Rozdział IV
Doris była już bardzo zmęczona a to dopiero pół drogi za nią. Pomyślała, że dziś zadzwoni do Jonsa, miejscowego mechanika. Życie bez samochodu na takim odludziu było nie możliwe. Do tego deszcz zaczął padać mocniej. Dziewczyna czuła jak makijaż spływa po jej twarzy. Musiała wyglądać jak panda. No cóż trzeba było jakoś dojść do domu. Jej ojciec wróci koło 19, jak nie później, więc nie miała szansy na podwózkę.
Szła w zdłuż ulicy w miasteczku, która była drogą prowadzącą do lasu, dalej do jej domu. Koło sklepu pana Hamiltona zauważyła, że w środku stoi Mark.
Pewnie kupował narzędzia do remontu domu. Doris zastanawiała się kto zamieszka w sypialni Conora. Spędziła w niej wiele wspaniałych chwil. Wraz z chłopakiem bawiła się tam jego kolekcją samochodów a także budowali zamki dla lalek barbie z lego. Choć byli przeciwnej płci to zawsze się dogadywali. Z pokoju Conora był widok na jej sypialnie, ale teraz już kto inny będzie mieszkać w tym domu. Idąc w zamyśleniu dziewczyna zapomniała o bożym świecie. Z zamyślenia wyrwał ją klakson.
- A mówiłem, że cie podwioze.
- Dam sobie radę, jak już mówiłam.
- W to nie wątpie, ale pada a Ty masz ciężkie reklamówki.
- I co z tego?
- Nie daj się prosić. Gdzie mieszkasz?
- Nie mówie nie znajomym o takich rzeczach.
- Chodzimy razem do szkoły.
- Ale znamy sie raptem jeden dzień.
- No i cały dzień wpadamy na siebie.- powiedział chłopak z błyskiem w oku.
- Raczej ty na mnie.
- Więc jak? Podwieźdź się?
- No dobra bo nie odpuścisz.
- No to świetnie, wskakuj do auta.
Doris z obawawą wsiadła do pojadu. Miała pewne opory bo nie znała zbyt dobrze chłopaka. Jej mama zaginęła podobnie.
Pewnego razu wracając z wyjazdu, jej samochód zepsół się, a był już wieczór. Jej auto znaleziono jakieś 40 km od najbliższego miasta. Policja twierdzi, że ktoś chcąc ją podwieść do miasta, uprowadził ją. Nie znaleziono nikogo, kto mógłby coś wiedzieć w tej sprawie. Ślad po niej zaginął, zniknęła jak bańka mydlana.
Dlatego straciła zaufanie do ludzi a już zwłaszcza oferujących powózke. Gdyby jej ojciec się o tym dowiedział, dostałaby szlaban do końca życia.
Tak więc siedząc w pojeździe Doris była bardzo zestresowana i zastanawiała się co ją do diabła pokusiło by pojechać z Markiem.
- Gdzie mieszkasz?
- Koło domu Harrisonów.
- Serio? O matko nie wiedziałem, że jesteśmy sąsiadami.- uśmiechnął się.
- No tak, teraz jesteśmy.
- Jak się tam mieszka, tak na odludziu, wiesz dziś jestem tu pierwszy raz tak na dłużej, wcześniej byłem tylko oglądać ten dom.
- Hmmm, mieszkam tam całe swoje życie, z moim przyjacielem Conorem spędziłam całe dzieciństwo i przyzwyczaiłam się do tego lasu. Nie mam z tym miejscem dobrych skojażeń, ale nie zamieniłabym tego domu na żaden inny.
- Czemu ci się źle kojaży?
- Głównie przez to co się stało w twoim domu.
- No tak rodzice mówili.
- Nie przeszkadza ci to?- spytała dziewczyna.
- Nie, a co?
- Wiesz, znam nie wiele osób, które chciałyby mieszkać w domu, którym dokonano rytualnego morderstwa.
- No to masz okazje mnie poznać.
Dziewczyna już nic nie odpowiedziała tylko głośno wzdechnęła. Chłopak jechał również milcząc delikatnie wystukując rytm palcem na kierownicy. A drugą ręką zmieniajac piosenke. Doris ostrożnie spojżała na profil mężczyzny. Był idealny wprost cudny, nawet Mike nie miał takiego. Ale co zrobić i tak pewnie któraś z lafirynd go poderwie. To było pewne. A po Marku było to widoczne, że nie tworzy stałych zwiazków.
Chłopak skręcił w lewą dróżkę, prowadzącą do ich domów. Doris ulżyło, ze jej nigdzie nie wywiezie. Minęli lasek i Mark zatrzymał się na podjeździe do domu dziewczyny.
- No jesteśmy. Mam nadzieje, że mi troche zaufałaś.
- Troszeczke, ale nie myśl sobie.
- hahahaha
- Co cie tak bawi?- dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Z całych sił bronisz się przedemna. Ja nie gryze.
- Dobrze wiedzieć. Musze już iść.
- Poczekaj, pomoge ci.
- Dam sobie rade.
- Nie powtarzaj cały czas, że dasz sobie rade bo widze, że sobie jednak nie dajesz.
- No dobra nie upieram się bo i tak nie wygram.
- O i o to mi chodzi.
Wysiedli z samochodu i chłopak wziął ciężkie torby z zakupami.
- I ty chciałaś iść z tym na pieszo?
- Tak a co?
- Przecież to waży tone.- roześmiał się. Dziewczyna w między czasie odkluczyła drzwi do domu i wypóściła chłopaka do środka. Weszli do jej jasnej kuchni i chłopak położył pakunki na blacie.
- Dziękuje.
- Buziak się należy za pomoc.- uśmiechnął sie szelmowsko.
- Chyba śnisz.
- W takim razie foch i więcej ci nie pomoge chociaż nie wiem jakby padało.
- To nie.- Doris zaczęła się śmiać.- Dziękuje, serio.
- Niech ci będzie, następnym razem, tak wogóle co się stało z twoim autem?
- Nie wiem, musze zadzwonić do mechanika.
- Nie musisz, troche sie znam na autach, wiec zobacze popołudniu co i jak.
- Naprawde? Mysle, że tak.
- Ok.
- To jestesmy umówieni, a teraz lece do domu. Pa
- Pa
Kiedy chłopak wyszedł dziewczyna nie mogła uwieżyć, że tak dobrze jest jej w jego towarzystwie. Kto wie. Ale teraz musiała przygotować obiad i odrobić lekcje.Mam nadzieję, że się podoba. Proszę głosujcie i komentujcie.
CZYTASZ
Obiecana
Teen FictionObiecana to powieść o dziewczynie z małego miasteczka, której rodzina ma powiązania z sektą. Poznaje zniewalającego chłopaka, ale czy przyniesie on jej opoke czy cierpienie? A także czy Connor przyjaciel z dzieciństwa powróci do jej życia? Czy zagad...