Wzgórze

53 4 8
                                    

Nic się nie zmieniło. Kolejne dwa tygodnie minęły w ten sam sposób. Siedziałam na parapecie i patrzyłam się przez okno na Eden, który znajdował się w oddali. Nadal prawie z nikim nie gadam. Mało jem, a w nocy budzi mnie sen, który jest wspomnieniem tamtego dnia. Przekraciłam pokrętło przy wieży, a w całym pokoju rozległa się głośna muzyka. Podeszłam do krzesła, po czym ponownie wciągnęłam na siebie granatową bluzę Hektora, która mi po nim została. Weszłam na łóżko, a następnie oparłam się przedramionami o parapet. 

W prawej dłoni trzymałam kartkę, na której znajdował się portret chłopaka. Nie umiem się już zachowywać tak, jak wcześniej. Nie jestem już tą samą Tashą, którą wszyscy znali. Zniknęła ze mnie ta chamska nastolatka, z czasami naprawdę niewyparzonym językiem. Urwałam kontakt z dziewczynami, aby chociaż ich nie dołować swoim aktualnym zachowaniem. Nie wiem jak długo potrwa to, jak się teraz czuję. Mam wrażenie, jakbym zginęła tamtego dnia, razem z Hektorem. Znowu poczułam spływające po mojej twarzy łzy. Przez całe życie nie płakałam tyle, ile przez ostatni miesiąc. 

Opuściłam przez ten czas już dwa MWar. Nie potrafiłabym śpiewać z uśmiechem na ustach, kiedy czuję się w taki sposób. Moje serce, to już nic innego, jak uschnięty z miłości organ. Wiem, że wszystkich martwię swoim zachowaniem, ale nie umiem już być sobą. Nie ma już we mnie tego szczęścia, co kiedyś. Zniknęło. Umarło tak samo, jak jakaś część mnie samej. Opuściłam wzrok na portret chłopaka, a przez to poczułam, jakby ktoś próbował mi wbić sztylet w serce. Bolało niemiłosiernie. 

— Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo mi cię brakuję... — Poczułam to, jak drga mi dolna warga. 

W tym momencie poczułam na ramieniu czyjąś dłoń, dlatego powoli odwróciłam swoją głowę w tym kierunku. 

— Ciocia Reona? — Odezwałam się cicho, a ona naciągnęła rękaw na swoją dłoń, po czym wytarła mi mokre policzki. 

Pociągnęłam lekko nosem, a następnie opuściłam wzrok. Z powrotem oparłam się głową o moje przedramiona, a ona pogłaskała mnie po ramieniu. 

— Twoi rodzice poprosili, żebym porozmawiała z tobą, jak buntowniczka z buntowniką... — Spojrzałam na nią, lekko marszcząc przy tym brwi. 

— Nie rozumiem... — Powiedziałam, a przy tym pokręciłam lekko głową na boki. 

— Jak byłam w twoim wieku, a nawet nieco młodsza, to byłam buntowniczką. Razem z twoją mamą, walczyłam wtedy w nielegalnych walkach. Najbardziej w pamięci wybija się jedno wspomnienie. Walczyłam z nią wtedy o to, aby zostać tam numerem jeden. Tremér wygrała. Prawie przestawiła mi szczękę i złamała nos. — Lekko ruszyłam ramionami. — Pamiętam, że po tym ją lekko znienawidziłam po względem tego, że była ode mnie lepsza. Po tamtym, musiałam się nieco pozbierać. Chciałam być najlepsza, ale nie mogłam. Za bardzo się porównywałam do twojej matki. W zrozumieniu tego, że są rzeczy, w których ja jestem lepsza od niej, pomogła mi jedna rzecz. — Spojrzałam na nią zaciekawiona. — Wymieniłam sobie wszystkie rzeczy, w których była ode mnie lepsza i wszystko, w czym ja jestem lepsza od niej. Potem schowałam się w moim sekretnym miejscu i przemyślałam każdy punkt oddzielnie. Wiem, że żałoba nie jest łatwa, Tasha. Rodzice moi i Aarona zginęli w czasie jednej z łapanek dyktatora, kiedy chcieli pomóc starszej kobiecie, która została pchnięta na ziemię przez ogary. Na własnej skórze przeżyłam stratę i wiem, że odcinanie się od wszystkich wokół, to najgorsze co można w takim momencie robić. Spróbuj może porozmawiać z Hektorem. — Zmarszczyłam lekko brwi. — Może nie odpowie, ale musisz mieć nadzieję, że cię usłyszy. Możliwe, że dzięki temu poczujesz się lepiej. — Pogłaskała mnie po włosach. 

— Pomyślę nad tym... — Kiwnęła głową, po czym wstała i ruszyła w kierunku drzwi. — Ciociu... — Zatrzymałam ją jeszcze, a ona na mnie spojrzała. — Dziękuję... — Uśmiechnęła się, aby w kolejnym momencie wyjść z mojego pokoju. 

Ponownie spojrzałam w kierunku plantacji. Pogadać z Hektorem? Ale jak się do tego w ogóle zabrać? 

— Moje sekretne miejsce... — Wyszeptałam pod nosem, po czym podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafy. 

Ash

Siedzieliśmy przy stole i wszyscy w ciszy patrzyliśmy, jak dzieci bawią się w ogrodzie. W tym momencie usłyszałem rozsuwające się drzwi. Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku, a tam dostrzegliśmy Reonę. 

— Zdziałałaś coś? — Zapytała Mrozek, a ona wzruszyła ramionami. 

— Nie mam bladego pojęcia. Chwilę z nią rozmawiałam, ale czy to coś da, nie wiem... — Usiadła obok Kara, a ja poczułem wibracje mojego komunikatora. 

Wyjąłem go z kieszeni, po czym go włączyłem, aby w kolejnej chwili sprawdzić o co chodzi. Szerzej otworzyłem oczy, kiedy przeczytałem wiadomość od Tashy. 

— Chyba podziałało... — Powiedziałem, a oni wszyscy na mnie spojrzeli. — „Wychodzę, nie wiem o której wrócę. Przekaż proszę mamie, żeby się nie martwiła, jak matka lwica.” — Spojrzałem na Tremér, a ona się lekko uśmiechnęła. 

— Podziałało... — W tym momencie usłyszeliśmy hałas, jakby ktoś chodził po dachu. 

Wszyscy wstali od stołu, aby w kolejnej chwili wytrzeć za balustradę. Zauważyłem Tashę, jak szła po kiblach, które dostarczają prąd do domu. Miała opuszczoną głowę i ręce w kieszeniach, ale mimo wszystko, w końcu wyszła z domu. 

Tasha

Szłam przed siebie, a w czasie tego myślałam o tym, co bym mogła powiedzieć Hektorowi. Że go kocham? Że mi go brakuję? Że chcę, aby tu był? Wszystkie te rzeczy się zgadzają, ale to za mało. Po kilkunastu minutach, stanęłam na skalnym podłożu mojego ukochanego wzgórza. Spojrzałam na miejsce pod drzewem, a do mojej głowy wróciło wspomnienie tego, jak Hektorowi mnie tu kiedyś pocieszał. Już wtedy coś do niego czułam, ale chyba jeszcze tego nie dostrzegałam. Odwróciłam się w kierunku plantacji, po czym usiadłam na ziemi, aby w kolejnej chwili oprzeć się o moje zgięte kolana. 

— Z czasów szkolnych przewija mi się najbardziej jedno wspomnienie. To, kiedy wszystkie dzieciaki nazywały mnie „Skunksem”, a ja uciekałam przez cały korytarz, bo im się nudziło. Ross i Arliya byli wtedy przeziębieni, dlatego rodzice wzięli wolne, aby się nimi zaopiekować. Pamiętam, że tamci uczniowie rzucali we mnie wszystkim, co mieli akurat pod ręką. W pewnym momencie się potknęłam i wylądowałam na ziemi, zaraz niedaleko drzewa, które rosło na boisku. To wtedy pojawił się chłopak, który im powiedział, aby przestali. Zrobił coś, czym ich wystraszył, a potem pomógł mi wstać. Jako jedyny, był dla mnie miły. Zawsze się pojawiał, kiedy miałam kłopoty. Z biegiem czasu, zapomniałam jego imienia. Potem, po jakimś roku, może więcej, spotkałam go ponownie, chociaż nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to on. To byłeś ty, Hektor. Wiem, że nie jestem w stanie cofnąć czasu, ale naprawdę chciałabym cię przeprosić za to, że cię nie poznałam. — Po mojej twarzy spłynęły kolejne łzy. — Że wypierałam to, co czułam do ciebie. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo bym cię chciała znowu zobaczyć. Jak bardzo chciałabym się móc do ciebie przytulić. 
Móc cię znowu pocałować. Móc ci powiedzieć w twarz, że... Że... — Zagryzłam dolną wargę, kiedy poczułam to, jak zaczyna ona lekko drgać. — Że... Cię kocham... — Po swoich słowach, oplotłam swoje nogi ramionami, a przy tym ukryłam się między swoimi kolanami, a klatką piersiową. 

— A ja ciebie, Tasha... — W tym momencie ktoś mnie objął od tyłu, na co się wzdrygnęłam i gwałtownie podniosłam głowę. 


Dam, dam, dam!
Dobra, przestanę to robić.
W każdym razie, zmieniam okładkę!
Mam nadzieję, że się spodoba równie mocno, co rozdział!

AratOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz