rozdział XV
Dziewczyna nie mogąc już biec dłużej zatrzymała się ponownie. Miała dość. Usiadła na miękkim mchu i wyciągnęła telefon. Nie było zasięgu. Nie miała siły i ochoty uciekać dalej, więc położyła się i podwinęła nogi. Zaczęła szlochać, nie chciała, żeby to wszystko oskazało się taką okropną prawdą. W tym momencie chciałaby by jej przyjaciel był przy niej, chciała go przeprosić i przyznać racje. Nie wiedziała czy może do niego iść, bała się, że ją tam znajdą. Nie miala gdzie się podziać. Przewróciła się na plecy i wpatrywała w czubki drzew, las był przerażający, ale nie tak jak jej dom. Leżała tak i wsłuchiwała się w odgłosy. W pewnym momencie usłyszała jakby ktoś się do niej zbliżał. Ostrożnie przekręciła głowę w bok i otworzyła tylko jedno oko. Ku niej zbliżał się truchtający mężczyzna. Serce podeszło jej do gardła. Im był bliżej tym zaczął zwalniać.
- Jesteś.- wyszeptał zadyszany.
- Jak mnie znalazłeś!- kszyknęła dziewczyna.
- Wybiegłem za tobą, ale w pewnym momencie straciłem cie z oczu, i wtedy przypomniało mi się, źe kiedyś w telefonie włączyłem ci namierzanie.
- Jak mogłeś!
- Rodzice mi kazali.
- Rodzice ci kazali! Człowieku ile ty masz lat!
- W sekcie panują określone zasady, musimy się słuchać starszych inaczej spotkają cie niemiłe konsekwencje.
- Nie my, ty się musisz ich słuchać, ja nie należe do sekty, jesteście chorzy psychicznie.
- Doris a czy powiesz do katolików, żydów itp, że są chorzy psychicznie, że w kogoś wierzą?
- Nie, ale to są normalne religie.
- Wiara w Boga wiąże się z wiarą w szatana. Więc jedni wierzą w boga i go błogosławią a inni wierzą i czczą tą drugą osobe. Proste.
- Ale katolik nie robi kszywdy ludzią.
- Owszem nie, kiedyś składano symbolicznie baranka w ofierze teraz się tego nie robi. No my skoadamy nieco inne ofiary... chyba sama się domyślasz jakie...
- Mark... nie waż się o tym mówi, nie będę wyznawać jakiegoś szatana Ali, Mali czy jak jej tam.
- Amy, czcimy Amy.
- Nie obchodzi mnie to bo ja nie będę nikogo czcić, zawsze byłam ateistką tak pozostanie.
- Doris, proszę wracajmy. Jest już ciemno.
- Nie, ty wracaj ja się nie zamierzam ruszać.
- Pójdziesz ze mną. Masz mi być posłuszna.
- Że co proszę!?
- Będziesz mi posłuszna.
- Jestem wolną kobietą, nie będę się ciebie słuchać.
- Owszem będziesz, kobiety w naszej sekcie są posłuszne swoim mężczyzną.
- Po pierwsze nie jestem w sekcie, po drugie nie jestem twoją kobietą.
- Jesteś, zostałaś mi obiecana.
- Bzdury.
- Dalej idziemy.
- Nie. Nie wróce tam.
- Wrócisz, nakazuje ci.
Doris usiadła i odwróciła się plecami do chlopaka. Poczuła, że obejmuje ją pod pachami i podnosi.
- Dalej, idziemy do domu.
- Nie. Zostaw mnie.- zaczęła się szarpać, ale Mark był o wiele silniejszy.
- No już uspokój sie i tak mi się nie wyrwiesz.
Doris zaczęła znowu szlochać, w tym miesiącu było już tego zbyt wiele.
- Nie płacz nie lubie jak się mażesz jak dziecko.
- Nie zabronisz mi.
- Zabronie, zacznij się uczyć, że to ja mam kontrolę nad tobą.
- Zobaczymy.
Chłooak chwycił ją za łokieć i poprowadził w droge powrotną, dziewczyna szła najwolniej jak mogła, potykając się o każdy kamień czy wystający korzeń, wszystko by spowolnić powrót. Chciała się wyrwać Markowi, ale nie dałaby rady. W pewnym momencie zatrzymała się.
- Mark.
- Co?
- Czy to prawda, że my mamy być teraz razem, że jestem ci obiecana?
- Tak, Rada tak postanowiła.
- Czyli ci się nie podobam, nie miałeś wyboru?
- Nie, nie miałem.
- W takim razie możesz się sprzeciwić i wybrać inną kandydatkę, ja powiem, że ciebie nie chce.
- A ty myślisz, że to konkurs? Myślisz, że Rada myśli o uczuciach? Jak postanowi tak jest. Pogódź się z tym.
- Ale nie podobam ci się?
- Nie jesteś brzydka przecież wiesz, mogłem trafić gożej. Masz coś w sobie, że mimo to mi się podobasz.
Doris nic nie odpowiedziała, nie chciała wiązać się z tym facetem chciała mieć prawo wyboru.
- Po co się wogóle pytałas?
- Chciałam wiedzieć, nie jestem gotowa na poważny związek, chciałam zdobywać doświadczenie, mieć nowych znajomych, wyrwać sie z tego miasta.
- Niestety nic z twoich planów nie wyjdzie, będziesz musiała urodzić dziecko i przedłużyć ród. Takie jest nasze zadanie.
- Mamy się rozmnażać jak króliki?
- Mamy przedłużyć ród, jest nas coraz mniej. Dużo par ze społeczeństwa nie może mieć dzieci in vitro nie wchodzi w gre. A przez to jest nas mniej.
- I bardzo dobrze.
- Nie mów tak.
- Będę mówić to co chcę, może zakżesz mi odzywania się?
- Tego nie, przecież bym zwariował w ciszy.
- No i dobrze.
- Doris, proszę cie. Musimy się pogodzić z naszym losem. Sam wolałbym być teraz na imprezie i później na studiach szaleć a nie zajmować się dzieckiem, które musisz urodzić.
- Czemu mam tak szybko zajść w ciążę?
- Jednym z nietykalnych punktów kodeksu jest to, że dziewczyna ma urodzić pierwszego potomka przed 19 rokiem życia my mamy już prawie 18 lat, więc nie zostało nam za dużo czasu.
- To znaczy, że niedługo mam być w ciąży? A co z liceum?
- Oto się nie martw. Zdasz mature. A szkołe możesz dokończyć później. Jak urodzisz.
- Nie. Chcę dokończyć teraz.
- Teraz urodzisz dziecko.
- Nie.
- Tak. I koniec dyskusji. A teraz idziemy dalej, mamy jeszcze kawałek drogi do przejścia.
- I co z tego. Nie mam ochoty wracać do domu.
- A ja mam, no już, już. Idziemy. Chciałbym się w końcu położyć spać.
- A ja nie. A własnie gdzie ja mam teraz niby mieszkać?
- Hmm na pewno będziesz pod czyjąć kontrolą, żebyś nie zwiała znowu. Nie wiem co posatnowią.
- Ale my nie musimy razem chyba mieszkać?
- Jak to nie? Po przysiędze zawsze mieszka się razem.
- Jakiej przysiędze?
- To odpowiednik katolickiego ślubu, jest to taka kwawa ceremonia, ma połączyć dwa rody itp.
- Jaka krwaw, o czym mówisz?
- No o rytualnym morderstwie.
- Czekaj... państwo Harrison zostali zamordowani w rytualnym morderstwie.
- No tak.
- Czyli to wy! Ja to zgłosze!
- Myślisz, ze policja przyjmie zgłoszenie, komendant też należy do sekty. Wiec nie masz co kombinować. Nasi członkowie wykonują przydatne funkcje. W tym miasteczku mamy kilkor członków.
- Nie, nie, to nie prawda.
- Owszem prawda.
- Ale czemu biednych Harrisonów.
- Trudno, akurat na nich padło, pozatym moglismy dzięki temu kupić dom. A ofiare trzeba było i tak złożyć.
- Jak często mordujecie?
- Raz na pół roku organizowane są czarne msze w miasteczkach o większym skupieniu członków lub o miastach z wiekszą liczbą ludności. Wiesz, gdybyśmy dokonywali mordów raz na pół roku tutaj to by się wydało, ludzie by się bali. A no i mordy wykonywane są z okazji połczenia.
- Dobrze, że nie częsciej, choć mordować nie powinniście wogóle.
- Eee tam, gadanie. Ostatnio staramy sie mordować ludzi z marginesu, albo tych co mają za dużo.
- Każde życie jest cenne.
- Ja uważam, że każde ma inna wartość. No zobacz zbliżamy sie powoli do domu.
- Nie zmieniaj tematu.
- Nie zmieniam. Zwracam uwage na ten fakt.
Dziewczyna umilkła, zaczęła sobie uświadamiać, że jej życie od dziś będzie wygłądać inaczej.
CZYTASZ
Obiecana
Teen FictionObiecana to powieść o dziewczynie z małego miasteczka, której rodzina ma powiązania z sektą. Poznaje zniewalającego chłopaka, ale czy przyniesie on jej opoke czy cierpienie? A także czy Connor przyjaciel z dzieciństwa powróci do jej życia? Czy zagad...