𝖀𝖓𝖊

237 15 6
                                    

- Ike, wstawaj! - wrzasnął mój tata, wchodząc do niewielkiej izby, w której spałem. - Trzeba iść w pole - oznajmił bez emocji na twarzy.

- Dobrze... Już wstaję - odparłem zaspany przecierając oczy. Ubrałem się i leniwie wyszedłem z izby, po czym poszedłem do kuchni, gdzie siedziała moja mama oraz młodszy brat, Ian.

- Cześć synku - powiedziała mama.

- Hej... - odparłem zaspanym głosem i poszedłem na zewnątrz.

Mieszkaliśmy w niewielkiej wiosce, którą zamieszkiwali biedni chłopi z rodzinami. Zamożni ludzie byli dla nas utrapieniem. Nie raz przyjeżdżali i kazali nam oddać ponad połowę plonów, jakie zebraliśmy przez ostatni czas.

Przez nasze miasteczko przepływała mała rzeczka. To z niej braliśmy wodę do spożycia, a w upalne dni myliśmy się w niej. Poszedłem więc na jej brzeg i wszedłem do wody po pas. Opłukałem się i wróciłem do domu.

- Co jest na śniadanie? - zapytałem.

- Chleb z dżemem! - krzyknął ucieszony Ian. Uśmiechnąłem się, po czym usiadłem do stołu, czochrając przy okazji włosy brata. Popędzany przez ojca, zjadłem szybko dwie kromki z powidłem jabłkowym i popędziłem na pole, gdzie czekał już mój tato. Był nieco zdenerwowany i narzekał, że guzdrałem się jak zawsze. Nie przejmowałem się tym jednak zbytnio.

- Dobra, bierz motykę. Idziemy na wykopki - odparł.

Mieliśmy jedno dość duże pole ziemniaków, na którym pracowaliśmy z tatą we dwóch. Robota była bardzo ciężka, a dźwiganie worków wypełnionych kartoflami przy mojej masie ciała było prawie że awykonalne.

- Tato... Muszę odpocząć - wysapałem, odgarniając z czoła moje prawie że białe włosy.

- Idź... - burknął niezadowolony mężczyzna i rzucił mi skórzaną manierkę z wodą. Odpocząłem nieco pod jednym z pobliskich drzew, nawodniłem się i wróciłem na pole ziemniaków.

Do obiadu czułem na sobie wkurzony wzrok ojca. Wiedziałem, że chodzi mu o odpoczynek podczas pracy, który jego zdaniem był jak zakazany owoc.

- Chłopcy - odezwała się nagle mama, gdy jedliśmy właśnie obiad. - Musimy porozmawiać - brzmiała bardzo poważnie, co zaniepokoiło mnie i Ian'a.

- O co chodzi? - zapytałem.

- Nie owijając w bawełnę... - burknął tata. - Parę dni temu Ian skończył dwanaście wiosen. Razem z mamą zadecydowaliśmy, że od teraz będzie pomagał w polu - odparł, patrząc z dumą na uśmiechniętego chłopaka.

- To fajnie. Będziemy mieć pomoc - powiedziałem.

- BędzieMY? - zapytał tata, śmiejąc się lekko pod nosem. - Jak już, to JA będę miał w końcu pomoc.

- Jak to... - zdziwiłem się. Nic z tego nie rozumiałem.

- Ike, ty... - zaczęła mama. - Postanowiliśmy, że pójdziesz na służbę do pałacu - gdy to usłyszałam, zaniemówiłem.

Służba? Ja? W PAŁACU?!

- Jak to... Przecież tam pracują kobiety...

- Tak, ale praca ta jest także dla chłopców - uśmiechnęła się mama.

- Co ja tam będę robił? - dopytywałem.

- Głównie sprzątał, albo zmywał naczynia - odparł tata, wstając od stołu i nie biorąc ze sobą talerza. - Możesz już się przyzwyczajać - odparł, podsuwając w moją stronę swoje naczynia i jakby nigdy nic, po prostu wyszedł z domu. Ze zdziwieniem patrzyłem na drzwi, którymi tato trzasnął. W pewnym momencie poczułem, że do moich oczu napływają łzy.

- Ike... Nie pomyśl o nas źle - odezwała się mama. - Po prostu tata stwierdził, że Ian będzie dla niego lepszą pomocą przy pracy.

- Ja wiem, że nie jestem silny i wyrośnięty... - szlochałem. - Ale dlaczego ma być to powód do opuszczenia domu?!

- Synku, to nie tak!

- A jak?! Jestem chuchrem, wiem o tym, jednak nic nie mogę z tym zrobić... - wstałem od stołu i zebrałem talerze. Wyszedłem z domu, a przed nim zobaczyłem ojca. Tępo patrzył się przed siebie, a na jego twarzy gościła czysta złość. - Ja... Przepraszam tato... - powiedziałem cicho.

- Jak wrócisz znad rzeki, spakuj swoje rzeczy - mówiąc to nawet na mnie nie spojrzał. - Jutro o świcie przyjadą po ciebie - po tych słowach wszedł do domu.

Następnego dnia z rana obudziły mnie dźwięki dobiegające zza okna. Podniosłem się z posłania i zaspanym wzrokiem wyjrzałem za okno. Ujrzałem dużą, drewnianą, bogato zdobioną złotem karocę, która była ciągnięta przez parę karych rumaków. Dopiero gdy dźwięk kopyt ucichł zorientowałem się o co chodzi. Zerwałem się jak oparzony. Szybko się ubrałem i wybiegłem z izby. Momentalnie znalazłem się w kuchni, gdzie siedzieli już moi rodzice i jedli śniadanie. Tato popatrzył na mnie wrogim wzrokiem, a w oczach mamy zdawały się chować łzy.

- Coś taki poddenerwowany? - zapytał tata.

- Pod dom podjechała jakaś karoca zaprzęgnięty w konie... - odparłem, ciężko przełykając ślinę.

- O Boże, przyjechali - szepnęła mama i zakryła usta dłonią. Nie minęły dwie sekundy, a usłyszeliśmy pukanie do drzwi.

- Otworzę... - ojciec wstał od stołu.

- Dzień dobry - usłyszałem niski głos mężczyzny, zapewne był woźnicą. - Państwo Welsh? - zapytał.

- Tak. Pan zapewne po mojego syna - odparł surowym tonem tato. - Ike! - wrzasnął, a ja podszedłem do niego niczym pies ze skulonym ogonem. Stanąłem naprzeciwko starszego mężczyzny.

- D-Dzień dobry, Panu - wydukałem, trzymając w ręku lniany worek zawiązany sznurkiem. Był to mój bagaż. Wtedy mężczyzna przyjaźnie się uśmiechnął.

- Cześć, jak ci na imię? - zapytał miło. Zdziwiło mnie to nieco. Zawsze mi mówiono, że służba królewska jest niemiła, tak jak sam król.

- Ja... Ja jestem... - zająkałem się, ale nie dokończyłem zdania, ponieważ ojciec mi przerwał.

- To jest właśnie mój syn Ike. Możecie już jechać. Do widzenia - oznajmił i lekko wypchnął mnie na zewnątrz. Wtedy z głębi domu usłyszałem krzyk.

- Nie! - to był Ian. - Ike, nie jedź - podbiegł do mnie, szlochając i przytulił mnie.

- Melindo - syknął tata do mamy. - Miałaś go pilnować, żeby nie wybiegł.

- Wyślizgnął mi się - szepnęła, spuszczając głowę.

Oni wyraźnie mnie tu nie chcą... Zwłaszcza ojciec.

- Proszę pana - Ian popatrzył na woźnicę i przetarł łzy płynące po policzkach. - Czy... Czy pan musi zabierać Ike?

- Ta decyzja nie należy do mnie - wzruszył ramionami.

- Ian, ja... - odezwałem się przytulając malca. - Jeszcze tu wrócę... - nie byłem do końca pewny swoich słów. W końcu pożegnaliśmy się. Wsiadłem do karety i ruszyliśmy w drogę. Patrzyłem przez okno widząc, jak całe moje dotychczasowe życie zostaje za mną. Wiedziałem, że od tej pory ono się zmieni. Nie wiedziałem tylko na jakie.

𝙼𝚊𝚕𝚊𝚛𝚣 [ZAKOŃCZENIE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz