12

117 9 0
                                    

rozdział XII

Conor i Doris czuli się w swoim towarzystwie rewelacyjnie. Buzie im się nie zamykały, bo taka rozłąka spowodowała to, że nie mogli się nagadać. Dziewczyna zastanawiała się jak to możliwe, że dali rade tyle czasu się nie widzieć. Po przejściu paru kilometrów leśną ścieżką doszli do polany, na której pare lat temu był wyrąb. Lubili tu przychodzić bo było dość słońca i panowała cisza.
Wybrali sobie miejsce i rozłożyli koc na którym usiedli.
- Jak dawno tu nie byłem.
- Ja też, ostatnio byłam z Markiem nad stawkiem w lesie, który dopiero co poznałam. Ile ten las kryje tajemnic. Pamiętam, że dziadek mnie zabierał jako małą dziewczynkę nad sadzawkę, ale nie pamiętam gdzie to było. jedyne szczegóły jakie mi przychodzą do głowy to to, że razem łapaliśmy żaby, reszta się ulotniła.
- Znam to. Ja również coraz mniej pamiętam, ale mi z tym dobrze, nie chce żyć wspomnieniami, to nie ma sensu.
- Owszem, ale ja miłe chwile chcę pamiętać, bo wiem, że już nie wrócą.
- Jeszcze zaznasz tyle szcześcia, że zobaczysz.- chłopak puścił oczko do dziewczyny.
- Heh oby się szczęście do nas w końcu uśmiechnęło.
- Tak dobrze powiedziane.
W tym momencie zaległa między nimi cisza. Dziewczyna wsłuchała się w odgłos lasu, co pewien czas było można usłyszeć ćwierkanie ptaków, a kilka brzóz szeleściło ostatnimi liśćmi na wietrze. Gdzie niegdzie było widać pożółkłe liście, które wirowały na wietrze jakby tańcząc w rytm śpiewu ptaków. Przez chmury przebijały się promienie słońca a chmury przyjmowały przeróżne kształty. Magiczny krajobraz ostatnich dni jesieni.
- Doris, hmm... wiesz głupio mi pytać, ale między tobą i Markiem to coś poważnego?
- hmmm.. sama nie wiem, wydaje mi się, że tak, podoba mi się i to bardzo, jest czuły, miły no i pomocny. A czemu pytasz?
- Poprostu uważaj na niego dobrze?
- Czemu niby? O czy, ty mówisz? Jesteś zazdrosny i tyle!
- Doris... ja... hmmm... kiedy wyjechałem i tyle cie nie widziałem czasu to...
- To?
- To zrozumiałem, że przez cały ten czas naprawde cie kochałem, ale nie chce niszczyć naszej przyjaźni, zbyt dobrze się znamy, żeby to przekreślać.
- Conor po co ty mi to mówisz? Skoro nie chcesz niszczyć tej przyjaźni, nie wierzę.
- To uwierz i uważaj na Marka, nie sądzę żeby on był odpowiedni dla ciebie.
- Conor! Nie mów mi jak mam żyć! Nie twoja sprawa z kim się spotykam!
- A właśnie, że moja, chcę cie chronić.
- Chronić niby przed czym?
- Przed Markiem!
- Oj daj spokój, on nie jest niebezpieczny.
- Pozory mylą, nie znasz go.
- A może ty znasz!?
- Wiem jaki jest i chcę cie ostrzec przed nim.
- Skończmy to i wracajmy. Ta rozmowa nie ma sensu, jesteś we mnie zakochany i zazdrosny, dlatego pleciesz głupoty.
- Jak chcesz.
Przyjaciele zebrali się szybko i wrócili w milczeniu do domu.
- Dobrze, ja musze już wracać, do usłyszenia.
- Do zobaczenia. Trzymaj się i ułuż sobie życie z kimś innym.
To powiedziawczy podali sobie ręce i chłodno się pożegnali. Doris patrzała jak chłopak odjeżdża i zdała sobie sprawę, że już nigdy między nimi nie będzie tak samo, ich przyjźń choć trwała tyle czasu, miała problem z odległością. Niby to tylko około 30/40 km, ale czuła jakby dzieliły ich setki kilometrów. Nie wiedziała czy szybko spotka znowu mężczyznę. Gdy samochód Conora zniknął jej z oczu weszła do domu i udała się do swojej sypialni zająć czym innym myśli. Ten dzień miał być ci
udowny, ale niestety taki nie był.
Po wejściu na góre, Doris wzieła swoje zeszyty i zaczęła się uczyć do klasówki z hiszpańskiego. Bardzo lubiła ten język no i chciała w przyszłości pracować na wycieczkowcach, więc to było konieczne. Uczyła się go na poziomie rozszerzonym i umiała już płynnie mówić nie zastanawiając się zbytnio nad tym. Przeglądała podręcznik i notatki z zeszytu i stwierdziła, że umie wszytsko. Więc zabarała się za odrobienie trygonometrii, która sprawiała jej nie o problemów. Po odrobieniu lekcji zrobił się już wieczór. Doris posatnowił zejść na dół do kuchni i przygotować sobie kanapki. Nie miała zbyt dużego wyboru więc wyjęła z lodówki twaróg i do tego pokroiła pomidory. Wstawiła wode na herbatę i wpatrywała sie w okno w oczekiwaniu aż zacznie wżeć.
Na zewnątrz nie działo się za wiele. Cisza i pustaka, w tym momencie dopadł ją smutek. Poczuła, że emocje zalewają ją od środk, że jest sama i nie ma nikogo. I choć był jeszcze Mark to tak naprawde nie byla go zbyt pewna. Za szybko to zrobili, za szybko dała ponieść sie emocją. Miała wrażenie, że ja tylko wykorzystał i pewnie niedlugo zostawi. Nie wiedziała co robić czy z nim zerwać i być znowu samą czy ciągnąć ten związek opierający się głównie na pożądaniu.
Cisze i rozmyślania przerwał gwizdek. Dziewczyna zalała herbatę i z talerzem poszla do stołu. Usiadła tak jak lubi czyli z noga podkurczoną pod siebie i zaczeła spożywać jak zwykle sama posiłek.
Jej ojciec znowu gdzieś wyszedł z domu i zostawił ją samą, pewnie był u tej kobiety. Doris zastanawiała się co jej ojciec w niej zobaczył, była inna niż mama, dwa przeciwieństwa. Jej mama miała brązowe włosy i ciemne duże oczy. Poruszała się z największą gracją i miała wąską talie, którą lubiła podkreślać. Na jej twarzy panował spokój i miłośc a ta kobieta patrzyła z góry i z wyrachowaniem. Po zjedzeniu posiłku, pomyła talerze i szklanki a także ogarnęła na blacie kuchennym i udała się do siebie, gasząc wszystkie światła. W pokoju zabrała z podlogi swoją piżame, którą zostawiła w pośpiechu rano i zabrała świeżą. Póżniej udała się do łazieniki i wzięła gorący prysznic. Następnie nasmarował się balsamem i wskoczyła w świeżą, czerwoną piżamke z napisem nice dream. Dostała ją w prezencie od cioci Marry, na imieniny. Ciotka była jedyną osobą z rodziny, która regularnie dzwoniła i pamiętała o Doris. Bardzo ją lubiła a ciotka traktowała ją jak dziecko bo sama z meżem nie miała dzieci. Mieszkali około 100 km od niej, ale raz w miesiącu starali się widywać. Mąż cioci nie bywa w domu zbyt często bo jest mechanikiem na okręcie. To głównie przez niego dziewczyna wymarzyła sobie pracą na wycieczkowcu. Kochała podróże i nie byłaby ciągle sama. Taka praca dawałaby jej dużo możliwości. W tej chwili zaczynała przedostatnią klasę, co oznaczało, że za rok będzie kończyć szkołę. Czas szybko jej leciał i żałowała, źe nie da go się cofnąć. Tak zamyślona położyła sie pod pościelą i wtuliła jak zawsze w pluszową poduszkę dodając sobie otuchy. Leżała tak przez chwile i wkońcu zasnęła błogim snem.

Mam nadzieję, że sie podoba. Może dodam coś dziś jeszcze z okazji walentynek jakąś romantyczną scene, tak dla umilenia Wam wieczoru ( zwłaszcza tym samotnym w dniu dzisiejszym) :)

ObiecanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz