oni jej nie potrzebowali, może nawet jej nie lubili, ale gdyby wiedzieli tyle co on, gdyby mógł im wszystko powiedzieć - wtedy by zrozumieli. Mógł im ufać, ale nie oznaczało to, że spowiadał im się z wszystkiego, więc nie zdawali sobie nawet sprawy kim jest Arleen. Justin chciał otworzyć oczy, chciał dać im do zrozumienia, że nie powinni robić tego co planują. Chciał krzyczeć, miał ochotę wstać i przywalić Colinowi. Był tak strasznie zły, że sprowadzili go znowu do jego domu, ale nie mógł nic zrobić. Nie potrafił zmusić się do otworzenia oczu, a co dopiero do większego wysiłku. Czymkolwiek nafaszerował go Larry były to leki, które naprawdę działały.
CZYTASZ
DIABELSKA DUSZA
FanfictionArleen miała tylko piętnaście lat, gdy przydarzyło się jej coś strasznego i mimo tego, że później starała się pozbierać i uciekała od starego życia - nic nie było takie jak dawniej. Kto ją tak zranił? Dlaczego ktoś pomógł jej uciec z piekła? Co napr...