𝕹𝖊𝖚𝖋

166 10 0
                                        

Pov. Narrator
Ike nie wiedział, że szlachcic, na którego wpadł tamtego dnia, słyszał całą rozmowę, jaka przebiegła między nim a księciem Call'em. Mężczyzna od razu opowiedział wszystkim to, co usłyszał, a szlachta oraz wojsko wydali na chłopaka wyrok śmierci. Następnej nocy kilku szlachciców zakradło się do pokoju Ike. Przyłożyli do jego ust mokrą szmatkę. Nieprzytomnego związano, wyniesiono z pałacu i wywieziono do lasu.

- Co... Co się stało? - zapytał nagle chłopak, odzyskując przytomność, gdy akurat ściągali go z konia. Nikt nie odpowiedział na jego pytanie, zamiast tego jeden ze szlachciców rozkazał uklęknąć mu na ziemi, po czym popchnął go. Chłopak upadł twarzą na lodowaty śnieg. Gdy odwrócił się w stronę szlachty, zobaczył przed sobą lufę pistoletu, a strach wykreował w jego głowie alarm "Uciekaj!". Ike próbował się podnieść, ale bezskutecznie, ponieważ dwóch mężczyzn go przytrzymywało. Szlachcic, który wymierzył broń w niewinnego chłopaka, przycisnął spust. Głuchy huk rozchodzący się po lesie był ostatnim dźwiękiem, jaki Ike usłyszał w swoim życiu. Martwy upadł na ziemię pokrytą śniegiem.

- Wrzućcie go do rzeki - rozkazał szlachcic-zabójca, wsiadając na swojego konia. Dwójka mężczyzn podniosła ciało Ike, z którego sączyła się krew. Zanieśli je nad pobliską, rwącą rzekę i bez żadnych skrupułów wrzucili do niej martwego chłopaka. Odwrócili się na pięcie i ruszyli w drogę powrotną.

Pov. Call
Obudziłem się w nocy czując niepokój. Jestem raczej osobą, która śpi spokojnie, ale tamtym razem coś zabraniało mi spać. Przeleżałem w łóżku dobre parę godzin, a gdy zaczęło świtać, straciłem nadzieję na to, że uda mi się zasnąć. Nagle z dworu usłyszałem stukot końskich kopyt. Wyjrzałem za okno i zobaczyłem paru szlachciców wjeżdżających właśnie konno na dziedziniec.

O co może chodzić?

Ubrałem się i wyszedłem z pałacu.

- Co tu się dzieje? - zapytałem, gdy szlachcice rozsiodływali właśnie konie. - Gdzie byliście?

- W lesie nad rzeką. Robiliśmy porządek z mordercą twojego ojca, książę - odpowiedział jeden z nich, po czym ukłonił się i wrócił do pałacu. Nie wiedziałam dokładnie o co chodziło.

Z mordercą mojego ojca?

Właśnie wtedy wpadłem na to, o kogo mogło chodzić szlachcicowi.

Nie... To nie może być prawda...

Ile sił w nogach wbiegłem do pałacu i udałem się na piętro sypialniane służby. Zapukałem do jednych z drzwi i otworzyłem je z nadzieją zobaczenia za nimi bladoskórego chłopaka, smacznie śpiącego pod kołdrą. Jednak w pomieszczeniu nikogo nie było. Pobiegłem do kuchni, gdzie krzątało się już parę służących, w tym Liliana.

- Witaj - przywitałem się z kobietą.

- Dzień dobry, książę - ukłoniła się. - Co cię tu sprowadza?

- Widziałaś może Ike?

- Nie, ale za pewne jeszcze śpi. Coś się stało? - zapytała, nie wiedząc o co chodzi.

- Późnej się dowiesz - rzuciłem, po czym wybiegłem z kuchni. Pobiegłem z powrotem na korytarz dla służby i zapukałem do innych drzwi.

- Proszę! - usłyszałem dziewczęcy głos, po czym otworzyłem drzwi.

- Widziałaś dzisiaj Ike? - zapytałem czeszącą właśnie swoje włosy Alyę.

- Nie... - odpowiedziała zdziwiona moją wizytą.

Latałem po całym pałacu i pytałem wszystkich, gdzie może być Ike. Pytałem także szlachciców, którzy wrócili nad ranem, ale oni nie chcieli udzielić mi informacji o kogo dokładnie chodzi.

- Książę! - usłyszałem nagle głos jednej ze sprzątaczek, gdy byłem w holu. - Szukasz Ike, prawda?

- T-Tak, szukam. Wiesz gdzie on jest? - zapytałem z nadzieją w oczach.

- Tego niestety nie wiem, ale mój pokój jest na przeciwko jego... I w nocy słyszałam jakieś hałasy na korytarzu.

- Hałasy? - zdziwiłem się. - Jakie hałasy?

- Dobiegały jakby z pokoju Ike. Słyszałam fragment rozmowy dwóch osób. Bodajże szlachciców.

- O czym rozmawiali?

- Nie wiem dokładnie, ale jeden powiedział do drugiego "Wynosimy go"... czy coś w tym stylu - słowa służącej zmroziły mi krew w żyłach.

- Czyli... czyli miałem rację - w moich oczach stanęły łzy.

- Książę... wiesz co się stało z Ike? - zapytała. Na jej pytanie przytaknąłem ruchem głowy i poszedłem do siebie.

To nie może być prawda... Oni nie mogli go zabić!

Przez kolejne dni próbowałem jakoś poradzić sobie ze świadomością, że nigdy już nie zobaczę Ike. Był dla mnie wyjątkową osobą, którą kochałem i nie wyobrażałem sobie życia bez niego. Brak możliwości przytulenia jasnowłosego, zamienienia z nim chociażby paru słów, zobaczenia go... Nie dawałem sobie z tym wszystkim rady. Jego nieobecność mocno bolała mnie od środka. W takim cierpieniu trwałem przez tydzień. Wszyscy widzieli, że jest ze mną coś nie tak. Byłem jakby nieobecny, nie odzywałem się prawie w ogóle, pokazywałem się jedynie przy posiłkach, a resztę dnia przesiadywałem zamknięty w swoim pokoju. Próbowałem zająć się malarstwem, ale za każdym razem, gdy siadałem przed płótnem miałem przed oczami skromnie owinięte w atłas ciało Ike.

- Cholera jasna! - krzyknąłem i rzuciłem pędzel gdzieś w kąt pokoju. Po pomieszczeniu rozległ się huk wywołany przewróceniem się kilku płótn. Wstałem z krzesła, podniosłem je i zamarłem na moment, gdy zorientowałem się, że trzymam właśnie w dłoni obraz przedstawiający osobę, której tak bardzo mi brakuje. - Przepraszam, Ike. Tak bardzo cię przepraszam za to, że nie umiem bez ciebie normalnie funkcjonować - mówiłem, patrząc na obraz. Ucałowałem płótno w miejscu, gdzie namalowane były usta chłopaka, po czym odłożyłem je pomiędzy inne obrazy. - Już niedługo się zobaczymy - wyszlochałem, ocierając palcem o brzeg płótna.

Po kolacji standardowo zaszyłem się w swoim pokoju, a gdy nadeszła noc, wyszedłem z pałacu. Straż stała na wierzy i patrzyła na zewnętrzną stronę murów. Nie chciałem zwracać na siebie uwagi. Cichaczem przemknąłem się więc do stajni, z której wziąłem sznur wiszący na jednym z haków. Podszedłem do bramy królestwa, po czym w stronę pałacu rzuciłem kamieniem wielkości pięści. Strażnicy odwrócili się w stronę wewnętrzną bramy i z nabitą bronią rozglądali się po dworze. Wykorzystałem okazję i pobiegłem do lasu.

Chodziłem między drzewami, po ośnieżonej ziemi, ciągnąć za sobą gruby sznur, który trzymałem w ręku. W pewnym momencie usłyszałem szum rzeki i udałem się w stronę źródła dźwięku. Gdy tam dotarłem momentalnie zamarłem. Na czerwonym od krwi śniegu leżały strzępki ubrań. Domyśliłem się do kogo mogły należeć. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy, a ja nawet nie starałem się ich hamować.

Nie mogę uwierzyć, że nasza kłótnia i moje ostre słowa wycelowane w twoim kierunku, były ostatnimi, jakie ode mnie usłyszałeś. Zraniłem cię, obwiniając, ale przecież sam dobrze wiem, że nie miałeś nic wspólnego ze śmiercią mojego ojca. Żałuję... Cholernie żałuję, że tamtego dnia nie potrafiłem odsunąć podejrzeń na drugi plan, przytulić cię i powiedzieć ci w oczy "Ike, wierzę ci. Nie jesteś mordercą". Wstyd mi za siebie, że pożegnałem cię w taki sposób.

Wspiąłem się na pobliskie drzewo i przywiązałem linę do jednej z gałęzi. Drugi jej koniec uformowałem w pętlę, którą następnie założyłem sobie na szyję i nawet nie żegnając się ze światem po prostu skoczyłem.

𝙼𝚊𝚕𝚊𝚛𝚣 [ZAKOŃCZENIE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz